Rok 2016 przyniósł nam rekordową do tej pory ilość adaptacji komiksów o superbohaterach, zarówno filmowych, jak i serialowych. Wszystko wskazuje na to, że w 2017 roku dostaniemy przynajmniej tyle samo filmów i jeszcze więcej seriali. Przyjrzyjmy się zatem, jakie produkcje nas czekają i na których historiach będą bazować.

Logan

Rok 2017 zaczynamy od produkcji studia 20th Century Fox. Jest to trzeci solowy film o przygodach najpopularniejszego mutanta Marvela, Wolverine’a. Na niekorzyść najnowszej produkcji świadczą opinie o dwóch poprzednich – X-Men Origins: Wolverine został zrównany z ziemią zarówno przez krytyków, jak i fanów, natomiast The Wolverine zebrał co najwyżej mieszane opinie. Tym razem może być jednak inaczej, ponieważ niewykluczone, że sukces filmu Deadpool dość mocno zmienił podejście studia do adaptacji komiksów. Nowy Wolverine dostaje więc wreszcie kategorię R. Przy bohaterze, który słynie z cięcia przeciwników na strzępy swoimi metalowymi pazurami albo w gorszym wypadku jest przez nich cięty, jest wręcz zastanawiające, że dopiero teraz odważono się na taki krok. Ponadto historia ma skupić się na już podstarzałym Loganie, który miano Wolverine’a dawno temu odłożył. Naturalnie jest to nawiązanie do komiksu Marka Millara z 2008 roku pod tytułem Wolverine. Old Man Logan. Grający główną rolę Hugh Jackman od dawna mówił już, że bardzo chciałby w ten sposób zakończyć trwającą już ponad 16 lat jego przygodę z postacią Wolverine’a. Oczywistym jest, że Logan nie będzie wierną adaptacją komiksu, a jeśli sugerować się zwiastunem, nie będzie miał z nim w ogóle wiele wspólnego. Jeśli jednak dokładniej przyjrzeć się temu, co już wiemy o produkcji, to można tam doszukać się pewnych wspólnych „melodii”, pewnych cech wspólnych budujących obie te historie. Po pierwsze w obu przypadkach mamy do czynienia z nie najlepszą wizją przyszłości. W komiksie powstanie Marvelowych złoczyńców doprowadziło do śmierci większości bohaterów. Podobnie w świecie filmowym, gdzie oczywiście nie występowali inni bohaterowie poza X-Menami, dostajemy informację, że „mutantów już nie ma”. Podobnie też w obu wersjach główny bohater wydaje się już zmęczony życiem, zniszczony przez doświadczenia, a jego moce regeneracji nie działają już tak sprawnie jak kiedyś. W końcu też obie historie wydają skupiać się na podróży – w komiksie Logan razem z Hawkeyem przemierzali zniszczone Stany Zjednoczone, transportując cenny pakunek, natomiast w filmie wygląda na to, że Logan i Xavier będą starali się przewieźć gdzieś młodą X-23. Film wejdzie do kin w Polsce 3 marca.
fot. Empire

Guardians of the Galaxy Vol. 2

Następna superbohaterska produkcja czeka nas już niecały miesiąc po Loganie. James Gunn powraca ze swoimi Strażnikami Galaktyki i ich szalonymi kosmicznymi przygodami. W drugiej części przygód Strażników do ich drużyny mają dołączyć znani z jedynki: Yondu i Nebula, a także zupełnie nowa postać w filmowym świecie Marvela, Mantis. Nowa bohaterka to empatka, jej moce polegają na wyczuwaniu emocji pobliskich osób. W komiksach sięgało to znacznie dalej, Mantis posługiwała się także telepatią, a nawet potrafiła w nieregularny sposób zaglądać w przyszłość. Ponadto była mistrzynią sztuk walki. Co jednak wydaje się wspólne dla obu wersji tych postaci, to jej brak obycia ze społeczeństwem. Komiksowa Mantis bardzo często nie wiedziała, co powiedzieć lub mówiła rzeczy uważane za dość niestosowne. Z jej kosmicznymi przygodami u boku Strażników Galaktyki można zapoznać się w serii z 2008 roku Dan Abnetta, zatytułowanej Strażnicy Galaktyki (vol. 2). Mantis nie jest jednak jedyną nową postacią, która zostanie przeniesiona z komiksu na ekran w drugiej części przygód kosmicznej drużyny. W filmie mamy zobaczyć także Ego, Żywą Planetę graną przez rewelacyjnego Kurta Russela. Jak Kurt Russel ma zagrać planetę? Tego póki co nie wiemy, chociaż uczestnicy San Diego Comic Con 2016 widzieli fragment filmu, w którym pojawia się on w ludzkiej formie. Miejmy jednak nadzieję, że dane nam będzie zobaczyć chociaż jedno ujęcie wielkiego globu z twarzą Kurta Russela i charakterystycznym wąsem. Sam Ego pojawił się w 1966 roku w komiksie o Thorze, jednak od tej pory ścierał się z bohaterami już tyle razy, że nie sposób przytoczyć większości historii. Z jego pojawieniem się w filmie wiąże się jednak ciekawa historia – pomimo debiutu w Thorze, prawa do ekranizacji Ego trafiły do studia 20th Century Fox razem z prawami do Fantastycznej Czwórki. Reżyser James Gunn był już w zaawansowanej fazie produkcji filmu, kiedy okazało się, że studio nie może skorzystać z centralnej postaci. Na całe szczęście dla nich (a także fanów) Fox również potrzebował przysługi. Pojawiająca się w filmie Deadpool Negasonic Teenage Warhead miała w komiksach moce przewidywania przyszłości (choć i to nie było wtedy sprecyzowane, bo pojawiła się tylko na kilku panelach, po czym zginęła). Fox natomiast chciał dać jej bardziej „wybuchowe” zdolności, ale nie mają oni prawa ingerować w ten sposób w nabyte postacie (co oczywiście rodzi pytanie, jakim cudem zobaczyliśmy tę strzelającą z oczu wersję Deadpoola w Wolverine: Geneza). Tak więc obu studiom udało się dogadać, dzięki czemu Negasonic Teenage Warhead mogła wywołać kolosalną eksplozję pod koniec Deadpoola, a Kurt Russel zgodnie z planem zagra żywą planetę. Strażników Galaktyki vol.2 zobaczymy w Polsce już 28 kwietnia.
fot. Marvel

Wonder Woman

Nowa produkcja Warner Bros. ma przed sobą nie lada zadanie. Po pierwsze musi przekonać do siebie wszystkich tych, którzy nie byli zadowoleni z dotychczasowego kierunku, jaki studio obrało w swoich produkcjach, a patrząc na recenzje, nie było ich mało. To jednak nic w porównaniu do innej, znacznie trudniejszej odpowiedzialności, którą Warner wziął na siebie – godnej reprezentacji największej superbohaterki wszechczasów na dużym ekranie. Mamy rok 2017, za nami już niezliczone adaptacje komiksów o superbohaterach. Od pewnego czasu ich poziom bardzo wzrósł i mało kto pamięta już o Batman & Robin czy Ghost Rider. Jednak pomimo tego jedyne filmy, w których mogliśmy zobaczyć kobietę w tytułowej roli superbohaterki są na poziomie takich produkcji jak Elektra czy Catwoman. W kinowym uniwersum Marvela dostaliśmy kilka interesujących heroin jak grana przez Scarlett Johansson Czarna Wdowa czy kopiąca tyłki kosmitów Gamora, jednak zawsze grały one raczej drugie skrzypce dla ich męskich towarzyszy. W 2019 roku wreszcie mamy doczekać się filmowych przygód Captain Marvel, ale 11 lat od powstania pierwszego Iron Man to zdecydowanie za dużo. Tu z jednej strony należy się oczywiście uznanie Warnerowi, że tak szybko na etapie budowania swego kinowego uniwersum wprowadza już solowy film z kobietą w roli głównej… z drugiej jednak strony Superman dostał już 6 filmów, Batman 7, i to nie licząc produkcji telewizyjnych, a najważniejsza superbohaterka w historii do tej pory nie doczekała się żadnej poważniejszej adaptacji. Warner ma tu ogromną przewagę nad konkurencją, ponieważ wśród bohaterek Marvela nie ma drugiej, która chociaż minimalnie dorównywałaby popularnością i wpływem popkulturowym Wonder Woman. Dlatego nadchodzący film z Gal Gadot w roli głównej ma przed sobą naprawdę duże zadanie, które jeśli zostanie wykonane, zapisze produkcję w historii. W filmie zobaczymy początki księżniczki Diany, zanim świat poznał ją jako Wonder Woman. Zdecydowano się na przeniesienie jej genezy z czasów II wojny światowej do pierwszej. Być może chciano w ten sposób odróżnić film od pierwszego Kapitana Ameryki, a być może uznano, że II wojna światowa jest okresem doszczętnie już wyeksploatowanym przed przemysł filmowy. Dlatego też ciężko polecić komiksy, do których film mógłby nawiązywać. Można oczywiście sięgnąć do pierwszych komiksów z tą bohaterką, jednak sposób pisania historii w latach 40. wielu wyda się dziś dość toporny. Dlatego dużo przystępniejszą pozycją jest świeża reinterpretacja genezy Wonder Woman napisana w 2016 roku przez Granta Morrisona, pod tytułem Wonder Woman: Earth One. Przygody Wonder Woman na dużym ekranie zobaczymy w Polsce już 1 czerwca.
Źródło: Warner Bros.

Spider-Man: Homecoming

Kolejna produkcja w okresie wakacyjnym to już szósta i to w przeciągu 15 lat adaptacja przygód Spider-Mana. Bez wątpienia jest to najpopularniejszy bohater Marvela, ale pytanie brzmi, czy publika będzie chętna przyjąć trzecie wcielenie bohatera, kiedy każde poprzednie zakończyło się spektakularną i niesamowitą klapą (Spider-Man 3, The Amazing Spider-Man 2). Na korzyść tym razem przemawia oczywiście połączenie z kinowym uniwersum Marvela i występ Roberta Downey Jr. w roli Iron Mana, a także dobranie aktora Toma Hollanda, który jako pierwszy Peter Parker w historii wreszcie naprawdę wygląda jak licealista. Korzystając właśnie z tej części historii Spider-mana, twórcy postanowili odnieść się do bardziej współczesnej genezy bohatera – w końcu przygody dziejące się w realiach lat 60. niekoniecznie miałyby sens w dzisiejszych czasach. Dlatego też nowy filmowy Spider-Man wydaje się połączeniem klasycznego Petera Parkera ze stosunkowo nowym Milesem Moralesem. Grany przez Toma Hollanda bohater podobnie jak Peter mieszka ze swoją ciocią May, majsterkuje, a przede wszystkim żyje wedle motta: „z wielką mocą musi zawsze wiązać się wielka odpowiedzialność” (którego reinterpretację wypowiedział w filmie Captain America: Civil War). Peter jednak dorastał w zupełnie innych czasach i miał chociażby zupełnie inne podejście do pozostałych superbohaterów. Tutaj na scenę wkracza Miles Morales stworzony w 2011 roku przez Briana Michaela Bendisa. W alternatywnym świecie Marvela (nazywanym Ultimate) Peter Parker ginie „na służbie”. Jego miejsce zajmuje młodociany Miles posługujący się podobnymi, pajęczymi mocami. Postać bardzo szybko przypadła do gustu fanom i niedługo później dostaliśmy serię zatytułowaną Ultimate Comics Spider-Man, a po jej zakończeniu Miles Morales: Ultimate Spider-Man. Po pewnym czasie okazało się, że pomimo braku zainteresowania światem Ultimate, postać Milesa dalej cieszy się popularnością, dlatego w wielkim komiksowym wydarzeniu w 2015 roku, zatytułowanym Secret Wars, młody Spider-Man jak gdyby nigdy nic został przerzucony do głównego świata Marvela, gdzie funkcjonuje obok Petera Parkera. Miles w przeciwieństwie do oryginalnego Spider-Mana jest dużo mniej zdecydowany – można go wręcz często nazwać fajtłapą. Ponadto bardzo zależy mu na dobrej opinii starszych bohaterów i co chwila stara się udowodnić przed nimi swoją wartość. Te wszystkie cechy możemy dostrzec w nowym filmowym Spider-Manie, a ponadto pojawia się tam postać jego najlepszego przyjaciela, który wie o podwójnym życiu Petera. Chociaż nazywa się on w filmie Ned Leeds (jak zupełnie inna komiksowa postać), to wyglądem i funkcją bardziej kojarzy się z współlokatorem Milesa o imieniu Ganke. Spider-Man: Homecoming wejdzie na ekrany kin w Polsce 14 lipca.
fot. twitter.com/abouttomholland

Thor: Ragnarok

Po okresie wakacyjnym przechodzimy do jesieni, gdzie Marvel zawsze umieszcza jedną ze swoich produkcji. W tym roku będzie to trzecia odsłona przygód nordyckiego boga piorunów, Thora. Studio Marvela jest od kilku lat na świetnej pozycji, każdy ich film zbiera co najmniej dobre recenzje i zarabia duże pieniądze. Niewielkim odchyleniem od normy była tu druga część historii Thora, Thor: The Dark World. Pomimo świetnie napisanej relacji głównego bohatera z jego przyrodnim bratem Lokim, film cierpiał na całą masę problemów, w tym dostarczenie jednego z najbardziej bezpłciowych złoczyńców w historii, mrocznego elfa Malekitha. Być może właśnie dlatego nadchodzącą produkcję studio stara się mocno odróżnić od dwóch pierwszych części. Po pierwsze za kamerą staje reżyser niezwykle chwalony za swoje niezależne produkcje – Taika Waititi. Po drugie film ma skupić się w dużej mierze nie tylko na tytułowym bohaterze, ale także zielonym gigancie Marvela, Hulku. Przy postaci „najsilniejszego” herosa twórcy sięgnęli po bardzo popularną historię zatytułowaną Planet Hulk vol 1. W komiksie Hulk zostaje wyrzucony z Ziemi przez Iluminatów, grupę, w której skład wchodzą najbardziej wpływowi bohaterowie Marvela, i trafia na planetę Sakaar. Tam z rozkazu panującego Czerwonego Króla zmuszony jest do walk na wielkiej arenie nie tylko z najróżniejszymi bestiami, ale nawet byłym heroldem pożeracza planet Galactusa, Srebrnym Surferem. Oczywiście historia filmu będzie przebiegać zapewne inaczej, w końcu jest to dalej historia Thora, jednak wszystko wskazuje na to, że dostaniemy motyw walk gladiatorskich z udziałem Hulka. Podtytuł filmu brzmi jednak Ragnarok i odnosi się do innej historii, a raczej innych historii Marvela. Pierwsza z nich została stworzona jeszcze przez samego Stana Lee w 1968 roku i opowiadała o potężnym Mangogu próbującym wyciągnąć Miecz Odyna, co spowodowałoby tytułowy Ragnarok, koniec wszechrzeczy. Druga powstała już w 1998 i odpowiadał za nią Mike Avon Oeming. Tutaj faktycznie doszło do Ragnaroku, a za jego sprowadzeniem stał władca ognistego Muspelheimu, Lord Surtur. Oczywiście ten Ragnarok nie oznaczał końca wszechświata (tym zajęła się niedawno wydana seria Secret Wars), a jedynie śmierć bogów. Jak to jednak w komiksach bywa, jeśli nie nazywasz się wujek Ben, Thomas lub Martha Wayne, Twoja śmierć raczej nie będzie permanentna. Na końcu warto dodać, że pomimo czerpania z wielkich wydarzeń w komiksach Marvela, w filmie znalazło się też miejsce dla masy zarówno starych, jak i nowych postaci. Pojawią się więc oczywiście Odyn czy Loki, ale też niedawno poznany Dr Strange. Zobaczymy też Hel, władczynie nordyckich zaświatów, czy Grandmastera, kolejnego po Collectorze przedstawiciela Starszyzny Kosmosu. Nowe przygody Thora zagoszczą w Polskich kinach 25 października.
fot. Adam Armstrong / The Courier Mail

Justice League

Superbohaterskie adaptacje w 2017 roku kończy Warner Bros. kolejną adaptacją komiksów DC, Ligą sprawiedliwości. Studio Marvela postanowiło najpierw stworzyć serię solowych filmów o superbohaterach, a dopiero później połączyć ich w widowiskowym The Avengers. Włodarze Warnera obrali odwrotny kurs i nie licząc Batmana i Supermana, którzy i bez najnowszych filmów są już ikonami popkultury, przedstawiają nam jedynie Wonder Woman, a następnie wskakują na głębokie wody superbohaterstwa z całą śmietanką komiksowych herosów DC. Dzięki swemu podejściu Marvel odniósł spektakularny sukces przy Avengers, a ten rok pokaże nam, czy droga Warnera okaże się równie skuteczna. Jeśli tak, to otworzy to na oścież drzwi dla pozostałych produkcji takich jak Flash, Aquaman czy Cyborg. Jeśli jednak film okaże się klapą, będzie to druzgocący cios w serię, która jeszcze nie znalazła stabilnego gruntu na rynku filmów. Tak czy inaczej – po raz pierwszy na dużym ekranie dostaniemy elitę herosów DC (o filmie z 1997 lepiej nie wspominać), którzy zmierzą się ze Steppenwolfem, sługą wszechpotężnego Darkseida. Ci,  którzy nie znają komiksowych historii, a nie mogą doczekać się filmu, powinni sięgnąć po komiks Justice League #1 z 2011 roku wydawanego pod szyldem New 52 (Nowe DC Comics w Polsce). Za scenariusz odpowiadał Geoff Johns, który jest także producentem i współscenarzystą wielu obecnie powstających adaptacji komiksów DC. W tej historii Liga Sprawiedliwości musi zebrać się po raz pierwszy, by powstrzymać zagrażającego Ziemi Darkseida i jego armię parademonów (które mogliśmy zobaczyć podczas koszmaru Batmana w Batman v Superman: Dawn of Justice ”). Premiera Ligi Sprawiedliwości zaplanowana jest w Polsce na 17 listopada.
fot. Warner Bros. Pictures / © DC Comics
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj