Oglądanie filmów grozy bez względu na to, czy obchodzimy Halloween, Dzień Zaduszny, czy dziady zawsze odbywa się w tym okresie w specyficznym kontekście. Trudno więc dziwić się fanom gatunku, wychowanym na tasiemcowych slasherach, którzy to kiedyś w ukryciu przed rodzicami poznawali nowe podgatunki, że tak lubią ten okres. Lubili go też i w 2004 roku, kiedy na ekranach kin pojawiła się pierwsza część Saw, w reżyserii James Wan, która przetarła filmom grozy nową ścieżkę. Wan jest twórcą posiadającym bardzo kompleksową wizję rzeczywistości, w której osadza akcję swojego filmu, a przy tym, jak się zdaje, człowiek łapczywy na sequele. Skonstruował on więc historię Johna Kramera w takim sposób, żeby potencjalni kontynuatorzy stanęli przed szeroko otwartymi drzwiami i zawołali: „Hell Yeah!”. Wan, przy wsparciu Leigh Whannell, podszedł do tematu Piły jak fabrykant do wytwarzanego produktu. Najpierw stworzył bowiem coś w rodzaju prototypu, a mianowicie krótkometrażówkę, która pomogła wypromować jego pomysł i zebrać fundusze na realizację filmu właściwego. Pierwsza część Piły miała swój ekranowy debiut w październiku, dając w ten sposób początek trwającej siedem lat tradycji. Począwszy od 2004 roku, a skończywszy na 2010, kiedy to premierę miała Saw 3D wyprodukowana w 3D, każdy z filmów pojawiał się na ekranie w piątek poprzedzający Halloween. Nietrudno zgadnąć, że format oparty na dosyć nowym pomyśle zdołał się przez te lata wyczerpać, a próba podkręcenia klimatu dzięki rzeczonej technice, na którą był w tamtym czasie spory boom, okazały się nieskuteczne. Piła zniknęła zatem z jesiennych afiszy na prawie dekadę.
fot. Entertainment Weekly
Back to the gore school Trzeba przyznał, że pomysł na konstrukcję całości był ciekawy. Wan, siedzący na krześle reżysera, i Whannell, współodpowiedzialny za scenariusz, wciągnęli film gore do tak zwanego mainstreamu, czyniąc go intrygującym i „zjadliwym” nawet przez osoby niepolujące w sieci i wypożyczalniach za świeżymi filmowymi kąskami w postaci filmów grozy. W Pile ofiary Jigsawa są poddawane makabrycznym torturom, nie tylko fizycznym, ale też psychicznym. Symbolem monstrum w serii jest Billy, pokraczna pacynka przekazująca porwanym i więzionym wiadomości od ich oprawcy. To właśnie wspomniany Billy sprawia, że Piła oddala się od opartego na zimnej kalkulacji thrillera spod szyldu Siedmiu i można dostrzec w niej klasyczny horrorowy spektakl urządzany przez szaleńca. Zwracając uwagę na ilość strzępów mięsa, odciętych fragmentów ciała, poszatkowanych kończyn, czy zmiażdżonych głów, Piła plasuje się bardzo wysoko w klasyfikacji filmów gore, jako popularyzator podgatunku zwanego „torture porn”. Jednak z każdą kolejną częścią coraz mniej chodziło o latające po ekranie flaki, a bardziej o przyczyny działania Kramera, swoistą filozofię, którą zaszczepił w swoich uczniach. Piła stała się zatem czymś utrzymanym w klimacie thrillera z pogranicza gore i opowieści o istnej sekcie kierującej się nauką mistrza. Krwawa lekcja anatomii i powtórka z etyki Rzecz jasna szukanie sensu, a co dopiero jego nadawanie, nie należy do łatwych do wykonania w kinie grozy zabiegów. Tak więc kolejne próby racjonalizacji i uwiarygodnienia przyczyn postępowania bohaterów Piły osłabiały samą intrygę. Muszę przyznać, że pomysł, aby głównym powodem krzywdzenia ludzi uczynić chęć ich ocalenia był, zwłaszcza w 2004 roku, czymś interesującym i nowatorskim. Kramer sam postawił się w roli zbawiciela upadłego gatunku ludzkiego. Jako jedyny oświecony postanowił rzucić na wybranych światło, a dokładnie cień kajdanów i przypominających średniowieczny asortyment narzędzi tortur. Drogę, jaką przechodzi jedna z głównych bohaterek serii, Amanda, można opisać następująco: była wina, przyszła kara, nastało odkupienie i wstąpienie na kolejny poziom wtajemniczenia. Dzięki temu w Pile można się doszukać nawet jakiejś głębszej myśli pedagogiczno-humanistycznej, która to, jakkolwiek by nie była naiwna, dawała widzowi szansę na refleksję. Warto przypomnieć dosyć charakterystyczny wątek wykonywania zadań-pułapek przez grupę osób z Saw V. Żadnej z nich podczas walki o przetrwanie nie przyszło do głowy, by podjąć próbę współpracy z innymi porwanymi, co okazało się wielkim błędem. Jigsaw naucza: gdy myśli się tylko o sobie, można stracić głowę.
fot. Lionsgate
Cukierek czy psikus? Dużym atutem serii Piła są też wymyślne pułapki skrojone pod nieszczęśników, którzy uprzednio nie szanowali swojego życia. Są one tak przemyślane, misternie zaprojektowane i wyprodukowane, że można przypuszczać, iż widzimy na ekranie efekty CGI, a nie prawdziwy metal, plastik i szkło. Motyw owych narzędzi tortur i gry między katami i ofiarami stanowi chyba najwyraźniejszy wyróżnik serii. Wobec niego stawiane są też największe oczekiwania. Według wypowiedzi jednego z reżyserów nowej części, Petera Spieriga, w Jigsaw będzie więcej humoru, mniej zaś krwawej jatki i okrucieństwa. Bracia Spierig mają już na swoim koncie kilka horrorów, między innymi wampiryczne Daybreakers. Jeżeli pójdą tropem realizacyjnym swoich dotychczasowych dokonań, możemy się spodziewać wizualnych przerysowań i zabawy konwencją. Jigsaw pojawi się na dużych ekranach oczywiście w piątek przed Halloween, aby podtrzymać zakorzenioną już głęboko tradycję poprzednich części. Czy będzie to filmowy „cukierek”, czy może raczej „psikus”? Przekonajmy się.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj