FRAGMENT POWIEŚCI ZOBACZYLI ZA DUŻO
Wszystko sprowadzało się do grzechów ojca. O to jedynie chodziło. Tak, mój dobry stary tata schrzanił wszystko, omal przez niego nie zginąłem. W moim wieku niezbyt często myśli się o śmierci. Kiedy masz szesnaście lat, nieszczególnie przejmujesz się śmiertelnością, życiem po śmierci, śmiercią po życiu. Masz i tak dość na głowie, żeby jeszcze zamartwiać się taką perspektywą – musisz przecież jakoś przetrwać dzień, nie pogubić się w relacjach z innymi, pomyśleć o sensie życia, o tym, czego się napić, o czekającej cię karuzeli egzaminów. Mimo to przez ostatni rok nauczyłem się paru ważnych rzeczy. Lekcja pierwsza: życie jest tragedią. Kończy się zawsze tak samo. Kostucha podkrada się cicho, bezszelestnie wyłania się z cienia. Nie słychać fanfar ani złowieszczego tematu ze Szczęk. Nie ma kosy zawadiacko zarzuconej na ramię, peleryny ani kaptura, jest tylko podmuch mroźnego wiatru i oto stoi tuż obok ciebie, mierząc cię wzrokiem jak właściciel zakładu pogrzebowego świeże zwłoki. Pewnego wieczoru zjawiła się na plaży przed naszym częściowo wyremontowanym domem w nadmorskiej miejscowości Crosby. Moi rodzice postanowili się tu schronić, uciekając sam nie wiem przed czym. O zmierzchu znajdowałem się na plaży z dziewczyną, która wprowadziła w moje życie kompletny zamęt; myślałem wówczas, że to w sumie dobrze. Nazywała się Ceri. Gdy szliśmy brzegiem morza, silne podmuchy wiatru porywały jej słowa, rozpryskując je jak krople deszczu. Poczuła, że ciągnę ją za rękaw, i odwróciła się do mnie. Miała niewiarygodnie orzechowe oczy. Wyglądała zawsze na trochę przestraszoną i niespokojną. Gdy tylko myślę o niej, widzę ten sam obraz. Przestraszona. Niespokojna. Zagubiona dziewczyna. Przypuszczam, że oboje byliśmy zagubieni, każde na swój szczególny sposób. –Przepraszam – powiedziałem. – Nie słyszałem, co mówiłaś. – Łzy na wietrze. Wygląda jak deszcz. Musiałem się uśmiechnąć. Ceri James miała bogatą wyobraźnię. Łzy na wietrze, żadna tam mżawka. Patrzyłem na gęstą czuprynę rudych włosów powiewających wokół bladej, usianej piegami twarzy i podobało mi się to, co widzę. Nigdy dotąd nie myślałem poważnie o żadnej dziewczynie. Są takie jak ja, po prostu je lubię. Ważne, żeby były wesołe i dowcipne. A potem poznałem Ceri. Nikt nie mógł powiedzieć tak o niej! Wręcz przeciwnie. Była naprawdę ponura. Mimo to szalenie mnie pociągała. Uzależniłem się od niej. Pragnąłem od niej czegoś więcej niż związku na chwilę. Jej bystre orzechowe oczy spojrzały na mnie, ja zaś bardzo długo przytrzymałem to spojrzenie, uśmiechając się w nadziei, że odpowie mi uśmiechem. Nie zrobiła tego. Taka właśnie była Ceri. Ponura dziewczyna. – No to jak uważasz? – zapytała. Uważałem, że jest cudowna, ale nie o to pytała. – Zrobimy teraz te zdjęcia czy wrócimy, kiedy pogoda się poprawi? Skierowałem aparat na szerokie otwarte plaże i fale przypływu, doki Seaforth i obracające się powoli skrzydła wiatraków. Ten fantastyczny widok miałem przed oczami codziennie rano, gdy rozsuwałem zasłony. Ceri nie była w moim typie. Dziewczyny, które na ogół mi się podobały, były – to nic odkrywczego – po prostu ładne. Możecie mnie nazwać płytkim, ale zwracałem głównie uwagę na takie, z jakimi facet chciałby się pokazać, zgrabne, ładne, z subtelnym makijażem, ciekawą fryzurą. Okej, przyznaję, lubiłem dostrzegać zazdrosne spojrzenia innych mężczyzn. Ale z Ceri było inaczej. Nie należała do tak zwanych popularnych. Nie dostrzeglibyście jej w tłumie. Próbując po raz pierwszy do niej zagadać, rzuciłem dowcip, coś na temat rudych, stanowiących prześladowaną mniejszość w Wielkiej Brytanii. Ale się przejechałem! Posłała mi takie spojrzenie, że powinienem był się zamienić w sopel lodu. Zanotowałem w pamięci, żeby więcej tak z nią nie żartować. – To jak? – Skoro już tu jesteśmy, to trzymajmy się planu. Zważyłem aparat w prawej ręce. Drogi sprzęt, więc nosiłem go ze sobą tak ostrożnie, jakby był wykonany ze szkła. Śmiały ruch ze strony pani Abrahams, by powierzyć chłopakowi z dyspraksją takie cudo. Potrafiłem się potknąć o własny cień. Pani Abrahams była nader ufna albo całkiem głupia. – Co tam trochę deszczu dla pary przyjaciół? – Szturchnąłem Ceri żartobliwie pod żebro. Okej, ściśle biorąc, nie byliśmy przyjaciółmi. Rzekłbym raczej, że nie byliśmy sobie całkiem obcy, a zetknął nas ze sobą zwykły przypadek. Byłem nowym uczniem, a Ceri nie należała do dziewczyn, które wykonują pierwszy ruch. Mieliśmy się razem przygotowywać do egzaminu ze sztuk pięknych. Zgadza się, ze sztuk pięknych, czyli przedmiotu, który rząd uważa za zwykłą stratę czasu. Nie przykładałem się nigdy do nauki, szczerze mówiąc, niespecjalnie mnie to obchodziło, ale umiałem rysować. Nieważne, wróćmy do Ceri. Powiem wam prawdę, pragnąłem ją lepiej poznać. Tylko raz spojrzałem i zrobiło mi się gorąco. Wiedziałem, że nie będzie łatwo. Do Ceri James było trudno się zbliżyć, a jeszcze trudniej dobrze ją poznać. Otaczała się ochronną barierą milczenia i ostrożnych spojrzeń. Nie przypominam sobie, żeby miała wielu przyjaciół. Czy też raczej j a k i c h k o l w i e k przyjaciół.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj