Zamieć to tytuł nowego thrillera z elementami kryminału Zuzanny Gajewskiej. Autorka przedstawia historię kobiety, której życie wywraca się do góry nogami na skutek licznych nieszczęść.  W Zamieci ponownie spotykamy Ewelinę Zawadzką, znaną z wcześniejszej powieści Gajewskiej, Burzy. Na bohaterkę w krótkim okresie spada szereg nieszczęść. Traci dziecko, ukochanego, a świat wokół niej zaczyna się sypać. Jest jednak zdeterminowana, by uratować co się da i jednocześnie wyjaśnić tajemnice, które stoją za wydarzeniami.  Zamieć ukazała się kilka dni temu. Wydawca, Prószyński i S-ka, udostępnił fragment powieści. 

ZAMIEĆ - OPIS I OKŁADKA KSIĄŻKI

Życie mieszkańców Młynar powoli wraca do normalności po tragicznych wydarzeniach, do których latem doszło w miasteczku. Główną bohaterkę, Ewelinę Zawadzką, pochłaniają przygotowania do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia oraz wesela znajomych. Niestety, święta marzeń zmieniają się w koszmar. Ojciec Karolinki zabiera córkę na wigilię do siebie i grozi Ewelinie sądem. Zrozpaczona kobieta nie znajduje wsparcia u własnej matki, na domiar złego zaostrza się konflikt z bratem. A to dopiero początek serii nieszczęść. Zorganizowana przed ślubem cmentarna sesja fotograficzna Anety i Jacka kończy się tragicznie. Przyszła panna młoda zostaje znaleziona martwa, w sukni ślubnej, z nożem wbitym w pierś. Czy kobieta miała wrogów? Kto chciał się jej pozbyć? Czyżby narzeczeni mieli przed sobą mroczne tajemnice? Czy w morderstwo Anety był zamieszany partner Eweliny? Zawadzkiej wali się świat. Zostaje sama, skonfliktowana z rodziną, z czarną wizją utraty dziecka i ukochanego. Zdeterminowana, po raz kolejny podejmuje prywatne śledztwo. Tym razem stawka jest znacznie wyższa.
Źródło: Prószyński i S-ka

ZAMIEĆ - FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Niedziela, 22 grudnia 2019   Chciało mu się lać. Kolejny powód, żeby przekląć pod nosem cały świat. Kto to widział, żeby niedzielny poranek tuż przed świętami spędzać w robocie zamiast w łóżku? O siódmej rano, przy szesnastu stopniach poniżej zera człowiek powinien przewracać się na drugi bok, opatulony po szyję kołdrą z gęsiego pierza. Jebany śnieg, nie miał kiedy spaść. Białe Boże Narodzenie, w mordę jeża. Zachciało się bachorom bałwanów, pomyślał z pretensją, jakby rzeczywiście dzieci miały wpływ na warunki atmosferyczne. Mirek Finiewicz wrzucił kierunkowskaz i zjechał piaskarką w zatoczkę przystanku autobusowego w Młynarskiej Woli. Zgarnął z deski rozdzielczej zmiętą paczkę papierosów, złorzecząc pod nosem na coraz wyższe ceny, i poszedł w głąb starego cmentarza. Taki spacer z rana. Tyle jego, że rozprostuje nogi i sobie przy okazji zapali. Westchnął z ulgą, gdy opróżnił zawartość pęcherza, zostawiając na śniegu żółtą plamę. Ciepło uciekało z niej strużką pary roznoszącej mdłą woń moczu. Mirek wyszedł z zarośli po prawej stronie nekropolii, zapalił papierosa i ruszył między dawne groby, przyświecając sobie telefonem. W grudniu o tej porze wciąż panowały nieprzeniknione ciemności. Zanim słońce leniwie rzuci pierwsze promienie na wypatrujących świąt mieszkańców Młynar i okolic, miną jeszcze dwie i pół godziny. Zastanawiał się, ile lat ma ten cmentarz. Tylko nieliczne nagrobki zachowały się w całości, większe górki śniegu zdradzały ich lokalizację. Pozostałe nieświadomie bezcześcił, kręcąc się bez celu. – Cholera – mruknął pod nosem, gdy w powietrzu zaczęły tańczyć płatki śniegu. Miał nadzieję, że napadało już, co miało napadać, a tu znowu sypie. Ze złością rzucił niedopałek w miejsce, w którym, w co chciał wierzyć, nikt nie spoczywał w pokoju, ale zamachnął się zbyt mocno i z kieszeni wyleciały mu również zapałki. Zanurkował między groby. Potrzebował ognia i fajek przed wielo­ godzinną zmianą. Szybko je wypatrzył w zimnym świetle latarki z telefonu. Pudełeczko z obrazkiem pomarańczowego płomienia kontrastowało z białym tłem. Nie leżało jednak na śniegu, ale na jakimś materiale. Ubrania? Tutaj? Zaledwie kawałek dalej, tuż przy sklepie, stał kontener ze znakiem Polskiego Czerwonego Krzyża na używaną odzież. Nie mógł ktoś tego tam wrzucić, tylko taki syf robić? Żaden z niego ekolog, ale nie znosił marnotrawstwa i głupoty. Sam nie wiedział, dlaczego podszedł bliżej. Długo patrzył na ciało w białej sukni, zanim dotarło do niego, co widzi. Rozejrzał się, szukając kogoś, kto powie mu, co ma robić, ale wokół ani żywej duszy. I jeszcze ten śnieg padał niewzruszony. Tylko jeden zabłąkany płatek upadł na czoło martwej kobiety i zatrzymał się na chwilę zdezorientowany, jakby sprawdzał, czy pasuje do wyhaftowanych na tiulowym dekolcie śnieżynek. Najwyraźniej spodobało mu się towarzystwo, bo się nie roztopił. Leżał sobie na lodowatej skórze panny młodej jak gdyby nigdy nic.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj