- Rzeczywistość Philipa K. Dicka (John Brunner - przedmowa)
- Gdzie kryje się wub
- Wariant drugi
- Wypłata
- Fałszywy człowiek
- Kolonia
- Zbędny
- Czas Wesołej Pat
- Śniadanie o zmierzchu
- Już nie żyjesz, Foster
- Kopia ojca
- Serwisant
- Autofab
- Ludzka rzecz
- Gdyby nie istniał Benny Cemoli
- Bloblem być (albo nie być)
- Elektryczna mrówka
- Małe co nieco dla nas, chrononautów
- Posłowie autora
Rzeczywistość Philipa K. Dicka
Niedawno zaproszony zostałem na spotkanie Stowarzyszenia Science Fiction Uniwersytetu Cambridge. W końcu przyszedł czas na pytania publiczności i — jak zwykle — ktoś zapytał: — Kto jest twoim ulubionym pisarzem science fiction? Odpowiedziałem tak samo, jak odpowiadałem — och! — od ilu już lat: — Philip Dick. Nie jest to zresztą żadna tajemnica. Już w 1966 roku, kiedy talent tego pisarza w sposób iście hańbiący negowany był wówczas w Wielkiej Brytanii, napisałem o nim pełen niecierpliwości, jednocześnie podniosły artykuł dla „New Worlds”, w owym czasie wiodącego angielskiego pisma poświęconego fantastyce. Dzisiaj sprawia mi przyjemność, gdy wyobrażam sobie, że przyczynił się on do spopularyzowania nazwiska twórcy po tej stronie Atlantyku. Jak na godnego swego tytułu naukowca przystało, pytający nie był usatysfakcjonowany prostą odpowiedzią i domagał się, bym uzasadnił swój wybór. I wtedy przyszedł mi do głowy argument, którym nie posługiwałem się nigdy wcześniej, a który jednak, jak sobie natychmiast zdałem sprawę, właściwie zawsze miałem na końcu języka. Odrzekłem więc: — Ponieważ po przeczytaniu jego książki zawsze mam uczucie, jakbym właśnie został wyprowadzony w pole przez mistrza. Tak. Z pewnością z tego powodu właśnie mam w domu więcej książek Dicka niźli któregokolwiek innego autora. To właśnie on jest przykładem pisarza par excellence, który potrafi sprawić, że opisywane przezeń światy wydają się realne. Mogą być absurdalne, nielogiczne, niewiarygodne… ale nie sposób przekonać się o tym, póki nie skończy się czytać. A nawet kiedy sam jesteś, tak jak ja, profesjonalistą i kiedy cofasz się pod prąd narracji, by zobaczyć, jak coś zostało opisane… Tego się po prostu nie da zrobić. Żebyśmy się dobrze zrozumieli: świat Dicka rzadko kiedy bywa imponująco bogaty. Po większej części jest pusty, spustoszony właściwie — zawołaj, a tylko echo ci odpowie. Oczywiście można w nim znaleźć różne śliczne rzeczy, ale nikt o nie nie dba, nikt się nimi nie przejmuje; w najlepszym razie sprawiają wrażenie zakurzonych, często też niszczeją zaniedbane. Jedzenie jest tu pozbawione smaku i nie sposób się nim nasycić. Znaki drogowe wiodą do miejsc, których nie chcesz wcale odwiedzać. Ludzie odziewają się nieporządnie, a ubrania ich drą się w najbardziej kłopotliwych momentach. Medykamenty przepisane przez lekarza wywołują takie skutki uboczne, że są środkiem zaradczym gorszym niż sama choroba. Nie, to nie jest przyjemny ani pociągający świat. I dalej, czytelnicy Dicka ostatecznie czują się wyprowadzeni z równowagi, kiedy nagle rozpoznają, o co w tym wszystkim chodzi: oto jest świat, w którym żyjemy. Och, detale zostały zmienione — bohaterowie wymieniają między sobą sarkastyczne uwagi albo bełkoczą coś bez związku, ewentualnie kłócą się z prowadzącym pojazd robotem — ale to jest tylko werbalna dekoracja. A jednak, a jednak… świat ten jest odmienny. Ponieważ ukazuje się go nam z punktu widzenia właściwego jedynie Philipowi Dickowi, którego nie da się pomylić z żadnym innym pisarzem. To, że tak utalentowany artysta najlepiej powinien być znany w dość ograniczonym środowisku miłośników science fiction, że wraz z publikacją tej książki jego imię powinno dołączyć do listy zdominowanej przez autorów takich jak Weinbaum i Kuttner, na poły już zapomnianych (chociaż zupełnie niechcący) przez innych czytelników poza fanami s.f., jest równocześnie zasłużonym zaszczytem, jak i wołającą o pomstę krzywdą. Nie było zamiarem Philipa Dicka zostać pisarzem s.f. Najbardziej wyrafinowane obznajomienie z pirotechnicznym iście zasięgiem literackich technik, jakie przedstawił w swojej prozie, z łatwością może przekonać czytelnika, że wyposażony był aż nadto dobrze, aby próbować sił w dowolnej dziedzinie literatury. Po prostu jakoś się tak stało, iż we wczesnych latach pięćdziesiątych, kiedy Phil zaczynał radzić sobie jako niezależny pisarz, na innych rynkach odrzucono jego opowiadania. Jedyna powieść z głównego nurtu literatury, którą napisał w 1959 roku, Wyznania łgarza, pojawiła się na rynku długo po napisaniu, i to w ograniczonym nakładzie… mianowicie w latach siedemdziesiątych. Paul Williams recenzował ją w magazynie „Rolling Stone”, opatrując określeniami: „zabawna” oraz „straszliwie celna”. W zeszłym miesiącu opublikowano naprawdę całe mnóstwo powieści, które próbują być i takie, i takie, a żadna z tych rzeczy nie udaje im się w pełni. Cóż! Taki już żywot autora. Jako długoletni towarzysz podróży po krainie s.f., muszę przyznać, iż jestem dumny z tego, że dzieło Phila doczekało się w niej wreszcie uznania. Nie ma to oczywiście nic wspólnego ze zwykłym przypadkiem. Oto, na przykład, jak wyglądał Phil w oczach Damona Knighta u zarania swej kariery. Philip Dick jest pisarzem, który przez ostatnie mniej więcej pięć lat wciąż eksploduje nowymi pomysłami — w ciągu jednego, 1953 ro ku opublikował dwadzieścia siedem opowiadań — z jakimś rodzajem skromnej, zmiennej jak u kameleona kompetencji. Zacytujmy Anthony’ego Bouchera: „W chwili obecnej jego nazwisko pojawia się niemalże w każdym wydawnictwie poświęconym science fiction — a co tym bardziej zaskakujące, w każdym wypadku proponuje on opowiadania dostosowane do gustu wydawców i potrzeb określonej publikacji: wydawcy zarówno «Whizzing Star Patrol», jak i «Quaint Quality Quarterly» są całkowicie zgodni, że Dick jest szczególnie zadowalającym współpracownikiem”. Wchodząc i wychodząc, jak to tylko on potrafi uczynić, przez tak rozmaite drzwi naraz, Dick wywołuje w nas niejasne wrażenie kogoś, u kogo nieznaczny talent literacki skojarzony jest z krótkowzrocznie doskonałą znajomością potrzeb rynku — pisze on banalne, krótkie opowiadania, które bawią, nie budząc równocześnie głębszych uczuć, z miejsca się sprzedają i z miejsca są zapominane.
Strony:
- 1 (current)
- 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj