– Co on tu robi? – Bateria mi siada – mruknąłem, nadal bardziej zainteresowany fotografowaniem. – Szkoda, że nie naładowałem jej wcześniej. Ceri traciła cierpliwość. – Dosyć już tych zdjęć, słyszysz? Nie dotarliśmy do utykającego mężczyzny. Wyprzedziły nas dwie znajome postaci. Instynktownie ukryliśmy się za najbliższą grupą posągów i niezauważeni obserwowaliśmy całą scenę. – Spójrz, kto się pojawił. To ci kolesie z lincolna. Kierowca przemierzał plażę długim krokiem, w ślad za nim podążał pasażer w skórzanej, o numer za małej kurtce ciasno opinającej jego umięśnioną klatę. Zrobiłem im kilka zdjęć i sprawdziłem, jak wyszły. Przeglądałem je nadal, gdy Ceri złapała mnie raptem za ramię. – Wydaje mi się, że oni znają tamtego faceta. Spojrzałem na nią z roztargnieniem. – Ci kolesie z lincolna. – Wskazała ich ruchem brody. – Żmijowaty i Tłuścioch, oni go znają. Zachichotałem. – Nadałaś im przezwiska? Całkiem trafne. Pstrykałem jak najęty. Nie podzielałem obaw Ceri co do skulonego mężczyzny. – Zrobię parę ujęć z fleszem – oznajmiłem. Ceri nie uznała tego za dobry pomysł. – No co ty, nie rób tego. Zobaczą nas! – Nie boisz się chyba Głupiego i Głupszego, co? W tej samej chwili nagły powiew wiatru dmuchnął nam piaskiem w oczy. Schyliłem się, szybko mrugając. Wiatr wył jeszcze przez chwilę, po czym rozległ się głośny wystrzał, jakby korek wyskoczył z butelki szampana. Jednocześnie błysnął flesz w aparacie. – Co to był za dźwięk? – zapytałem. – Nie wiem – odparła Ceri – ale chyba ich zdenerwowałeś. Idą prosto do nas. Nie myliła się. Ku mojemu zaskoczeniu faceci rzucili się w naszą stronę, Żmijowaty przodem, Tłuścioch za nim, raczej truchtem niż biegiem, wydymając tłuste policzki i starając się nie zostawać z tyłu. Utykający facet raptem gdzieś zniknął. – O co im chodzi? – zdziwiłem się. – Pstryknąłem tylko fotę… Dzieliło nas nadal dobre pięćdziesiąt metrów, ale nie miałem zamiaru czekać, żeby się tego dowiedzieć, więc ruszyłem szybko w kierunku przystani. Ceri pobiegła za mną. – Po co użyłeś tego flesza, ściągnąłeś tylko na nas ich uwagę. – Nie wolno robić zdjęć? To chyba wolny kraj? – John, wyglądają na poważnie wkurzonych. – I co z tego? I tak nas nie złapią. Mamy sporą przewagę. Nie obchodziło mnie, jak bardzo są wściekli. Chcieli czegoś ode mnie, tak? Odwróciłem się, gdy tylko dobiegłem do wydm. Faceci pozostawali jeszcze daleko w tyle. Po chwili pokazywałem im obu środkowe palce. Tańczyłem, podskakując dziko, i wrzeszczałem wyzywająco. – Bujajcie się, pajace! Jeszcze się zaziębicie, żałosne barany. Spójrz tylko na siebie, Tłuściochu. – Wydąłem mocno policzki. – Uważaj, żebyś nie dostał zawału. Dyszałem głośno, konwulsyjnie, wypinając nieistniejący brzuch, a potem zacząłem się śmiać. Ceri zachłysnęła się z oburzenia. – Zwariowałeś, kompletnie zwariowałeś… Bawiłem się doskonale. Ceri pacnęła mnie w rękę. – Co z tobą, wariacie? Chodźmy stąd! Nie przestawałem podskakiwać i tańczyć na piasku, chcąc jeszcze bardziej ich wkurzyć. – Nie boję się ich. – A ja mam gęsią skórkę ze strachu – warknęła. – Kompletnie ci odbiło. Wykonałem zamaszysty obrót. – Ach tak? – Odwróciłem się do nich plecami i plas­ nąłem w tyłek. – Chodźcie, chłopcy, możecie mnie cmoknąć. Pobiegliśmy naprzód, po czym znowu się odwróciliśmy. Ceri obserwowała mnie przez chwilę, parsknęła śmiechem i przyłączyła się do zabawy. – Jestem równie szalony jak ty, Ceri. No dalej, pokaż im, co potrafisz. Po chwili faceci znaleźli się zbyt blisko na dalsze wygłupy. – Chodź, idziemy już. Uznaliśmy, że dość już zabawy, i pobiegliśmy dalej, tracąc facetów z oczu. Dotarliśmy do Marine Way i zwolniliśmy do żwawego marszu. Skręciliśmy w zaułek, mieliśmy jeszcze pięć minut do domu. Od czasu do czasu Ceri zerkała przez ramię. Skoro faceci rozpłynęli się w półmroku, przestali stanowić zagrożenie. Tak nam się przynajmniej wydawało. – Czy chcesz wpaść jeszcze na chwilę do nas? – za-pytałem z nadzieją. – Nie, lepiej już pójdę. Zadzwoniła jej komórka. Może Ceri miała chłopaka. – Cześć, Gemma. A więc nie chłopak. Jak dotąd wszystko układało się pomyślnie. – Tak, dzwoniłam do ciebie. – Roześmiała się. – Nie, jakiś idiota wpadł na mnie z zaskoczenia. Dzięki, że oddzwoniłaś. Przypatrywałem się Ceri rozmawiającej przez telefon i postanowiłem także zadzwonić. Mama odebrała po trzecim dzwonku. – Niedługo wrócę. Właśnie skończyliśmy. – A gdzie ty właściwie jesteś? – Pięć minut od domu. Fotografowaliśmy rzeźby na plaży. Pamiętasz, mówiłem ci o tym. – Mówiłeś mi? No to przepraszam. Padam z nóg. Pamięć dziurawa jak sito. Nie żartowała. Od wyjazdu taty do pracy za granicą wyglądała na wiecznie zmęczoną. – Niedługo będę w domu – powtórzyłem. – Nie ma problemu. Prawdopodobnie nie będzie mnie, kiedy wrócisz. Wychodzimy dosłownie za minutę. Trinity ma dziś wieczorem ostatnią próbę. W tle słychać było moją zapłakaną siostrę wrzeszczącą coś o kostiumie. Trinity potrafi urządzić przedstawienie. Od lat trenuje gimnastykę. Uczęszcza na zajęcia do centrum kultury na Park Road, o kilometr od naszego dawnego miejsca zamieszkania. W związku z udziałem w ważnych zawodach trenowała niemal codziennie. Zestresowana, regularnie dostawała napadów histerii. – Życz jej połamania nóg – powiedziałem. Trinity była zawsze kłębkiem nerwów. – Jak trochę nie ochłonie – wyszeptała mama do słuchawki – to prędzej złamie sobie kark. Kostium jest w twojej torbie sportowej! – krzyknęła do Trinity. – Tam gdzie go zostawiłaś po treningu. John, robi się późno, muszę lecieć. – Jasne, do zoba… Ale mama się już rozłączyła. – …czenia. Uśmiechnąłem się do siebie. Od wyjazdu taty za granicę miała pełne ręce roboty. Wsunąłem komórkę do kieszeni. Rozmyślałem o błękitnym lincolnie i konfrontacji na plaży, kiedy Ceri postukała mnie w ramię. – Coś cię gryzie – zauważyła. – Co takiego?
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj