Gdy Damon Lindelof patrzy na dorobek swoich kolegów, z którymi jeszcze niedawno pracował, może poczuć spory niedosyt. Ogrom pracy, jaką wykonał w ciągu ostatnich lat J.J. Abrams doprowadziła go prawdopodobnie największego sukcesu w karierze, czyli reżyserii siódmego epizodu Star Wars. Carlton Cuse po krótkim odpoczynku na stałe powrócił do telewizji i wykonuje znakomitą robotę, prowadząc produkcję Bates Motel oraz szykując się do premiery The Strain. W zanadrzu ma jeszcze kilka innych projektów, w tym The Returned dla A&E.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Lindelof po zakończeniu pracy nad serialem Lost długo szukał dla siebie miejsca. Chciał robić to, co wychodziło mu najlepiej, czyli pisać. Do dziś wielu fanów hitu ABC nie jest w stanie wybaczyć mu tego, co stało się "na wyspie" w trzech ostatnich sezonach. Bo właśnie za ich koncept rozliczany był duet Lindelof-Cuse. Wciąż nie milkną echa wyborów, jakich wtedy dokonali producenci. Mija już 5 lat od zakończenia emisji serialu, a wiele tajemnic nadal nie zostało wyjaśnionych. Dodatkowo po zakończeniu emisji twórcy wręcz zapadli się pod ziemię. Postanowili nie komentować wydarzeń z finału i nie wyjaśniać swojej wizji. Dopiero w lipcu zeszłego roku Damon Lindelof postanowił wrócić do tematu, ponieważ uważał, że fani zasługują na wytłumaczenie.


Mam nadzieję, że nie czujecie, że oglądanie "Zagubionych" było dla was stratą czasu. Wierzę, że spędziliście noc po finale, nie tylko myśląc o poziomie historii, ale też na jej emocjonalnym oddziaływaniu. W naszej pracy, gdy kończysz serial telewizyjny dominują dwa uczucia. Pierwsze z nich to zrozumienie, że serial się skończył. Drugie, to odpowiedzialność za to, co dzieje się na ekranie. Staraliśmy się napisać trwający 2,5 godziny finał tak, by uczucia, o których wspomniałem wyżej stały się jednością. Czujecie, więc, że to koniec serialu i jednocześnie emocjonalny koniec całej historii, którą oglądaliście przez 6 lat. Jeśli oglądając nasz finał, odczuwaliście takie emocje, naszą robotę wykonaliśmy dobrze. Jeśli tak nie było, to przepraszamy. Skopaliśmy sprawę - powiedział Lindelof w rozmowie z Entertainment Weekly.


Prawdopodobnie już do końca swojej kariery producenta i scenarzysty, Damon Lindelof  kojarzony będzie ze  skrajnymi emocjami jakie łączą się z finałowym sezonem Lost. Jedni przyjęli go bardzo pozytywnie, natomiast inni z rozczarowaniem, a wręcz z nienawiścią. Głos tej drugiej grupy okazał się być o wiele bardziej donośny. Carlton Cuse robi wszystko, by przestać być kojarzonym z serialem ABC. Tworzony przez niego Bates Motel zbierał znakomite opinie, z kolei The Strain współprodukowany przez Guillermo del Toro to jeden z najbardziej oczekiwanych seriali tego lata. Co na to Lindelof? Po czterech latach spędzonych na tworzeniu mniej lub nieco bardziej udanych scenariuszy do filmów, powraca do telewizji. Lepszego miejsca na ponowne wkupienie się w łaski publiczności nie był w stanie znaleźć, bo rękę do utalentowanego scenarzysty wyciągnęła stacja HBO.

Kinową karierę Lindelof zaczął od falstartu, ale winę może zwalić na współscenarzystów filmu Kowboje i obcy. Łącznie nad konceptem produkcji pracowało ośmiu ludzi, na czele z Roberto Orcim i Alexem Kurtzmanem. To nie mogło się udać. Później przyszło prawdziwe wyzwanie, czyli napisanie scenariusza do filmu Prometeusz Ridley’a Scotta. Zdania są podzielone. Dla jednych historia przedstawiona w produkcji była bardzo dobra, ale fani uniwersum (jak to miewają w zwyczaju) mocno narzekali na niedopracowania i błędy.

Lindelof uczył się na swoich błędach i było to widać przy filmie W ciemność. Star Trek. Razem z duetem Kurtzman-Orci stworzyli przyzwoitą historię, która przyniosła sukces. Najważniejszą robotę Lindelof wykonał jednak przy scenariuszu filmu World War Z. Całkowicie przerobił ostatni akt filmu, stawiając na spokojniejsze zakończenie i historię rozgrywającą się w walijskiej placówce badawczej należącej do Światowej Organizacji Zdrowia. Pomógł mu w tym Drew Goddard, z którym kilka lat wcześniej pracował przy Lost. Oryginalny scenariusz zakładał wielką bitwę z zombie na ulicach Moskwy. Gdyby nie poprawki Lindelofa, studio Paramount Pictures prawdopodobnie wyrzuciłoby projekt do kosza i nie zastanawiało się nad kontynuacją. Tymczasem za kilka miesięcy ruszą zdjęcia do sequela (autorem scenariusza tym razem będzie Steven Knight).


To była niezwykła sytuacja. Czekałem na ten film i byłem bardzo ciekaw jak wypadnie cała historia w kinie. Wiedziałem, że studio chce tworzyć trylogię, a nie tylko jeden film. Tymczasem zgłosili się do nas producenci z prośbą, byśmy pomogli w jego produkcji. Problemem był scenariusz. Mając w obsadzie Brada Pitta wiedziałem, że musimy na nim skupić całą historię. Spytałem producentów, którą drogę wybierają. Czy chcą kręcić dokładnie ten sam materiał, który jest w książce? Czy wtedy film stanie się lepszy? Będzie oddziaływał na widzów emocjonalnie z proponowanym rozwojem fabuły? Drugim rozwiązaniem była jednak zmiana i napisanie od nowa całego trzeciego aktu. Oczywiście było to droższe w produkcji i sprawiło, że nakręciliśmy około 30-40 minut dodatkowego materiału. Na szczęście twórcy wybrali to drugie, lepsze rozwiązanie - powiedział Lindelof w wywiadzie udzielonemu portalowi Collider.com.


O tym jak dużo dla Lindelofa znaczą Zagubieni świadczy fakt, że przed 2004 rokiem nie był zbytnio rozpoznawany przez środowisko producenckie. Napisał kilka scenariuszy do takich seriali jak "Wasteland", "Nash Bridges" i "Jordan" (w tym ostatnim zajmował się również produkcją).

Od zakończenia prac nad Zagubieni mijają cztery lata. To idealny okres, by na nowo zatęsknić za telewizją. Lindelof doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że sukcesu może szukać tylko w stacjach kablowych. Często przypominał, że jest wielkim fanem takich produkcji jak The Wire, Breaking Bad i Battlestar Galactica. Dlatego też jego nowy projekt pt. The Leftovers sprzedawany był wyłącznie telewizjom kablowym, z których największe zainteresowanie wyraziła stacja HBO. Co ciekawe, to pierwszy serial emitowany na tym kanale, który produkowany jest przez zewnętrzne studio Warner Bros. TV.

Fabuła serialu HBO podobnie jak Zagubieni opiera się na tajemnicy. Opowiada on o zniknięciu kilku procent ludzkiej populacji, co uznawane jest za początek końca wszechświata i sąd ostateczny. Co prawda projekt oparty jest na książkowym pierwowzorze Toma Perroty, ale na pewno nie zabraknie w nim odniesień do wcześniejszych produkcji autorstwa Damona Lindelofa. Nie należy oceniać nowej produkcji HBO przed jej obejrzeniem, ale po nakręceniu kilku odcinków serialu The Leftovers, zdjęcia zostały przerwane (co zwykle nie wróży dobrze). Lindelof i stacja HBO tłumaczyła to chęcią dopracowania scenariusza i poprawienia rozwoju fabuły. Pierwszy sezon ma składać się z 10. odcinków, a Lindelof i jego ludzie zapewne dostaną również szansę na rozwój historii w drugiej serii, bo HBO nie zwykła anulować seriali dramatycznym po jednym sezonie.

W tej chwili trudno jednak stwierdzić, czy nowy serial Damona Lindelofa okaże się prawdziwym sukcesem. Warto jednak życzyć mu jak najlepiej. Mimo negatywnego przyjęcia finału Lost wielu serialomaniaków nadal uważa projekt Abramsa, Cuse’a i Lindelofa za jeden z najlepszych w historii telewizji. Niech z serialem The Leftovers i kolejnymi projektami Damona będzie podobnie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj