Fragment 1
Po deszczu każdy wilk śmierdzi mokrym psem
Telefon w środku nocy nigdy nie wróży nic dobrego: umarł ktoś z rodziny, ktoś inny ma zbyt wiele alkoholu we krwi i pilną potrzebę konwersacji lub jeszcze inny ktoś przypomniał sobie, że biorę kasę za to, by służyć i bronić. Moja szefowa zawsze powtarzała, że policjantem jest się dwadzieścia cztery godziny na dobę. I coś mi mówiło, że to jeden z przypadków, kiedy po raz kolejny miałam się przekonać, że nie żartuje. – Wilk, słucham – burknęłam. – Przyjeżdżaj szybko na Bielany, na ostry dyżur. – Daj spokój, skoro ty tam jesteś, to po co ja? Śpię... – jęknęłam rozdzierająco. Zignorował to. – Kolejna dziewczyna, ten sam sprawca, ale ona żyje, rozumiesz? Usiadłam gwałtownie. – Żyje? – A po co bym ci kazał przyjeżdżać na Bielany zamiast do kostnicy? – Fakt, nie kontaktuję najlepiej. Rozmawiałeś z nią? – Nie. Chce rozmawiać tylko z tobą. – To częste w przypadku ofiar gwałtu – mruknęłam, ramieniem dociskając komórkę do ucha, by mieć wolne ręce do wciągania spodni na tyłek. – Dora, ona nie pyta o JAKĄŚ policjantkę, ale konkretnie o ciebie. Nie chce nawet powiedzieć, jak się nazywa. Więc rusz swój chudy tyłek, i to już. – Będę za kwadrans – zapewniłam. Na górę piżamy wciągnęłam sweter, a na gołe stopy trampki. Potargane podczas snu włosy związałam gumką, nie spoglądając nawet do lustra. Istniała szansa, że kobieta prosi o mnie, bo kiedyś już się zetknęłyśmy, ale było to mało prawdopodobne. Przypuszczałam raczej, że dziewczyna jest taka jak ja, więc trzeba będzie nadwyrężyć nieco kręgosłupa, by nikt się nie zorientował. Moja mała mikra z trudem wyciągnęła sto dwadzieścia kilometrów na godzinę. Na jednym z przejść dla pieszych flesz radaru zapewnił mnie, że ta wycieczka została uwieczniona na zdjęciu i wkrótce dostanę mandat. Kolejny. Jeszcze chwila, a zbiorę dość punktów karnych i stracę prawo jazdy. Znowu. Ale nie zdjęłam nogi z gazu. Na parkingu szpitalnym byłam po dziesięciu minutach od telefonu. Zając z Nowakowskim siedzieli wnerwieni w poczekalni. – No nareszcie... – warknął Nowakowski. Spojrzałam chłodno na jego niechlujne ciuchy i ślady pijaństwa na twarzy. – Nawet gdybym miała skrzydła, nie dotarłabym szybciej, palancie, więc nie narzekaj. Gdzie ona jest? Był u niej lekarz? – Nikt się do niej nie zbliżał, bo chce najpierw rozmawiać z tobą. – Zając wskazał mi ręką uchylone drzwi gabinetu zabiegowego. Zamknęłam je za sobą, by nikt nie słyszał naszej rozmowy. Dziewczyna wyglądała na bardzo młodą, co mogło być złudzeniem. Delikatny zapach ziół i świeżo skoszonej trawy powiedział mi, że przynajmniej w części jest elfką albo uzdrowicielką. – Hej, jestem Dora Wilk. Chciałaś się ze mną widzieć? – zapytałam szeptem, podchodząc bliżej do kozetki, na której siedziała, skulona, owinięta pledem, potargana. Drobna i jasnowłosa, wyglądała krucho i delikatnie. Gdy uniosła głowę, zobaczyłam spuchnięty nos i fioletowe wybroczyny rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Wargę miała rozciętą i obrzmiałą, w kąciku ust formował się solidny strup, sińce powoli wykwitały na jej policzkach i szyi. – Nie chcę lekarza, nie chcę badania. Zorientują się, że nie jestem człowiekiem. – Jesteś elfką? – Tak. I częściowo selkie. Mam na imię Brenna. – Cholera – mruknęłam. – Właśnie. – Uśmiechnęła się blado. – Mogę ukryć wiele, ale raczej nie zapasowe skrzela i błonę między palcami. Katarzyna powtarzała nam, że w takiej sytuacji powinnyśmy prosić o ciebie. Katarzyna była głową mojego sabatu i członkinią Starszyzny, wielorasowej rady rządzącej w Thornie, mieście magicznych. Ale ja i dziewczyna znajdowałyśmy się w Toruniu, mieście ludzi, którzy nie mają pojęcia o alternatywnym świecie, magicznych stworzeniach czy magii jako takiej. Moi koledzy z policji oczywiście byli nieświadomi, że jestem wiedźmą. Oczekiwali, że namówię dziewczynę na badania, zeznania i podanie rysopisu faceta, którego ścigaliśmy od tygodni. Faceta, który zgwałcił i zabił już cztery kobiety, a my wciąż nie mieliśmy sensownych tropów. Jako jedyna przeżyła, zapewne dlatego, że nie była zwykłą kobietą, o czym napastnik raczej nie wiedział. – Wiesz, kim on jest? Ten, który ci to zrobił? – Nie znam go. Wiem tylko, że to wilk. Zaszedł mnie od tyłu. Za szybko, żebym mogła uciec. Chyba nie zauważył, że jestem magiczna, zgwałcił mnie i pobił, myślał, że nie żyję. Po wszystkim straciłam przytomność, a zanim ją odzyskałam, ktoś mnie znalazł w parku. Dlatego tu jestem. – Widziałaś go? Rozpoznałabyś go lub jego zapach? – Nie sądzę. Twarzy nie widziałam, węch mam średni. Pachniał jak każdy wilk, testosteronem i zbutwiałymi liśćmi, nic szczególnego. Dość wysoki, duży, pamiętam czarną bluzę i pierścień na kciuku... Nic więcej. Podrapałam go, ale sama wiesz, że na nich się wszystko goi jak na psie. Szkoda, że nie wydrapałam mu oczu... – Skuliła się jeszcze bardziej. Wyglądała smutno i żałośnie, a mój instynkt kazał mi ją chronić przed resztą świata. Coś w jej oczach mówiło, że dzisiejszej nocy ten wilk ją złamał i nie będzie jej łatwo się pozbierać. Skinęłam głową i zaczęłam się zastanawiać, co zrobić. Nie mogłam pozwolić, by wzięli wymaz, badanie DNA wykazałoby anomalię. Nie mogłam pozwolić, by lekarz zorientował się, że jej budowa różni się od ludzkiej. Raport będzie więc fałszywy jak uśmiech Casanovy, ale miałam zobowiązania wobec magicznych – wobec moich ludzi. – Złapiesz go? – Tak. – Może nie powinnam jej tego obiecywać, ale wiedziałam, że zrobię wszystko, by dotrzymać słowa. Nawet jeśli miałoby mnie to kosztować więcej, niż chciałabym dać. – To dobrze. Zabierz mnie stąd. – Masz prawo odmówić zeznań. Powołaj się na szok. Odmów badania z powodów religijnych, dajmy na to, jesteś ekstremalnie oddana islamowi. Poczekam i odwiozę cię do sanktuarium, tam dojdziesz do siebie. Dobrze? Spoglądała na mnie z takim wyrazem ulgi na posiniaczonej twarzy, że na chwilę zapomniałam, że łamię co najmniej kilka przepisów i utrudniam pracę policji, którą sama reprezentuję. Ale nie teraz. Teraz byłam wiedźmą, która broni tajemnicy naszego świata. Poproszę o fanfary, koledzy z oddziału na pewno mnie pokochają. Wyszłam do nich na korytarz spięta i zdenerwowana. – Niewiele pamięta, nie zgadza się na badanie, zresztą, jak poprzednio, używał prezerwatywy. Nadal jesteśmy w punkcie wyjścia – oświadczyłam pewnym tonem. Cóż, oni byli, ja miałam swój punkt zaczepienia, ale nie było to nic, czym mogłabym się podzielić. – Chyba sobie żartujesz! Chcę z nią porozmawiać! – warknął Nowakowski i zaczął przepychać się obok mnie w stronę drzwi. Chwyciłam go za rękaw. – Zostaw. Naprawdę chcesz, żeby się rozeszło, że naskoczyłeś na pobitą i zgwałconą dziewczynę, powodując u niej większą traumę niż napastnik? Ile czasu minie, zanim dowiedzą się o tym dziennikarze i nasza kochana szefowa? Daruj sobie, dziewczyna jest w szoku, a ten skurwiel dopilnował, żeby nic nie widziała. – A niby dlaczego chciała rozmawiać tylko z tobą? – Łypnął podejrzliwie. – Bo mnie zna. Kilka lat temu była na kursie samoobrony, który prowadziłam – skłamałam gładko. – Chyba niewiele ją nauczyłaś, co? – Ona waży jakieś czterdzieści kilo, on ponad setkę. Zaszedł ją od tyłu i ogłuszył. Jak byś sobie poradził z czymś takim, panie macho? I zapomnij o tym, że pozwolę ci tam wejść i zgnoić ją jeszcze bardziej – warknęłam, odpychając go od drzwi. – Nowakowski, zostaw, ona ma rację – stwierdził Zając, nie spuszczając mnie z oka. Może czuł, że nie mówię wszystkiego, ale zawsze łatwiej mu było dogadać się ze mną niż z Nowakowskim. – Odwiozę ją do domu, wypytam dyskretnie i powtórzę wam wszystkie przydatne szczegóły, słowo. Ona naprawdę nie zaufa facetowi i nie powie wam ani słowa. – Wiesz, o czym mówisz? – Zając uniósł brew. – Może wiem. – Lepiej, by podejrzewał, że wspólne doświadczenia moje i tej dziewczyny sprowadzają się do bycia ofiarą seksualnej napaści, niż żeby zaczął kopać głębiej.
Strony:
- 1 (current)
- 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj