Miłośnicy opowieści komiksowych odpowiedzą na to pytanie oczywiście twierdząco. Ta dziedzina sztuki, chyba najczęściej ze wszystkich, spotyka się z niesprawiedliwym ostracyzmem. Nadal większość odbiorców kultury uważa historie graficzne za sztukę drugiego sortu, skierowaną jedynie do dzieci i infantylnych nastolatków. Genezy kina superbohaterskiego należy szukać właśnie w komiksach, także nic dziwnego, że opinia publiczna charakteryzuje się podobnym podejściem do opowieści filmowych i telewizyjnych o herosach. Producenci takich dzieł nie wyprowadzili szybko widzów z błędu. Przez bardzo długi okres kinowe opowieści o superbohaterach korzystały jedynie z najbardziej infantylnych wzorców. Twórcy wyraźnie nie rozumieli tego medium. We wręcz łopatologiczny sposób próbowali przełożyć na język filmu historie o gościach w rajtuzach, serwując najczystszej formy komercyjne, blockbustery. Po co takiemu obrazowi scenariusz, jeśli komiksowe odpowiedniki to tylko pogoń tego dobrego za tym złym? Po co rozbudowana opowieść, kiedy postacie z opowieści graficznej to tylko czarno-białe, chodzące stereotypy? Dajmy dzieciakom to, co znają z komiksów, przyprawmy dużą dawką mordobicia i efektów specjalnych, a „ciemny lud to kupi”. Oczywiście ten mroczny etap w kinie superbohaterskim mamy już za sobą, ale nie da się ukryć, że tego typu produkcje wciąż posiadają kilka naleciałości z tamtego okresu. Efekciarstwo zamiast klimatu, schematy zamiast kreatywności, bijatyki zamiast psychologii…  Można tak wymieniać w nieskończoność i niestety powyższe tyczy się również - stojących w ostatnim czasie na piedestale - produkcji spod znaku MCU. Na szczęście we współczesnej kinematografii twórcy mają świadomość braków oraz ograniczeń i coraz częściej zaczynają eksperymentować z formą i treścią. Dlatego też Marvel Cinematic Universe jest tak dobre i dlatego też powstają takie wybitne popkulturowe perełki jak Thor: Ragnarok. Wciąż jednak podstawą podobnych produkcji jest tzw. „mordobicie”. Niezobowiązująca walka sprowadzająca fabułę do jądra komiksów superbohaterskich – starcia dobrych ze złymi. To oczywiście nic złego – przecież dobrze poprowadzone fabuły skupiające się na walce z niegodziwością wciąż mogą nieść ciekawe, niebagatelne treści. Widzieliśmy to już w Batmanach Tim Burton czy Christopher Nolan. Ostatnimi czasy MCU zaczęło doprowadzać do perfekcji metody przedstawiania klasycznych treści w nieszablonowy sposób. Mimo to ta radosna łupanka wciąż jest przyczyną niestrawności wśród amatorów bardziej wymagających treści i wciąż trywializuje kino superbohaterskie w oczach szerokiej widowni. Dlatego tak ważne dla tych, którzy postawili sobie za punkt honoru bronienie wartości artystycznych komiksowych opowieści, jest wyszukiwanie superbohaterskich perełek w kinie i telewizji. Produkcji, w których bijatyki odgrywają drugoplanową rolę, a na pierwszym planie znajduje się treść, klimat, metafora. Wciąż tego typu historie znajdują się w mniejszości, jednak wnoszą one nieoceniony wkład w oswajanie kina artystycznego z opowieściami o herosach. Serial Legion jest tutaj najdoskonalszym przykładem. Noah Hawley, jeden z największych wizjonerów współczesnej telewizji, zaadaptował komiksową opowieść o synu profesora Xaviera z X-Menów na swój nieszablonowy styl. Komiksowy Legion to schizofreniczna, ciekawa postać. Z jednej strony bohater, z drugiej złoczyńca. Skrzywdzony, opuszczony, niebezpieczny. Już w komiksach stanowił trudny orzech do zgryzienia dla tych, którzy z chęcią wrzuciliby wszystkie opowieści graficzne do jednego wora. Noah Hawley nadał temu bohaterowi niesamowity styl. Serial z jego udziałem to jedno z najbardziej niezwykłych, telewizyjnych doświadczeń. Co ciekawe, twórca z olbrzymim szacunkiem podszedł do materiału źródłowego. Nie odciął się całkowicie od pierwowzoru, wprowadzając chociażby niezwykle groźnego złoczyńcę ze świata Marvela, Shadow Kinga. W serialu Legion nic nie jest oczywiste. Brak klasycznego mordobicia rzuca się w oczy od pierwszych minut. Produkcja to niezła zagwozdka zarówno dla osób uprzedzonych do ekranizacji komiksowych, jak i zakochanych w sztuce wysokich lotów miłośników kina artystycznego. Legion jest jak środkowy palec wyciągnięty w kierunku tych dwóch grup. Sztuka nie zna granic. W rękach utalentowanego artysty odpowiedni temat może stać się wiekopomnym dziełem. Legion być może (jeszcze) takowym nie jest, ale stanowi doskonały przykład, że w erze postmodernizmu, popkulturowe treści są w stanie wejść na nowy, zupełnie nieznany klasycznej sztuce poziom.
,
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj