W USA dni nielegalnego udostępniania w sieci filmów i seriali powoli dobiegają końca. Specjalna komisja senacka uchwaliła ustawę, w której daje o wiele większe uprawnienia Departamentowi Sprawiedliwości. Dzięki temu wystarczą im drobne podejrzenia, że jakaś strona udostępnia nielegalne treści i od razu mogą ją zamknąć.
Pod uchwałą podpisały się najważniejsze organizacje zrzeszające aktorów i reżyserów, twierdząc, że będzie to pierwszy krok w celu zlikwidowania tego procederu.
Nie wszyscy w Stanach uważają, że ta ustawa jest dobra. Przedstawiciele Electronic Frontier Foundation czyli organizacji broniącej "cyfrowej wolności" tak wypowiadają się o ustawie, która według nich jest po prostu cenzurą Internetu:
"Ustawa będzie nieefektywna, niezgodna z konstytucją, zła dla innowacji i ekonomii technologicznej. Ustawa podzieli świat Internetu"
Według nich ustawa skrzywdzi następne pokolenie internetowych przedsiębiorstw. Dodają, że jeśli ta ustawa weszłaby z pięć lat temu, taki portal jak YouTube dziś nie mógłby istnieć.
"To jest cenzura z czarną listą. Poprzednia przygoda Hollywood z czarną listą była mrocznym okresem w historii Stanów Zjednoczonych. Tym razem to nie ludzie będą podejrzewani o komunizm, tylko strony będą podejrzewany o bycie "piratami". Senator Leahy prowadzi rząd na manowce, gdzie będą decydować jaka strona powinna być na czarnej liście, a jaka nie. W końcu odkryją, że granica pomiędzy złamaniem praw autorskich, a wolnością słowa jest bardzo niewyraźna".
Co o tym sądzicie?