Od wczesnych lat istnienia Hollywood, narodził się tzw. system gwiazd, który oznaczał promowanie filmu nazwiskiem aktora lub aktorki. Sytuacja jednak się zmieniła i portal Variety przytacza między innymi wypowiedź Jennifer Aniston, która zaskoczyła wielu twierdząc, że "nie ma już gwiazd filmowych". Teraz w podobnym tonie wypowiada się twórca Pulp Fiction, Quentin Tarantino. W podcaście Toma Segury, reżyser przypisał odejście od modelu z gwiazdami kina "Marvelizacji Hollywood".
(...) Masz tych wszystkich aktorów, którzy stali się sławni grając te postacie. Ale oni nie są gwiazdami filmowymi. Kapitan Ameryka jest tutaj gwiazdą. Albo Thor jest gwiazdą. Nie jestem pierwszą osobą, która to mówi. Myślę, że zostało to powiedziane zillion razy... ale to jest tak, że wiesz, te franczyzowe postacie stają się gwiazdami.
Tarantino dodał też w rozmowie, że nie "nienawidzi" filmów Marvela, ale nie lubi ich za to, że są jedynym produktem, którym Hollywood jest zainteresowane w dzisiejszych czasach.
Zobacz, zbierałem komiksy Marvela jak szalony, kiedy byłem dzieckiem. Jest taki aspekt, że gdyby te filmy wychodziły, gdy miałem dwadzieścia lat, byłbym cholernie szczęśliwy i całkowicie bym je kochał. Mam na myśli to, że nie byłyby jedynymi filmami, które powstają. Byłyby tymi filmami wśród innych filmów. Ale wiesz, mam prawie 60 lat, więc tak. Nie jestem nimi tak podekscytowany.
Można podyskutować nad stwierdzeniem Tarantino, ale trudno się z nim nie zgodzić. Ostatnio mieliśmy w kinach film Amsterdam z wielkimi nazwiskami na plakacie, ale ostatecznie finansowo projekt okazał się klapą. Przykładów w tym wątku jest jednak więcej, bo obecnie widzowie wybierając film kierują się doborem franczyzy lub marki, niekoniecznie nazwiskami w obsadzie i ekipie. Marvel Studios początkowo faktycznie zatrudniało wielu mniej znanych aktorów, którzy stali się dopiero sławni grając Thora lub Kapitana Amerykę i nawet pomimo tego, że zdarzały się wyjątki (a dziś już swobodnie zatrudnia się tam uznanych aktorów), to jednak często aktorzy są później utożsamiani z tymi konkretnymi komiksowymi rolami.
fot. Materiały Prasowe
Na słowa Tarantino zareagował Simu Liu, aktor odgrywający w MCU rolę Shanga-Chi. Na swoim Twitterze zwrócił uwagę, że gdyby wrota do kariery otworzyły się dla niego poprzez filmy Tarantino lub Scorsese, nigdy nie miałby okazji zagrać w filmie generującym zyski na poziomie 400 mln dolarów. Wyraża podziw dla ich geniuszu filmowego, ale jego zdaniem nie powinni kierować swoich uwag w kierunku aktorów i twórców biorących w tym udział. Dodał, że żadne studio filmowe nie jest nigdy idealne, ale jest dumny, że pracuje z ludźmi, którzy podjęli walkę, aby zwiększyć różnorodność na ekranie, tworząc bohaterów, którzy inspirują ludzi ze wszystkich społeczności na świecie. "Ja też kochałem "Złotą Erę"... ale jednak była biała jak diabli" - zakończył aktor. https://twitter.com/SimuLiu/status/1595125075040403456
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj