Benedict Cumberbatch jako jedyny syn rodziców, którzy oboje są aktorami, został posłany do londyńskiego Harrow, ekskluzywnej szkoły dla chłopców z wyższych sfer, która miała mu zapewnić najlepsze podstawy do kontynuowania edukacji, uchronić go przed koniecznością wyboru aktorskiej kariery, a w rzeczywistości go od tego wyboru odwieść. Skończyło się zupełnie na odwrót: wychowany za kulisami teatrów, obserwujący swoich rodziców w trakcie spektakli Benedict zaczął grywać już w szkolnych produkcjach w Harrow, także w rolach kobiecych. Kontynuował naukę na uniwersytecie w Manchesterze (do dzisiaj opowiada w wywiadach, jak fantastycznie się bawił i imprezował na pierwszych latach studiów) i na London Academy of Music and Dramatic Art. O swoich pierwszych doświadczeniach scenicznych mówi: „Od zawsze wierzyłem, że aktorstwo jest dla mnie i mam talent. Musiałem wierzyć”. Miejsca, w którym Benedict się teraz znajduje, nie zawdzięcza przypadkowi czy cudownemu zbiegowi okoliczności, ale swojej konsekwencji i długoletniemu doświadczeniu: zanim w 2010 roku po raz pierwszy zakosztował sławy, od niemal dekady grywał w niewielkich filmach, serialach i na deskach teatru. Z jego nietypową i nieoczywistą urodą, Cumberbatch od zawsze miał wiarę we własne możliwości, popartą zdrową pewnością siebie i umiejętnością dokonywania rozsądnych oraz dobrze rokujących zawodowych wyborów. I jak to zwykle bywa, jeden z tych wyborów okazał się nieprawdopodobnie dobry. [video-browser playlist="651039" suggest=""] Jedną z najważniejszych decyzji zawodowych Benedicta był udział w pewnym niewielkim, zapowiadającym się skromnie miniserialu BBC. Dramatyczny przełom w karierze Cumberbatcha był błyskawiczny, bo nastąpił w ciągu 88 minut. Tyle dokładnie trwał pierwszy odcinek „Sherlocka” - serialu BBC, który nawet dla jego twórców był wielką niewiadomą, nikt nie spodziewał się po nim wielkiego sukcesu. A już na pewno nie tak gigantycznego. Pomysłowa adaptacja klasyki sir Arthura Conan Doyle’a, przeniesiona do współczesnego tętniącego życiem Londynu, okazała się więcej niż strzałem w dziesiątkę. „Sherlock” stał się absolutnym fenomenem. Pierwszy półtoragodzinny odcinek, wyemitowany 25 lipca 2010 roku, obejrzało w samej Wielkiej Brytanii 9 milionów widzów. Przy ryzykowanym pomyśle na adaptację, mało znanych nazwiskach w obsadzie i skromnej kampanii reklamowej Benedict Cumberbatch stał się gwiazdą w sekundy po tym, gdy skończyła się emisja pierwszego epizodu. I dzięki niej dowiedział się, czym w ogóle jest Twitter. „Sukces »Sherlocka« wszystkich nas zszokował” - mówił Cumberbatch w wywiadzie. „Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy z mocy tej fanowskiej kultury internetowej. Internet po prostu natychmiast eksplodował. Miałem wrażenie, że obserwuję reakcję milionów ludzi upchniętych razem na widowni w jednym teatrze. To było jednocześnie fascynujące i przerażające. Dotarło do mnie, że to dzieje się przede wszystkim na Twitterze, a noc wcześniej nie wiedziałem nawet, czym on jest”. To właśnie internet umieścił Benedicta Cumberbatcha na gwiazdorskim firmamencie, co jednocześnie odzwierciedlało fenomen jego niezwykłej kariery: jeszcze do 2013 roku był aktorem, który, jak sam o sobie mówi, „grał duże role w niewielkich filmach i małe role w dużych”. Nim pojawił się wreszcie w filmie na pierwszym planie (jako Julian Assange w chłodno przyjętej "Piątej władzy"), wystąpił w blisko trzydziestu filmach fabularnych, telewizyjnych, serialach oraz w kilkunastu sztukach teatralnych. Nieznany wówczas bliżej szerszej publiczności, miał za sobą armię internetowych fanów (i fanek - określających się mianem Cumberbitches), z zapałem nie tylko produkujących kolejne memy, żarty czy fanfiki dotyczące „Sherlocka”, ale i śledzących samego Benedicta. Dosłownie. Na Twitterze prężnie działał hashtag #cumberbwatch, który swego czasu służył internautom do dzielenia się informacjami o aktualnym miejscu pobytu aktora. Jedna ze zdesperowanych fanek odnalazła jego posiadłość w londyńskim Hampstead, znalazła sobie wygodne miejsce do obserwacji zajmowanych przez Cumberbatcha pięter kamienicy i na Twitterze relacjonowała na bieżąco o wszystkim, co robił. [video-browser playlist="651041" suggest=""] Nawet jak na współczesne standardy to uwielbienie fanów jest wyjątkowe i przybiera niekontrolowane rozmiary: wszędzie, gdzie Cumberbatch się pojawi, wzbudza sensację i przyciąga tłumy wielbicieli (nawet koczujących godzinami), których sympatia bije wszelkie rekordy. Pula stu tysięcy biletów na wystawianego tego lata w Londynie „Hamleta”, w którym Benedict gra tytułową rolę, rozeszła się w internetowej sprzedaży w 15 minut. Żaden inny spektakl w historii West Endu nie sprzedał się szybciej. Angielski aktor Matthew Goode, który przyjaźni się z Cumberbatchem od ponad dekady, widząc go na jednej z filmowych premier, powiedział o nim w wywiadzie: „Przyjaźnimy się od kilkunastu lat, ale dopiero wtedy uświadomiłem sobie nagle, że on jest jak jeden z Beatlesów”. Nie ma w tym zbytniej przesady. W jego fenomenie jest jednak coś fascynującego, bo przecież Cumberbatch nie wygląda jak typowy filmowy amant; wręcz przeciwnie - jego uroda jest trudna, wymagająca i nieoczywista. Mark Gatiss, współautor „Sherlocka” i serialowy brat słynnego detektywa, mówi o nim: „W jednym ujęciu i przy odpowiednim świetle Benedict przypomina wręcz kosmitę; w innym ustawieniu jest natomiast ikonicznie przystojny”. Gatissowi udało się uchwycić nie tylko istotę fenomenu popularności aktora, ale i jego niepowtarzalną właściwość, która pozwala mu wcielać się w tak odmienne role. Jego szczupła, pociągła twarz, wyraziste kości policzkowe i małe, szeroko rozstawione oczy o nieodgadnionej barwie w połączeniu z wyjątkowym talentem do transformacji pozwalają Benedictowi wymykać się wszelkim kategoriom i typom, czego nie może powiedzieć o sobie żaden inny współczesny aktor. Cumberbatch jest nie tylko w fascynujący sposób fotogeniczny, ale i niesamowicie plastyczny: do perfekcji opanował najdrobniejsze niuanse mimiki, mowy ciała i barwy głosu. Potrafi być odrażająco brzydki, jak i zniewalająco przystojny. Z takimi warunkami Cumberbatch najczęściej grywa jednostki wybitne i nieprzystosowanych społecznie geniuszy. Nim podbił serca fanek swym nieprzeciętnie inteligentnym i nierozumiejącym relacji międzyludzkich Sherlockiem, zagrał także Vincenta van Gogha, młodego Stephena Hawkinga, a teraz w „Grze tajemnic” wciela się w Alana Turinga, genialnego matematyka rozszyfrowującego Enigmę i pognębionego przez Królestwo Brytyjskie homoseksualistę. I jakkolwiek te role są od siebie diametralnie różne (o ile Sherlock jest chłodny i nadludzko szybki w swoich dedukcjach, tak postaci Turinga Cumberbatch nadał szczególnej wrażliwości i tragizmu), nie pozwalają zamknąć Anglika w jednym aktorskim typie. Benedict zagrał także w „Szpiegu” zmuszonego do pozostania w ukryciu geja-pracownika wywiadu, brata sióstr Boleyn w „Kochanicach króla”, gwałciciela i pedofila w „Pokucie”, terrorystę w „Star Treku”, szlachetnego żołnierza w „Czasie wojny” Stevena Spielberga, smoka w trylogii „Hobbit” Petera Jacksona oraz delikatnego i stłamszonego przez matkę „małego” Charlesa w „Sierpniu w Hrabstwie Osage”. Jak na ironię, w tej kolekcji najróżniejszych postaci nie ma ani jednej roli amanta. [video-browser playlist="651043" suggest=""] Nie ma wątpliwości, że przynajmniej w niewielkiej części tajemnicę tego sukcesu stanowi klasa i brytyjska elegancja Anglika. Steve McQueen, reżyser m.in. „Głodu” i „Wstydu”, był pod w wielkim wrażeniem współpracy z Benedictem, mimo iż ten zagrał w „Zniewolonym” zaledwie niewielką rolę dobrego pana dla swoich niewolników, którego szlachetność kończyła się jednak tam, gdzie zaczynał się pragmatyzm i kalkulacja niezbędna do prowadzenia rentownego biznesu. McQueen mówił o Cumberbatchu w wywiadzie: „Jest w nim pewna dostojność i poprawność. To prawdziwy gentleman, a takich nie ma zbyt wielu w dzisiejszych czasach. Benedict jest także bardzo brytyjski, ale nie w sztywnym i wyniosłym sensie, tylko w najlepszym tego określenia znaczeniu. Takich ludzi nie widuje się już od bardzo dawna”. Cumberbatch jednak nie daje się łatwo zaszufladkować, nawet w przegródce „najbardziej brytyjskiego Brytyjczyka w Hollywood”. Chociaż ma nienaganne maniery, wysławia się elegancką angielszczyzną zdradzającą doskonałe wykształcenie, na oficjalnych imprezach ubrany jest z bezdyskusyjną klasą (jako jedyny zaproszony na zeszłoroczną galę MET sprostał wymogowi ubrania się w white tie) i unika skandali, to czasem zdarza mu się zrobić wyjątek. Specjalnością Benedicta stało się już psucie zdjęć innym gwiazdom podczas oficjalnych imprez (tzw. photobombing) takiego formatu jak rozdanie Złotych Globów lub Oscarów; zdarzyło mu się także odebrać nagrodę dla mężczyzny roku przyznawanej przez magazyn "GQ", będąc… lekko pod wpływem. Stojąc na scenie i śmiejąc się pod nosem, Cumberbtach z rozbrajającą szczerością wyznał, iż wypił tak dużo, że musi szybko skorzystać z łazienki. Benedict jest jednak uwielbiany do tego stopnia, że przebaczono mu natychmiast (lub inaczej: jego wystąpienie było tak zabawne, że nikt się na niego nawet nie pogniewał), a filmik z nagraniem z gali stał się hitem. Fani kochają go bezwarunkowo, nie tylko z miejsca akceptując drobne wybryki, ale i czule śmiejąc się z jego drobnych wad: podczas nagrania komentarza do filmu przyrodniczego produkowanego przez BBC okazało się, że Benedict nie potrafi prawidłowo wymówić słowa pingwin (penguin) i nieświadomie się myląc, powtarzał ciągle pengling. Efekt? Tak, to też stało się internetowym hitem. [video-browser playlist="651045" suggest=""] Pomimo jednak tego, że ta wyjątkowa kariera rozpoczęła się na dobre od internetowego uwielbienia fanów, na niej się na pewno nie skończy. Benedict stoi u progu kolejnego przełomu w swoim konsekwentnie budowanym życiu zawodowym. Anglik nie celuje prosto w Hollywood - na razie wszystko wskazuje na to, że nie zamierza tam osiąść, a swoje plany podzieli między wielkie amerykańskie produkcje, znakomitą brytyjską telewizję oraz występy w teatrze. Cumberbatch nagrywa obecnie specjalny bożonarodzeniowy odcinek „Sherlocka”, zakończył już zdjęcia do „Ryszarda III”, kontynuacji „The Hollow Crown”, telewizyjnych adaptacji szekspirowskich produkowanych przez BBC, a lato i wczesną jesień spędzi na deskach londyńskiego teatru jako Hamlet. Na tym jednak nie koniec: na premierę czeka kryminał „Black Mass”, w którym Benedict gra u boku Johhny’ego Deepa, oraz „Fyling Horse”, biografia brytyjskiego wynalazcy Eadwearda Muybridge’a w reżyserii Gary’ego Oldmana, a fani filmowego uniwersum Marvela ze wstrzymanym oddechem czekają na pierwsze konkretne wieści dotyczące szczegółów jego roli w "Doctor Strange". I nic nie wskazuje na to, by na tym Cumberbatch miał poprzestać. „To, co dla mnie jest najważniejsze, to jakość pracy, którą wykonuję, i jej różnorodność. Za 40 lat wciąż chcę być aktorem i opowiadać młodszym kolegom z planu o współpracy z Judi Dench i Michaelem Gambonem. Kiedy słyszę o sobie, że jestem aktorem, który zaraz zniknie, uśmiecham się tylko, bo dziesięć lat temu nikt mojej twarzy nie traktował poważnie”.
Wybrana filmografia:
„Pokuta” 2007
„Sherlock” 2010-
„Czas wojny” 2011
„W ciemność. Star Trek” 2011
"Hobbit: Pustkowie Smauga" 2013
"Zniewolony" 2014
"Gra tajemnic" 2015
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj