Jakiś czas temu informowaliśmy Was o tym, że scenarzysta serii Czarna Pantera, Ta-Nehisi Coates, skrytykował Marvela za to, jak studio traktuje twórców komiksów, jeśli chodzi o kwestie finansowe. Przypomnijmy, że duża grupa pisarzy i autorów, których postaci oraz pomysły są wykorzystywane w filmach Marvela, ale także DC, nie mogą liczyć praktycznie na żadną rekompensatę finansową ze strony studiów, które zarabiają na superbohaterskich produkcjach krocie. Problemowi, który branży komiksowej znany jest od lat, postanowił przyjrzeć się The Guardian i oddać głos samym autorom. Ta-Nehisi Coates przy okazji swojej krytyki Marvela wskazywał, że osobiście nie może narzekać na kwestie finansowe, podobnie jak Jim Starlin (twórca Thanosa) czy Roy Thomas (jego nazwisko ostatecznie pojawiło się w napisach końcowych Lokiego) którym udało się wynegocjować bardzo wysokie kontrakty, ale są autorzy mniej znani, a przez to, że ich nazwiska nie są tak głośne, to wielkie studia nie boją się ich wykorzystywać. Nawet, jeśli autorom uda się otrzymać kontrakt dotyczący należności licencyjnych, to często są one bardzo niekorzystne:
To, że ktoś dostaje kontrakt, nie znaczy, że sprawa została rozwiązana uczciwie. Jeśli studio ma przewagę, to ją wykorzysta, by skłonić autora do podpisania kontraktu, za sprawą którego danego autora, delikatnie mówiąc, wykoleguje - powiedział Coates.
Słowa Coatesa znalazły potwierdzenie w informacjach, do których udało się dotrzeć Guardianowi. Wiele źródeł powiedziało, że są trzy opcje, które spotykają autorów, których pomysły wykorzystano w filmach. Pierwszą z nich jest dość popularna praktyka, zgodnie z którą artysta, pisarz, których pomysły zostały wykorzystane w filmie, dostają zaproszenie na premierę oraz czek o wartości 5 tys. dolarów. Tych pieniędzy nie trzeba wykorzystać na podróż czy zakwaterowanie, ponieważ żaden z zaproszonych autorów nie ma obowiązku na premierze się stawić. Praktyka ta uważana jest za cichą rekompensatę za użyte pomysły i postrzegana jako wynagrodzenie, które autorom ma wystarczyć. Drugą opcją, najrzadszą, jest "specjalny kontakt", na który może liczyć garstka twórców. Pozwala on autorom domagać się wynagrodzenia, kiedy ich bohaterowie lub historie zostają wykorzystane w produkcjach. Jednak stawki i w nich nie są szczególnie wysokie, a i tak nie zawsze ich realizacja dochodzi do skutku.
Zaoferowano mi specjalny kontrakt, który był bardzo niekorzystny, ale miałem jedynie wybór - zgodzić się lub nie dostać nic. Później jednak, zamiast uhonorować ten kontrakt, przysłali mi kartkę z podziękowaniami i czek na pięć tysięcy. Sam film zarobił miliardy dolarów - powiedział anonimowy autor Marvela.
Trzecia opcja to... nic. Zgodnie z tym, co mówią źródła, coraz trudniej jest uzyskać pieniądze od Marvela. Studio utrudnia te kwestie, licząc na to, że artystom zwyczajnie nie będzie chciało się spędzać mnóstwo czasu na to, by doprosić się honorariów autorskich. Sam Marvel odmówił komentarza w sprawie wygrodzeń dla autorów, powołując się na kwestie poufności. Autorzy i pisarze są lekceważeni przez studia nie tylko jeśli chodzi o kwestie finansowe. Zgodnie z tym, co wyjawiło źródło, Brubaker i Epting, którzy przyszli na przyjęcie z okazji premiery filmu Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz, który bazował na ich komiksach, na wejściu dowiedzieli się, że ich nazwisk nie ma nawet na liście. Dopiero Sebastian Stan, który wciela się w filmie w stworzoną przez Eptinga postać, wpuścił ich do środka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj