W 2020 roku przypada 15. rocznica premiery filmu, który zmienił postrzeganie historii Mrocznego Rycerza. Przyglądam się produkcji Batman - Początek po latach.
Od razu na wstępie tego artykułu muszę napisać, że Batman to zdecydowanie mój ulubiony superbohater i taka postać, która ukształtowała moje życiowe postrzeganie popkultury. Oczywiście uwielbiam również Spider-Mana, Kapitana Amerykę, Supermana czy X-Menów, jednak to historia Mrocznego Rycerza zawsze podobała mi się najbardziej. Jednak co najciekawsze filmu Batman - Początek nie zobaczyłem w kinie. Zrzucam to przeoczenie na pewne zmęczeniem opowieści o Rycerzu Gotham w medium filmowym. Po Timie Burtonie, który stworzył dwa, bardzo groteskowe (czyli w swoim stylu) filmy o Batmanie i Joelu Schumacherze, który zarżnął tę świetną historię swoimi ocierającymi się o autokicz produkcjami, trochę nie chciało mi się zaglądać do tego aktorskiego pudełka. Znacznie lepiej Mroczny Rycerz pasował mi w swojej solowej kreskówce oraz serialu animowanym Liga Sprawiedliwych (do dzisiaj wracam do tych produkcji). Batman - Początek zobaczyłem jakiś rok później, gdy miał on swoją telewizyjną premierę. I oglądając to, poczułem prawdziwe ukłucie fanowskiego serducha. Zadałem sobie pytanie – jak ja mogłem na to nie pójść do kina i przegapić go na dużym ekranie? Christopher Nolan swoim początkiem trylogii przywrócił Batmanowi filmową godność i powiedział nam tym widowiskiem: Hej, zobaczcie, Batman to nie tylko facet w pelerynie i masce nietoperza, gadający ochrypłym głosem i bijący przerysowanych wrogów. Oczywiście, takie zdanie ukształtowało się u mnie po latach (gdy oglądałem Batman - Początek po raz pierwszy miałem 13 lat i wtedy tak bym tego nie ujął). Takie zdanie mam o tej produkcji do dzisiaj.
Przede wszystkim sądzę, że ten film nie byłby taki dobry, gdyby wziął się za niego inny reżyser niż Christopher Nolan. W kolejce na to stanowisko czekali między innymi rodzeństwo Wachowskich i Clint Eastwood, jednak studio Warner Bros ostatecznie zdecydowało się na człowieka, który do tej pory był kojarzony z mrocznymi fabułami pełnymi suspensu (choćby Memento). Nolan stał się jednym z niewielu reżyserów, który potraktował widza produkcji komiksowych na serio, nie uważał go za człowieka lubującego się w taniej rozrywce, w której widowiskowość może przykryć historię. Dał nam Batmana na miarę naszych czasów, nie przerysowanego, lecz mocno ludzkiego, tajemniczego, pełnego rozterek i bólu, co stało w zgodzie z jego komiksowym rodowodem. Do tamtej pory otrzymaliśmy już sporo superbohaterskich origin story na wielkim ekranie, jednak ta wydawała się tak inna od wszystkiego, co oferowano nam do tej pory. Nolan bardzo uwspółcześnił historię Rycerza Gotham, w której mogliśmy bardziej dojrzeć człowieka niż bogatego superbohatera tłukącego w nocy zbirów. Gdyby nie strój Mrocznego Rycerza w filmie, to myślałbym, że mam do czynienia z jakimś mrocznym kinem zemsty, w którym ważną rolę odgrywa aspekt psychologiczny głównego bohatera. Właśnie to wejście Nolana w umysł Bruce'a Wayne'a sprawiło, że Batman - Początek nie jest kolejnym widowiskowym blockbusterem, a prawdziwym dziełem kinowym z wielowymiarowym, rozdartym bohaterem, którego motywacje rozumiemy i możemy się z nim utożsamiać. Jak na to spojrzeć, to filmowi Nolana bardziej niż do filmów superbohaterskich, bliżej jest do takich klasyków jak Łowca androidów (Nolan pokazywał ten film ekipie jako inspirację) czy SiedemDavida Finchera, produkcji, które stanowią swoistą wiwisekcję człowieczeństwa w brutalnym świecie.
Angielski reżyser postanowił zaryzykować z uwspółcześnieniem historii Mrocznego Rycerza i postanowił również odrzeć, w dobrym tego słowa znaczeniu, świat Batmana z wszelkich dziwnych, groteskowych i magicznych elementów, charakterystycznych dla poprzednich twórców, którzy mierzyli się z jego uniwersum. To według mnie tylko zagrało na plus dla tego filmu. Zatem Ra's Al Ghul w interpretacji Nolana nie jest nieśmiertelnym wojownikiem, który może uleczyć się w Jamach Łazarza, Strach na Wróble tym razem nie nosił swojego postrzępionego stroju (miał nie nosić również maski, ale scenarzysta David S. Goyer przekonał Nolana), a sam Batman nie używa masy przedziwnych, czasem mało praktycznych gadżetów ze swojego słynnego pasa. Jak dla mnie to bardzo dobry wybór, ponieważ produkcja zyskała zupełnie inny wymiar, wyskakujący poza ówczesne ramy produkcji superbohaterskich. Nolan zastosował tutaj bardzo ciekawy miszmasz kina gangsterskiego, kryminału, noir, a nawet motywu samurajskiego jak u Kurosawy. I muszę przyznać, ta historia spokojnie mogłaby się sprawdzić w każdym z tych gatunków. Co ciekawe, Michael Caine wcielający się w filmie w Alfreda Pennywortha, gdy dostał scenariusz i nie wiedział, że gra w historii o Batmanie, myślał, że to jakiś film gangsterski. I właśnie tutaj drzemie moc tej produkcji, w jej filmowym uniwersalizmie. Nolan stworzył na ekranie świat, który pokochają nie tylko fani produkcji superbohaterskich, ale kinomaniacy po prostu uwielbiający filmy. Po obejrzeniu Batman - Początek nigdy nie powiedziałem ale to był dobry film superbohaterski albo dobry Batman, ale zawsze mogłem ze szczerym sercem stwierdzić, że to po prostu świetny film.
Oczywiście historia sama w sobie by się nie obroniła i nie miała takiej mocy, gdyby nie obsada, która stanowi ogromną siłę tej produkcji. Christian Bale w tytułowej roli odnalazł się znakomicie. Aktor, który jest znany w Hollywood ze swojego poświęcenia przy kreowaniu postaci i tutaj udowodnił, że staje na wysokości zadania. Nie potraktował Batmana po macoszemu, jak to w przeszłości choćby Val Kilmer, ale stworzył na ekranie kompleksową postać, ze swoimi wadami i zaletami. Bale w czasie pracy na planie sam wykonywał swoje sceny walki wręcz, a modulując charakterystyczny głos Mrocznego Rycerza, kilka razy stracił głos. Jednak chyba największym wyzwanie było przytycie i wyhodowanie sporych mięśni. Bale bowiem po pracy nad Mechanikiem miał 30 kilo niedowagi. Nolan prawie przez to nie przekonał włodarzy Warner Bros do zatrudnienia aktora. Jednak ostatecznie wszystko dobrze się skończyło. Co ciekawe, przez wspomnianą niedowagę najpierw reżyser zaproponował Bale'owi rolę Stracha na Wróble, a na próby do roli Batmana został zaproszony Cillian Murphy. Ostatecznie, jak wiadomo, panowie zamienili się kreacjami. Dodajmy do tego bardzo dobrych jak zwykle Michaela Caine'a, Morgana Freemana i Gary'ego Oldmana, demonicznego w swojej roli Liama Neesona oraz Katie Holmes, która po latach udowodniła swój aktorski talent. Otrzymujemy prawdziwą mieszankę wybuchową, jeśli chodzi o ilość aktorskich umiejętności na metr kwadratowy.
Tutaj chciałbym jeszcze bliżej przyjrzeć się postaciom antagonistów tej produkcji, ponieważ Nolan znakomicie, można stwierdzić, napisał ich na nowo, stworzył im całkowicie inną sferę do rozwoju niż ta, którą znaliśmy z kart komiksów. Tutaj również reżyser postanowił skupić się na tej odrobinę bardziej ludzkiej stronie poszczególnych postaci, która spotęgowała upiorny efekt motywacji, jakimi się kierują. Mamy zatem Carmine'a Falcone, króla przestępczego podziemia Gotham, postać żywcem wyjętą z filmów gangsterskich z lat 60. i 70., w którym ściera się chęć zdobycia coraz większej władzy ze zwykłą ludzką naiwnością i słabościami takimi jak chciwość i bark spojrzenia z szerszej perspektywy. Wspomniany już Strach na Wróble, w którego brawurowo wcielił się Murphy, to psychopata i szaleniec lubujący się w badaniu granic ludzkiego strachu, jednak przy okazji również gość wykonujący funkcję publiczną, który znakomicie balansuje te dwie strony swojej natury. A już sam Ra's Al Ghul stał się wręcz postacią dramatyczną, z tragedią w życiorysie, zdradzony przez przyjaciela, z dziwnym poczuciem moralności, ale również z prawdami na temat zła, które sprawiają, że rozumiemy jego motywacje. Tym razem nie są to więksi niż życie antagoniści, tylko ludzie, którzy w pewnym momencie znaleźli się na niewłaściwej ścieżce życia. Mają wyjątkowe cechy, jednak przy tym znakomicie kontrastują one ze zwykłymi wadami. To ludzkie oblicze zła nadaje tej produkcji wyjątkowy charakter. Sam Nolan zepsucie i brak moralności panoszące się w Gotham w pewnym momencie wznosi do rozmiarów rozprawy filozoficznej i doskonale operuje postaciami czarnych charakterów, aby wejść w fundament zła.
Nie wiem czemu, ale dla wielu ludzi, z którymi rozmawiam, rewolucja, jeśli chodzi o postać Batmana, rozpoczęła się dopiero w 2008 roku po premierze Mrocznego Rycerza. Oczywiście to film genialny, jednak nie należy zapominać o tej produkcji, która przetarła dla niego szlaki i wniosła Rycerza Gotham na poziom, z którego można było ulepić tę historię. Mam takie wrażenie, że Batman - Początek przez wielu jest traktowany jako to najmniej zdolne dziecko z rodzeństwa, czyli ludzie chwalą, ale to inne powodują u nich zachwyt. Ja jednak się z tym nie zgadzam, ponieważ to właśnie Batman - Początek jest tym filmem z trylogii Nolana, który oglądam najwięcej razy w ciągu roku. Uwielbiam wszystkie trzy filmy, ale pierwsza część, w której Nolan wykuwa tego Batmana, będącego później postrachem zbirów Gotham, i w której zarysowuje cały świat Mrocznego Rycerza na nowo, budzi we mnie największy sentyment. Dzieje się tak, ponieważ w tym wypadku angielski reżyser zbudował bardzo dobre fundamenty i nakreślił zasady i kierunek nowej drogi Mrocznego Rycerza, z której już w pełni skorzystały kolejne dwa filmy. Może Batman - Początek ma swoje drobne błędy, jednak wynika to z odważnego ruchu Nolana, aby zmienić filmowe podejście do tak złożonej i mrocznej postaci, jaką jest Rycerz Gotham. Batman - Początek cały czas broni się, nawet po 15 latach od premiery jako film bardzo dojrzały, świetnie mieszający różne gatunki, a przede wszystkim jako wiwisekcja rysu psychologicznego głównego bohatera. Nie wiem jak Wy, ale ja chyba zaraz odpalę sobie go po raz kolejny.