Muszą zaskoczyć
Jeden zwiastun, drugi, trzeci… kolejne spoty i informacje z planu, zabawki, gadżety, plotki i fanowskie teorie – nie da się uciec przed informacjami o filmie, które docierają do nas z każdej strony. 16 grudnia w niektórych krajach Przebudzenie Mocy będzie mieć swoją premierę i jeszcze więcej szczegółów dotrze do potencjalnych widzów. Dlatego tak ważne jest to, by J.J. Abrams miał w swoim rękawie wiele asów. Nie tylko twisty fabularne i cliffhangery, które będą wzbudzać emocje w trakcie i już po seansie, ale po prostu historie, które mogą istnieć na długo po premierze i które będą wzbudzać mnóstwo uczuć po latach. Nowe Gwiezdne Wojny muszą konkurować z filmami Starej Trylogii. To bardzo wysoko zawieszona poprzeczka, ale J.J. Abrams sam się o to prosił, zgadzając się na reżyserie tego filmu. Ocena „dobra” nikomu nie wystarczy. Na razie znakomicie jest utrzymywana tajemnica wokół fabuły filmu, więc twórcy są na dobrej drodze. No urlMuszą z umiarem stosować CGI
Magia Gwiezdnych Wojen w dużej mierze opierała się na efektach specjalnych, które powodowały, że świat tej serii ożywał i stawał się w pełni magiczny. W dużej mierze były to praktyczne efekty, powstałe za pomocą lalek, modeli statków, miniatur itp. Wielu fanów znienawidziło później Lucasa, który postanowił nawrzucać sporą ilość efektów komputerowych, „ulepszając” starą trylogię. Gwiezdne Wojny w latach 80. były namacalne, prawdziwe, rzeczywiste. W dużej mierze Nowa Trylogia jest poza tym pojmowaniem, jest sterylna i nieprawdziwa, głównie przez komputerowe efekty specjalne. Abrams obiecuje realne lokacje i CGI tylko w tych momentach, w których były naprawdę potrzebne. To jest kino science fiction, nie da się tego uniknąć, a wręcz jest to wymagane - ważna jest tutaj równowaga. Osobnym problemem są tzw. flary, czyli znak rozpoznawczy Abramsa, który został już wielokrotnie wyśmiany przy okazji filmów z serii Star Trek – nie jest to oczywiście efekt komputerowy, lecz bardzo istotny dla sfery wizualnej. Po zwiastunach widać, że gdzieniegdzie będą one obecne, lecz reżyser zapowiedział, że Gwiezdne Wojny nie będą nimi napakowane, a zdarzało się także, że w momentach, w których chciał flary wykorzystać, specjalista od efektów Roger Gyuett mówił mu: „To nie są flary, których szukasz”.Muszą zachować balans między żartem a powagą
Gwiezdne Wojny rozpoczęły nurt zwany w Polsce Kinem Nowej Przygody – filmy te łączyły w sobie wartką akcję, wspaniałe efekty specjalne oraz, co najważniejsze, humor! Tym cechowały się przygody Indiany Jonesa i Close Encounters of the Third Kind. To nieodzowny element tego kina, który J.J. Abrams próbował inkorporować także do swoich Star Treków. Nowe Gwiezdne Wojny George’a Lucasa na tym polu zawiodły, przeciągając strunę w obie strony. Jar Jar Binks, będący tzw. comic reliefem, stał się błaznem, jakiego ta seria wcześniej nie znała. Z drugiej strony Zemsta Sithów w bardzo mroczny sposób prowadziła fabułę, nie dając ani chwili wytchnienia. Czuć, że Przebudzenie Mocy powstaje w poczuciu dobrej zabawy i wspólnego napędzania się. Obsada, która występuje w programach rozrywkowych, wypowiedzi Abramsa – to wszystko napawa wyśrubowanymi oczekiwaniami, że nowe Gwiezdne Wojny nie będą jedynie zapierającym dech w piersiach widowiskiem, ale także rewelacyjną rozrywką dla wszystkich.Nie mogą zawierać Jar Jara
Zostając więc w temacie humoru – w Przebudzeniu Mocy nie może być Jar Jar Binksa! Nie chodzi oczywiście o tę konkretną postać (choć teorie, że może się on pojawić, są bardzo żywe), ale o tę figurę, błazna, który sprowadza film na odrobinę niższy poziom. Jar Jar przejął rolę od R2-D2 i C3PO, którzy stanowili odskocznię od akcji w pierwszych częściach, ale byli oni wspierani przez znakomitych, czasem lekkomyślnych bohaterów w postaci Hana Solo i Luke’a Skywalkera. Trudno wyrokować, kto tym razem będzie pełnić tę rolę, jednak niezwykle istotne jest, byśmy znów nie otrzymali kogoś na wzór Jar Jara. Nie widzieliśmy kogoś takiego w zwiastunach, więc pewnie możemy spać spokojnie.Muszą być doskonale zagrane
Nietrudno zauważyć, że Mark Hamill, Carrie Fisher i Harrison Ford stworzyli swoje kluczowe role właśnie w Gwiezdnych Wojnach – to nie są szczyty aktorstwa, jednak chemia między bohaterami i energia widoczna w każdej scenie jest w tych filmach nie do przecenienia. Nowa Trylogia również nie mogła narzekać na brak świetnych aktorów, choćby w postaci Ewana McGregora, Liama Neesona i Samuela L. Jacksona, lecz po drugiej stronie mieliśmy słabe aktorstwo i jeszcze gorzej potraktowanych bohaterów – Hayden Christensen jako Anakin, Natalie Portman (rewelacyjna przecież aktorka) w roli papierowej Padme czy Christopher Lee w zupełnie niepotrzebnej roli Hrabiego Dooku. Tym razem postawiono na mniej znanych aktorów (poza Oscarem Isaakiem, dla którego ten i poprzedni rok był fenomenalny), młodych, pełnych werwy. Tę trójkę zasila stara gwardia: Ford, Fisher i Hamill, a cały obraz dopełnia cicha elita współczesnego aktorstwa: Adam Driver, Domhnall Gleeson i Andy Serkis. Będzie dobrze, prawda?
Strony:
- 1 (current)
- 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj