Akcja filmu toczy się w latach czterdziestych. C.W. Briggs jest jednym z najlepszych śledczych ubezpieczeniowych w Nowym Jorku. Przynajmniej tak o sobie mówi. Ma na swoim koncie kilka sukcesów – znalazł podobno nawet zaginionego Picassa. Obraz, nie malarza. Niestety na jego pomyślnej drodze zawodowej staje pewna wysoka i zdecydowana blondynka. Panna Fitzgerald zajmuje się w firmie, w której detektyw pracuje, reorganizacją całego biura, co dla takiego bałaganiarza jak Briggs oznacza koniec sielanki. Łatwo się domyśleć, że między tą dwójką aż iskrzy. Pewnego wieczoru, podczas hucznej imprezy, oboje zostają zahipnotyzowani przez estradowego magika. To, co miało być zabawą, szybko zmienia się w sprawę kryminalną. Briggs wprowadzany w trans przez czarodzieja, rozpoczyna karierę wykwalifikowanego złodzieja. Po wybudzeniu się z hipnozy jako detektyw tropi swoje własne ślady. Do tego wszystkiego musi zmagać się panną Fitzegerald, która zresztą ma swoje własne problemy sercowe. Czyż to nie jest znakomity punkt wyjścia dla komedii w stylu Woody Allen? Każdy, kto oglądał choć kilka filmów tego nowojorskiego reżysera, wie, że jest on prawdziwą petardą dowcipu. Jak on to robi? Tak błyskotliwy, intelektualny (ale nie przeintelektualizowany) żart w jego wykonaniu to prawdziwe dzieło sztuki. Czasem można odnieść wrażenie, że artysta improwizuje, innym razem, że jego występy to precyzyjne przygotowane skecze. The Curse of the Jade Scorpion nie jest klasycznym obrazem Allena. Nie stoi obok tak epokowych dzieł, jak Annie Hall czy Manhattan. Film powstał w 2001 roku, czyli w okresie, który można umownie nazwać „erą współczesną” w twórczości tego artysty. Klątwa Skorpiona, podobnie jak Small Time Crooks, Anything Else czy Hollywood Ending, to obrazy, w których Woody Allen porzuca wątki autobiograficzne i zaczyna bawić się treścią i formą. Oczywiście zdarzało mu się to wcześniej (The Purple Rose of Cairo), jednak tzw. "okres nowożytny" przepełniony jest niesamowitymi i pogodnymi historiami bez głębszej psychoanalizy. Co tu dużo mówić. Klątwa Skorpiona to fenomenalna komedia. Woody Allen, występujący w roli C.W. Briggsa jest w swoim żywiole. Jego postać to świetna parodia detektywa – twardziela z amerykańskiego kina noir. Trudno się nie uśmiechnąć, patrząc na jego niezdarne perypetie i słuchając ciętych ripost skierowanych (głównie) do panny Fitzgerald. W jej rolę wcieliła się, już trochę dzisiaj zapomniana aktorka Helen Hunt, która po ówczesnym triumfie na gali rozdania Oskarów miała u stóp całe Hollywood. Oboje tworzą świetną parę, która najpierw się nienawidzi, a później kocha na zabój. Ich rozmowy, pełne kąśliwych przekomarzań, to esencja allenowskiego poczucia humoru. Gagi i żarty to jedno, ale czy Klątwa Skorpiona prezentuje ciekawą opowieść i wciągającą fabułę? Pytanie to jest o tyle zasadne, że każdy z nas może wymienić parę filmów Woody Allena, które zupełnie nie trzymały się kupy, będąc bardzo słabymi produkcjami. Całe szczęście Klątwa Skorpiona do takowych nie należy. Sam koncept detektywa, który pod wpływem hipnozy popełnia przestępstwa, a później na jawie tropi siebie samego, jest świetnym punktem wyjścia dla zwariowanej komedii omyłek. Woody Allen nie psuje potencjału, wykorzystując go w stu procentach. Wystarczy sobie przypomnieć scenę, podczas której ponętna Laura Kensington, grana przez Charlize Theron, wskakuje bohaterowi do łóżka. Ta sytuacja to spełnienie marzeń C.W. Briggsa, który – nie mogąc się już doczekać namiętnych igraszek – odbiera natrętnie dzwoniący telefon. „Konstantynopol”– pada w słuchawce hasło, którym magik wprowadza naszego bohatera w stan hipnozy. Briggs, zmuszony udać się na kolejne złodziejskie wojaże, wyprasza grzecznie napaloną blondynkę, z którą jeszcze kilka minut wcześniej chciał spędzić upojną noc. Takich motywów jest więcej i każdy jest zabawniejszy od poprzedniego. Klątwa Skorpiona to kolejna piękna oda do miłości Woody Allena. Jak prawie każda z jego komedii ma przesłanie wydające się krzyczeć: „Życie jest piękne! Wystarczy kochać!”. Magia i kryminał nadają powieści romantyczno-przygodowy ton, który sprawia, że nawet przez moment na Klątwie Skorpiona się nie nudzimy. Jest to jeden z tych obrazów Woody Allena, do którego zawsze warto wrócić. Jak wiemy, w jego filmografii nie brak słabszych momentów, dlatego też powinniśmy doceniać te mniej znane perełki, które swoją tematyką i świetnym żartem aż proszą się o kolejne seanse.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj