Flet z Mandragory – Waldemar Łysiak

źródło: Krakowa Agencja Wydawnicza
Byłoby nieuczciwe, gdybym w tym zestawieniu pominął Łysiaka. To naprawdę działało, kopało między oczy. Jego pomysły, fraza, jaką tworzył, erudycja – mnóstwo o historii, sztuce, o Ameryce dowiedziałem się od Łysiaka, a ta powieść na poły sensacyjna, na poły metaforyczna była dla mnie jedną z lektur kształtujących. Dziś z nostalgii i w poszukiwaniu literackich kuriozów przeglądam czasem świeże wydawnictwa tego gościa, ale to już zupełnie inna historia.

Listy z Ziemi – Mark Twain

źródło: Książka i Wiedza
Serio. Ci, którzy Twaina kojarzą tylko jako autora sympatycznych klasycznych rzeczy dla młodszych, powinni sobie doczytać to i owo. Ja gdzieś pod koniec liceum odkryłem jego drugie oblicze – sarkastycznego, drwiącego z tradycji i zasad literackiego olbrzyma, który w swych mniej znanych książkach rozprawiał się z ludzką niegodziwością czy religią. Listy z Ziemi to na przykład opowieść o ludzkości z perspektywy zewnętrznego obserwatora, Szatana, który nie może się nadziwić, co my tu wyprawiamy i na kogo zrzucamy winę za nasze własne postępki.

HMS Ulisses – Alistair MacLean

źródło: Iskry
Końcówka lat osiemdziesiątych to wysyp literatury wszelakiej. Komunizm puścił, skończyły się nadziały papieru na wydawców (serio, wcześniej było coś takiego) i nagle zostaliśmy zalani literaturą popularną ze świata. W tej powodzi trzeba było sobie jakoś radzić, umieć wyszukać coś ciekawego. MacLean, który wcześniej w Polsce pojawiał się od święta raz na kilka lat – teraz był co miesiąc (bo było mnóstwo jego powieści do nadrobienia). Czytałem je wszystkie, ale zachwyciła mnie ta pierwsza. Jego debiut, w którym jeszcze nie używał swoich słynnych literackich sztuczek, a prosto, twardo i po męsku opowiedział historię pewnego wojennego konwoju na północnych morzach. Świetna książka.

Opowiastki do pociągu – Boris Vian

źródło: Przedświt
W sumie mógłbym tu wpisać dzieła zebrane Viana, bo i jego surrealistyczne powieści, i te sensacyjne (pisane jako Vernon Sullivan) były dla mnie objawieniem, ale najbardziej pokochałem opowiadania. Szybkie, mocne, humorystyczne, często oparte na grach słownych i nadrealistycznych skojarzeniach miniaturki, które pokazywały, że wszystko, co istnieje, może być źródłem zabawy i śmiechu. I w sumie ta ideologia została ze mną do dziś.

Peanatema – Neal Stephenson

Źródło: Mag
Na koniec przedstawiciel ostatniej dekady moich lektur. Bo wciąż czytam. Mnóstwo. Gdzie się tylko da i kiedy się da. Zazwyczaj z przyjemnością, ale niewiele jest już w stanie mnie poruszyć. A Stephenson swą erudycją, chwytami formalnymi, świetnie wprowadzanymi w fabułę wywodami filozoficznymi i naukowymi wciąż. I wciąż. I to jeden z tych niewielu pisarzy, na których książki czekam nie tylko dlatego, by się dobrze bawić, ale by się z nimi zmierzyć. Ta była tego najlepszym przykładem.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj