O gołych piersiach i pośladkach w kinie i telewizji pisano wiele. O kontrowersjach zza kulis i ich szczegółach ujawnianych lata później też. Jedni chwalą, inni z kolei otwarcie krytykują sceny erotyczne. Istnieje powszechnie znany argument, że seks i golizna sprzeda wszystko, a element szoku jest najlepszą promocją. Warto jednak się zastanowić, czy ta teoria dalej jest tak samo aktualna, jak nam się wydaje?
Pierwszy pocałunek w historii kinematografii przypada na rok 1896, kiedy to w filmie
The Kiss John Rice całuje May Irwin. Scena trwa 18 sekund, ale impakt, jaki wywołuje, pozostaje w pamięci na lata. Krytycy, jak i sami widzowie ocenili tę scenę jako gorszącą, która demoralizuje ład ówczesnych społeczeństw. Kolejne próby obrazowania fizycznej bliskości pomiędzy bohaterami filmów burzyły normy obyczajowe, by ostatecznie doprowadzić do powstania cenzury w kinie. W latach 30. XX wieku w Stanach Zjednoczonych powstał tzw. kodeks Hays’a, który ściśle wyznaczał ramy tego, co można, a co jest zabronione na ekranach. Cenzurą objęte były sceny dotyczące związków homoseksualnych, par mieszanych rasowo i etnicznie czy seksu pozamałżeńskiego. Golizna, a nawet bardziej sugestywne tańce też by się nie dostały do masowej projekcji, nie mówiąc już o wulgaryzmach, które podlegały stałej kontroli. Dopiero trzydzieści lat później oficjalnie zniesiono kodeks, pozwalając sztuce, jakim jest przecież kino, przekraczać społeczne tabu.
Przeskoczmy teraz swobodnie do czasów współczesnych i odpowiedzmy sobie szczerze na na proste pytanie: czy wyobrażamy sobie jeszcze poważną telewizyjną/kinową produkcję skierowaną do dorosłego widza z pruderyjną cenzurą? Czy w takim razie fragmenty gołego ciała mogą nas jeszcze szokować? I tutaj powstaje pewien dysonans, ponieważ odpowiedź brzmi: i tak, i nie.
Jeśli weźmiemy pod uwagę ciało kobiece, to z pewnością istnieje niewiele rzeczy, które mogły by jeszcze zaskoczyć widza. Postaci kobiece w filmach i serialach przeszły długą drogę ewolucji. Od ról typowo drugoplanowych, poprzez motyw damy w opałach, femme fatale, samotnych matek, karierowiczek, wyuzdanych kochanek, kobiet u władzy czy walecznych superbohaterek. Kimkolwiek by nie były, wisi nad nimi piętno ich własnego ciała, a raczej faktu, że prędzej czy później to ciało będzie pokazane nago lub też tę nagość zasugerują. Fragmentarycznie, całościowo, frontalnie, zmysłowo przykryte, albo jeszcze bardziej kusząco odkryte. Kobieta w negliżu bywa często tylko pięknym tłem, dla bardziej wymagających wydarzeń fabuły. I to właśnie ten element - nagość - miał za zadanie przyciągać widzów, uatrakcyjniając obraz. Miał być też środkiem artystycznym, który niestety z czasem słabnie na swojej sile. Jeśli z kolei zastanowimy się nad męskim ciałem, to społeczeństwo filmowe rumieni się w zawstydzeniu. Okazuje się bowiem, że męski członek na ekranie nie pasuje. Tors, umięśnione plecy, ba - nawet pośladkom trafia się czas ekranowy, ale męskie przyrodzenie bywa zmyślnie ukryte, prześcieradłem, nogą kochanki, albo zwykłym kadrowaniem od pasa w górę. Kobiece ciało pozostaje bez tajemnic i to niekoniecznie w kategorii kina eksploatacji. Męskie z kolei, w dalszym ciągu otoczone jest nutką enigmatyczności, jakby pokazanie mężczyzny całkowicie nago odebrało mu nieco godności postaci.
Systematycznie od lat w gazetach i portalach internetowych trafiają się soczyste nagłówki, odnoszące się do filmów, które przekraczały granice golizny na ekranach. Jest chyba niewiele osób, które by nie kojarzyły sceny przesłuchania z
Basic Instinct z Sharon Stone w roli głównej.
Ultimo tango a Parigi, seks pobudzający niegdyś wyobraźnię, powrócił niedawno na języki przy okazji skandalu zza kulis. Oczywiście, nagość i jej ilość w dużej mierze zależy od gatunku filmowego, a także samej fabuły. Filmy pornograficzne czy nawet sporo lżejsze w swoim odbiorze, filmy erotyczne istnieją sobie na innych zasadach. Kategoria dramatu pozwala jednak wędrować po niekończących się ścieżkach kreatywności oferując tu i ówdzie coraz bardziej bezpośrednie obrazy.
9 Songs Michaela Winterbottoma czy
Nymphomaniac - Volume 1 Larsa von Triera były tematem dyskusji czy już przekroczono granicę dobrego smaku w kinie. Nie tak dawno temu, zwycięzca Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes film
La vie d'Adèle - Chapitres 1 et 2 wzbudzał ogromne kontrowersje, dzięki swojej bezpretensjonalnej, a co najważniejsze, siedmiominutowej scenie erotycznej pomiędzy głównymi bohaterkami. Cała fabuła pozostawała niejako w cieniu tej jednej sceny, a film był oceniany głównie przez jej pryzmat. Filmów, które nie stronią od nagości i dosadnych scen seksu jest naprawdę sporo, a niektóre z nich bez problemu przebijają się do mainstreamowych mediów. Czy mówimy tu o
Shame, czy
Love,
Showgirls,
Marzycielach, a może nawet te nieszczęsne
Fifty Shades of Grey - wszystkie te produkcje przesuwają granice nagości o kolejny stopień, prześcigając się o miano najbardziej wyzwolonego, artystycznego i przekraczającego tabu. Wydaje się jednak, że dochodzimy do muru, w którym nagość zaczyna grać drugorzędną rolę, a film jeśli był słaby fabularnie czy na poziomie realizacji - to takim już pozostanie.
O ile filmy posiadają pewną swobodę wyrazu, o tyle serialom bywało nieco trudniej wybić się poza ramy przyzwoitości. Z okowów cnotliwości wyzwoliły je telewizje kablowe i streamingowe, które wraz z rozwojem technologii, wyniosły się na wyżyny eskalacji gołego ciała. Nagie panie stały się nieodłącznym elementem
Game of Thrones,
Spartacus: Blood and Sand czy
Shameless. Powstawały nawet kalkulacje, ile nagich piersi pojawiało się w
Grze o Tron (do 5 sezonu pojawiło się ich około 60) albo który z sezonów posiadał najwięcej rozbieranych scen (dla ciekawskich - bezkonkurencyjnie sezon 1). Serial
Girls nigdy nie bał się intymności,
True Blood bezpruderyjnie zapraszał widzów w świat wampirów,
Banshee czy
Outlander bez skrępowania ukazują, jak najbardziej seksualną stronę człowieka, a
The Affair jest dokładnie tym, co sugeruje tytuł - zmysłowym romansem z całym dobrodziejstwem łóżkowego świata. Sporadycznie - a jeśli porównując liczbę gołych piersi wobec częstotliwości męskich członków, to nawet rzadziej niż sporadycznie - seriale te pokazują całkowicie nagich mężczyzn. To właśnie ta dysproporcja zaczyna coraz bardziej rzucać się w oczy, a nie sama nagość i jej fabularna zasadność.
Rzecz w tym, że z biegiem czasu, wspomniana nagość przestaje robić na nas takie wrażenie. Subtelny erotyzm czy coraz bardziej wymyślne sceny seksu pomiędzy bohaterami stają się być czymś jak najbardziej naturalnym. Zasiadając do produkcji HBO, Showtime czy Starz mamy pewność, że prędzej czy później na ekranie ukaże się nam naga pierś czy wydepilowany męski pośladek. Wydaje się zresztą, że jest w dobrym tonie mieć w pilotażowym odcinku scenę miłosną. I pół biedy, jeśli sceny seksu mają uzasadnienie w fabule, stanowią kluczowy dla przebiegu akcji element, bez którego cała kreacja postaci pozbawiona byłaby głębi czy logiki. Niestety coraz częściej sceny seksu są fabularnie zbędne, stanowią czasową zapchaj dziurę, zaproponowaną chyba tylko po to, by widz nie zasnął w trakcie seansu. Interpretacja erotyki na ekranach bywa też niekiedy trudna. Przekonujemy się o tym chociażby na przykładzie głośnej produkcji od Netflixa - Altered Carbon. Serial kipi od przemocy i seksu. Zauważalna część akcji dzieje się w burdelach, gdzie zgrabne panie tańczą w zmysłowych wygibasach, stanowiąc nic nieznaczące tło wydarzeń. Sami aktorzy systematycznie prezentują się bez ubrań, a neonowy, cyberpunkowy klimat sprzyja wizualnie dopracowanym scenom erotycznym. I zaskakująco często, właśnie ten aspekt cielesności jest pomijany w recenzjach. Okazuje się, że sami recenzenci przestają zwracać uwagę na nagość, postrzegają ją samą bardzo drugorzędnie. Zostaje ona traktowana bardziej wzmiankowo, a jeśli już, to krytykowana ze względu na swoją ilość, a czasem nawet zbędność. W przypadku
Altered Carbon ciało, albo raczej powłoka, stanowi punkt wyjścia dla fabuły. Następuje tutaj odseparowanie tego, co czyni nas ludźmi od konceptu ciała, jako integralnej części człowieka. Sam reżyserka Laeta Kalogridis wspomina, o istotności scen erotycznych i nagości w tym serialu. Tymczasem widzowie wydają się nie do końca dostrzegać powagę tego elementu świata
Altered Carbonn O ile golizna w tym konkretnym przypadku miała rację bytu, to jako środek ekspresji artystycznej stracił na swojej argumentacyjnej mocy.
Być może jest to jednym z pierwszych sygnałów, że następuje przesyt gołego ciała na ekranach. Przestaje ono nas interesować, mieć swoją elektryzująca moc przyciągania. Nie łamie już żadnego tabu, nie szokuje tak bardzo jak kiedyś, czasem zaczyna wręcz nudzić. Z łatwością dostrzegamy, że nagie kobiety bywają już tylko nic nie znaczącym tłem, na które nikt nie zwraca uwagi. Z kolei nadzy mężczyźni, zwłaszcza z ukazanymi (sztucznymi, a jakże!) genitaliami, wzbudzają jeszcze trochę emocji - bo męskie przyrodzenie w dalszym ciągu jest wrażliwym tematem. Wydaje się zatem, że stoimy u progu kolejnych zmian obyczajowych, w których seks wcale nie będzie tak fabularnie istotny. Co w takim razie będzie sprzedawać seriale i filmy? Co będzie nas przyciągać? W końcu trzeba będzie skupić się na dobrze dopracowanych scenariuszach, a nie tylko opierać się na pierwotnych instynktach. Widzowie z każdym kolejnym serialem i filmem stają się coraz bardziej wymagający. To już nie te czasy, kiedy niedociągnięcia fabularne dało się zatuszować kontrowersjami, odciągnąć uwagę nagim torsem czy ponętną talią. I mimo całej sympatii do dobrego kina, gdzie nagość jest uzasadniona, to cieszę się na myśl, że wymagamy od twórców coraz więcej i mocniej. Chciejmy nie tylko gołej piersi, ale i porywającej historii za nią stojącej. Takiej, która chwyci nas za serce i nie pozwoli tak szybko zapomnieć o sobie po seansie. Jak to mądrości ludowe powiadają - uroda przeminie, a dobry charakter pozostanie na długo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h