Cixin Liu to chiński pisarz science fiction, który zyskał dużą popularność w swoim kraju, a po przetłumaczeniu The Three-Body Problem na angielski, także w świecie zachodnim, czego efektem była przyznana w 2015 roku nagroda Hugo dla najlepszej powieści SF. 14 marca nakładem Domu Wydawniczego Rebis powieść ta ukaże się w Polsce. Jest to rozciągnięta na kilkadziesiąt lat historia o znaczeniu nauki, kontakcie z obcą rasą, a także o tym, co system potrafi zrobić z jednostką. Poniżej zamieszczamy przedpremierowo pierwszy rozdział Problemu trzech ciał:
Źródło: Rebis

1. Lata szaleństwa

Chiny, 1967

Czerwony Związek od dwóch dni atakował kwaterę główną Brygady 28 Kwietnia. Jego czerwone flagi łopotały nieustannie wokół budynku niczym płomienie łaknące drewna. Dowódca Czerwonego Związku czuł strach, ale nie przed zaciekle broniącymi się czerwonogwardzistami z Brygady 28 Kwietnia. W porównaniu z weteranami Czerwonego Związku, utworzonego w 1966 roku, na początku wielkiej proletariackiej rewolucji kulturalnej, ponad dwustu członków brygady było żółtodziobami. Ci pierwsi zahartowali się w starciach na terenie całego kraju i wielkich wiecach na placu Tiananmen, zwoływanych przez przewodniczącego Mao. Bał się około tuzina żelaznych pieców w budynku, wypełnionych materiałami wybuchowymi i połączonych ze sobą elektrycznymi detonatorami. Nie widział ich, ale czuł ich obecność, jak metalowy opiłek przyciąganie znajdującego się w jego pobliżu magnesu. Gdyby któryś z obrońców wcisnął przełącznik, zarówno rewolucjoniści, jak i kontrrewolucjoniści zginęliby w rozbłysku gigantycznej ognistej kuli. A młodzi czerwonogwardziści z Brygady 28 Kwietnia zdolni byli do takiego aktu szaleństwa. W odróżnieniu od doświadczonych mężczyzn i kobiet z pierwszego pokolenia Czerwonej Gwardii nowi buntownicy byli watahą wściekłych wilków. Na dachu budynku ukazała się piękna szczupła dziewczyna, wymachująca wielkim czerwonym sztandarem Brygady 28 Kwietnia. Jej pojawienie się powitała kanonada strzałów. Broń atakujących była przedziwną mieszaniną starych amerykańskich karabinów, czeskich pistoletów maszynowych, japońskich karabinów wzór 38 i nowszych rodzajów broni, takich jak przydziałowe karabiny i pistolety maszynowe żołnierzy Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, zrabowane z jej magazynów po publikacji „sierpniowego artykułu wstępnego”, a nawet paru chińskich mieczy dadao i włóczni. Razem wzięte tworzyły skondensowaną wersję współczesnej historii. Członkowie Brygady 28 Kwietnia już wcześniej dawali podobne pokazy. Stawali na dachu budynku, machali sztandarem, wykrzykiwali hasła przez megafony i zrzucali na atakujących ulotki. Za każdym razem śmiałkowi udawało się uciec przed gradem kul i zyskać uznanie towarzyszy za męstwo. Dziewczyna najwyraźniej myślała, że jej też dopisze szczęście. Wywijała chorągwią, jakby była przekonana, że jej gorejąca młodość spali w płomieniu rewolucji wroga na popiół, jakby wyobrażała sobie, że jutro z krążącego w jej żyłach zapału wyłoni marzeniem, aż jej klatkę piersiową przeszył pocisk. Jej piętnastoletnie ciało było tak delikatne, że kula prawie nie zwolniła, przechodząc przez nie, i poleciała dalej ze świstem. Czerwonogwardzistka osunęła się razem ze sztandarem, ale była tak lekka, że spadła z dachu wolniej niż płat czerwonej tkaniny, jak mały ptaszek, który nie chce sfrunąć na dół z nieba. Z gardeł wojowników Czerwonego Związku wydobył się okrzyk radości. Kilku z nich podbiegło do podnóża budynku, podniosło sztandar Brygady 28 Kwietnia i chwyciło drobne, martwe ciało. Unieśli trofeum w górę i cisnęli je na górną krawędź metalowej bramy w płocie ogradzającym kwaterę główną wroga. Większość metalowych, ostro zakończonych prętów została wyrwana na początku walk między frakcjami i użyta jako włócznie, ale dwa pozostały. Gdy szpikulce te wbiły się w ciało dziewczyny, przez chwilę wydawało się, że ożyła. Wojownicy cofnęli się i zaczęli do niej strzelać jak do tarczy. Dla dziewczyny grad kul nie różnił się od łagodnego deszczu, bo przecież nic już nie czuła. Od czasu do czasu jej cienkie jak gałązki ręce drgały, jakby strzepywała z siebie krople. Potem pocisk oderwał jej pół głowy i w błękitne niebo wpatrywało się już tylko jedno śliczne oko. W jej spojrzeniu nie było bólu, a jedynie zastygłe poświęcenie i wiara w ideał. A jednak w porównaniu z innymi miała szczęście – kiedy zginęła, przynajmniej szczerze wierzyła w słuszność sprawy.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj