– Mogę o coś spytać? – odezwał się Matthew, zanim jego towarzysz zdążył zareagować. – Jak daleko stąd do Fount Royal? – Fount Royal? Och, paniczu, przy suchym gruncie zabrałoby wam to jakieś dwie, trzy godziny. Ale ze względu na pogodę szacuję, że podróż potrwa dwa razy dłużej, a do tego zapada przecież zmrok. Osobiście wolałbym nie nadziać się na Jednookiego Jacka albo czerwonoskórego dzikusa bez pochodni i muszkietu na podorędziu. – Shawcombe ponownie skupił uwagę na starszym z gości. – Zostaną więc panowie na noc? – Tak, oczywiście – odparł Woodward, po czym zaczął rozpinać ciężki płaszcz. – Bylibyśmy głupcami, gdybyśmy postanowili kontynuować wędrówkę po ciemku. – Domyślam się, że mają panowie bagaż, który wypada przynieść? – Oberżysta przestał się uśmiechać i odwrócił głowę. – Abner! Rusz tyłek i przynieś ich rzeczy! A ty, dziewko, idź mu pomóc! Dziewczyna stała dotąd nieruchomo z pochyloną głową i skrzyżowanymi na piersi nagimi ramionami, opierając się plecami o ścianę. Nie odpowiedziała na wezwanie Shawcombe’a, tylko ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Na nogach miała wysokie do kolan buty z jeleniej skóry. – Taka pogoda nawet świniom nie w smak – pożalił się Abner, nie odrywając się od krzesła. – Może i nie, ale jest w sam raz dla takiego wieprza jak ty! – zauważył Shawcombe i znów poczęstował starca wściekłym spojrzeniem. – A teraz wstawaj i zabieraj się do dzieła! Abner, marudząc pod nosem, podniósł się i pokuśtykał w ślad za dziewczyną. Wydawało się, że nogi ma osłabione w wyniku jakiejś wyniszczającej choroby. Matthew zamierzał właśnie zapytać Shawcombe’a, kim jest ów „Jednooki Jack”, lecz nie spodobała mu się myśl, że z ich ciężkim bagażem będą się zmagać starzec i dziewczyna – zwłaszcza dziewczyna. – Powinienem im pomóc – powiedział i ruszył ku wyjściu, jednak oberżysta chwycił go za ramię. – Nie trzeba. Te obiboki przesiadują tu tak długo, że ogarnia ich lenistwo. Niech zapracują sobie na kolację. Matthew zatrzymał się i spojrzał mu w oczy. Dostrzegł w nich coś – ciemnotę, małostkowość, a może nawet czyste okrucieństwo – od czego zrobiło mu się niedobrze. Spotkał już na swej drodze tego człowieka – choć za każdym razem miał on inne oblicze – znał go zatem jako brutala, który upajał się władzą nad ludźmi słabymi na ciele i umyśle. Ale w tym przypadku zauważył też na twarzy gospodarza przebłysk czegoś, co mogło być potwierdzeniem jego surowej oceny, a to świadczyłoby z kolei o tym, że Shawcombe jest inteligentniejszy, niż mu się zrazu wydawało. Oberżysta uśmiechał się nieznacznie, tylko kącikiem ust. Matthew zaczął wolno, acz stanowczo oswobadzać ramię z jego uścisku, lecz tamten, choć wciąż uśmiechnięty, nie kwapił się, by go puścić. – Powiedziałem – powtórzył Matthew – że powinienem im pomóc. Shawcombe wciąż go trzymał, aż wreszcie Woodward, który pozbył się w końcu płaszcza, uświadomił sobie, że przed jego oczami rozgrywa się miniaturowy dramat. – Tak – przyznał. – Sądzę, że rzeczywiście przyda im się pomoc przy bagażach. – Tak jest, proszę pana. Będzie tak, jak pan sobie życzy – powiedział oberżysta i natychmiast puścił ramię młodzieńca. – Sam bym poszedł, ale plecy mam do niczego. Kiedyś dźwigałem ciężkie bele w porcie nad Tamizą, ale teraz już bym tak nie… Matthew chrząknął, odwrócił się i wyszedł na zewnątrz, gdzie niebo ciemniało, zmieniając barwę z niebieskiego w czarne. Powietrze wydało mu się teraz zbawiennie świeże. Starzec taszczył należące do Woodwarda pudło z perukami, podczas gdy dziewczyna stała za wozem, usiłując umieścić sobie jeden z kufrów na plecach. – Zaczekaj – powiedział Matthew, brnąc w jej stronę przez błoto. – Pozwól, że ci pomogę. Chwycił za jedną ze skórzanych rączek, a kiedy to uczynił, dziewczyna błyskawicznie odsunęła się od niego, jak gdyby był trędowaty. Podtrzymywany przez nią dotąd kufer natychmiast zarył się kantem w brei. Stała teraz zgarbiona na deszczu z twarzą wciąż skrytą za długimi włosami. – Ha! – wykrzyknął Abner i zarechotał. W przejrzystym obecnie powietrzu jego skóra wyglądała na równie szarą co mokry pergamin. – Nie ma co do niej gadać, bo ona i tak do nikogo się nie odzywa. Niewiele jej brakuje, żeby wylądowała w wariatkowie. – Jak jej na imię? Przez chwilę Abner milczał, marszcząc pokryte strupami brwi, po czym odparł: – Dziewka. Znów się roześmiał, jak gdyby zadano mu właśnie najgłupsze pytanie pod słońcem, a następnie zniknął z pudłem w oberży. Matthew zerknął na dziewczynę – zaczęła już dygotać z zimna, lecz nie wydawała z siebie żadnych odgłosów ani nawet nie podniosła wzroku znad rozpościerającego się między nimi błota. Stwierdził, że jeśli nie uda mu się namówić Abnera, by mu pomógł, będzie musiał przetransportować kufer – a także ten drugi – samodzielnie. Spojrzał przez wierzchołki drzew na niebo. Deszcz, przybrawszy znów na sile, zaczął smagać jego twarz. Nie było sensu sterczeć tu z butami w błocie i lamentować nad własnym położeniem, zaliczył już bowiem większe tarapaty, a pewnie czekały go jeszcze cięższe. Jeśli zaś chodzi o tę dziewczynę – któż znał jej przeszłość? Kto się nią w ogóle przejmował? Nikt. Dlaczego więc on miałby to robić? Zaczął zatem wlec kufer przez breję, ale dobrnąwszy do ganka, zatrzymał się. – Idź do środka – polecił dziewczynie. – Sam przyniosę resztę bagaży. Ani drgnęła. Podejrzewał, że nie ruszy się stąd, dopóki głos Shawcombe’a nie poderwie jej z miejsca na podobieństwo bata. Ale to już nie jego sprawa. Wtaszczył kufer na ganek, zanim jednak przeciągnął go przez próg, raz jeszcze rzucił okiem na dziewczynę. Odchyliła głowę, rozpostarła ramiona i z zamkniętymi oczami łapała otwartymi ustami krople deszczu. Pomyślał, że choć ponoć szalona, może usiłuje w ten sposób oczyścić skórę z odoru Shawcombe’a.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj