Joel nie może w to uwierzyć. Pretila miała szansę prześcignąć bibliotekę, a gada zupełnie jak ona. Fantazje kształtujące się w jego śródmózgowiu znikają w kłębach dymu. Gdyby spróbował dobrać się teraz do kombinezonu wyimaginowanej Pretili, pewnie radośnie zaczęłaby przytaczać nikomu niepotrzebne ciekawostki. Włącza zewnętrzne reflektory. Muł. Więcej mułu. Na sonarze monotonna konstelacja sieci pełznie ku nim coraz bliżej. Coś chwyta Ceratiusa i obraca go. Odczyt z termistora zamontowanego na kadłubie na krótką chwilę skacze bardzo wysoko. – To komin termalny – woła Joel przez ramię. – Nie ma powodów do niepokoju. Na sterburcie wschodzi przyćmione, miedziane słońce. W gruncie rzeczy to pochodnia na tyce, znacznik terytorialny odpierający otchłań przy pomocy żarówki sodowej i pulsowania o bardzo niskiej częstotliwości. Tak właśnie Grid Authority obsikuje skałę, by wszyscy bez wyjątku wiedzieli, że to nasza nora. Od bakburty ciągnie się rząd wież zwieńczonych reflektorami. Na samym przedzie wyłania się przecinający ją kolejny szereg, przypominający latarnie uliczne rozświetlające wypełnioną smogiem noc. Rozświetlają one dziwny, niedokończony krajobraz wypełniony plastikiem i metalem. Wielkie, metalowe obudowy spoczywają na dnie niczym wykolejone wagony towarowe. Zdalnie sterowane roboty podwodne w kształcie kropli leżą uśpione w płaskich, zamrożonych kałużach plastiku, twardszych niż bazalt. Z tej zakrzepłej powierzchni wystają rury o ostrych krawędziach, przypominające wydrążone kości odpiłowane poniżej stawów. Wysoko w górze, przy jednej z wież po lewej stronie, coś mrocznego i mięsistego atakuje źródło światła. Joel sprawdza ikony kamer: wszystkie ustawione są na przybliżenie i skierowane wzwyż i na lewo. Pretila, oszczędzając tlen, dała sobie spokój z paplaniną, podczas gdy wapniaki po prostu gapią się z otwartymi ustami. Dobrze. Chcą więcej bezmyślnej rybiej przemocy, to dostaną więcej bezmyślnej rybiej przemocy. Ceratius podnosi dziób i przechyla się na lewą burtę. To żabnica. Raz za razem uderza w reflektor, nie zważając na zbliżającego się Ceratiusa. Promień grzbietowy grzmoci dziko; wabik na jego końcu, jarzący się twór przypominający kształtem robaka, świeci wściekle. Pretila znów stoi u jego boku. – Nieźle naparza w to światło, co? Ma rację. Wierzchołek transpondera trzęsie się pod wpływem uderzeń wielkiej ryby, co jest dziwne; bestie te są wprawdzie duże, ale niezbyt silne. Na dobrą sprawę, wieża porusza się w tę i z powrotem nawet wtedy, gdy żabnica jej nie dotyka. – O kurwa! – Joel chwyta za stery. Ceratius staje dęba niczym żywa istota. Blask transpondera widoczny jest teraz nad dolną krawędzią bulaju; miejsce poniżej górnej zajmuje ciemność, całkowicie pochłaniając widok. Ładunek wydaje z siebie przestraszone krzyki. Joel ignoruje je. Ze wszystkich stron dochodzi głuchy, odległy odgłos, jakby coś ryczało. Joel wdusza gaz. Ceratius zaczyna się wznosić. Coś uderza w łódź od tyłu; rufę znosi na lewo, a wraz z nią dziób. Ciemność za oknami nagle zaczyna kipieć i w świetle lamp kabiny zmienia kolor na błotnisty brąz. Odczyt z termistora na kadłubie skacze wysoko dwa, trzy razy. Temperatura otoczenia wzrasta z 4 do 280°C, po czym wraca do poprzedniej wartości. Przy niższym ciśnieniu Ceratius opadałby pośród wrzącej pary. W tym przypadku jednak tylko obraca się w ultragorącej wodzie, szukając stabilizacji. Wreszcie udaje mu się ją odzyskać. Łódź wypływa ku upragnionym, lodowatym wodom. Za szybą, wirując, przepływa szkielet ryby składający się z samych zębów i promienistych ości. Mięso wygotowało się do ostatniego skrawka. Joel ogląda się za siebie. Pretila zaciska palce na oparciu jego fotela; jej kostki mają ten sam kolor, co tańczące na zewnątrz ości. Ładunek pogrążył się w grobowej ciszy. – Jeszcze jeden komin termalny? – pyta drżącym głosem Pretila. Joel potrząsa głową. – W dnie oceanicznym utworzyła się szczelina. Dno w tym miejscu jest bardzo cienkie. – Zdobywa się na oszczędny śmiech. – Mówiłem ci, że może być tu trochę niestabilnie. – A-ha. – Kobieta rozluźnia uchwyt. Odciski paznokci pozostają odbite w gąbce. Pretila pochyla się i szepcze: – Rozjaśnij nieco światła w kabinie, dobrze? Tak do poziomu przytulnego salonu… – Po czym rusza w kierunku rufy, by zająć się ładunkiem. – To dopiero było ekscytujące. Joel uspokaja, że tego typu niewielkie wybuchy zdarzają się przez cały czas. Choć oczywiście potrafią zaskoczyć, nie ma powodów do niepokoju. Joel rozjaśnia światła w kabinie. Ładunek siedzi cicho, kryjąc głowy w zestawach jak strusie w piasku. Pretila krząta się wokół nich, wygładzając im piórka. – Oczywiście, została nam jeszcze dalsza część wycieczki, na którą czekamy z niecierpliwością… Mężczyzna zwiększa czułość sonaru i ustawia rufę. Na monitorze taktycznym szaleje jaskrawa burza. Poniżej siatkę konstrukcyjną GA szpeci świeżo powstały ze stopionych skał grzbiet śródoceaniczny. Pretila znów staje u jego boku. – Joel? – Tak? – Mówią, że ludzie mają tu mieszkać? – Mhm. – Wow. Kto taki? Joel spogląda na nią. – Nie widziałaś reklam? Tylko najlepsi i najbystrzejsi. By stawić czoła wiecznej nocy i nieść kaganek cywilizacji. – Ale na poważnie, Joel. Kto taki? Mężczyzna wzrusza ramionami. – Cholera wie.
Strony:
  • 1
  • 2
  • 3 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj