DAWID MUSZYŃSKI: Długo czekałeś na moment, w którym twoja praca zostanie szerzej zauważona.
DAVID BRADLEY: To prawda. Jest wielu o wiele lepszych aktorów, którzy wciąż czekają na to, by świat ich dostrzegł. Zadebiutowałem w teatrze 53 lata temu, grałem wiele znakomitych postaci, ale dopiero relatywnie niedawno świat mnie dostrzegł. Nagle na mojej drodze zawodowej pojawiły się takie projekty jak Gra o Tron, Harry Potter, Doktor Who czy After Life i stałem się rozpoznawalny. Ludzie podchodzą na ulicy z prośbą o wspólne zdjęcie czy autograf. To mi się wcześniej nie przydarzało. Zauważyłem też, że im starszy jestem, tym ciekawsze role są mi proponowane. To mnie jeszcze bardziej nakręca i trzyma w przekonaniu, że będę wykonywać ten zawód, jak długo telefon będzie dzwonić, a nowe scenariusze będą przychodzić. I oczywiście jeśli sił mi starczy. O to ostatnie boję się najbardziej. 
Nie wkurzało cię to trochę?
Na początku trochę tak. Rozpoznawalność zaczęła się przy Harrym Potterze i nagle wszyscy mówili o mnie „ten facet z Pottera”, traktując to jako mój debiut. Więc naturalnie drażniło mnie to, ale szybko się z tym pogodziłem. Zwłaszcza że w przytłaczającej większości były to dzieci. Nie wiem, czy osoby chodzące do teatru, kiedykolwiek cieszyły się na mój widok tak jak fani tej serii filmów. Niemniej przerażała mnie myśl, że do końca mojego życia będę już znany tylko jako facet z kotem z Hogwartu.
I wtedy pojawiła się Gra o tron.
Dokładnie. I nagle okazało się, że otwierają się przede mną nowe możliwości. Wyrwałem się z szuflady Pottera i już tam nigdy nie wrócę. Nie da się. Walder Frey był tak wyrazistą postacią, że każdy zwrócił na nią uwagę. Odczułem to w momencie, gdy osoby podchodzące do mnie na ulicy nie pytały mnie: „czy to pan grał w Harrym Potterze?”, tylko „Czy pan to David Bradley?”. Gdy pierwszy raz padło to pytanie, byłem przeszczęśliwy. Podziękowałem tej osobie za to, że zapamiętała moje imię, bo nie ma dla aktora większego wyróżnienia niż to, że widz pamięta jego nazwisko, a nie tylko postać.
Tak z ciekawości zapytam, gdy dostajesz rolę takiego właśnie Freya, to starasz się zrozumieć jego postępowanie? Próbujesz mentalnie wejść w jego buty?
Oczywiście. Jest to moim zdaniem jedyna metoda, by zagrać daną postać wiarygodnie.
No to jak go postrzegałeś?
Jako osobę, która została oszukana przez Starków. Jego zadaniem jest dobrze ożenić wszystkie swoje dzieci, a ma ich od groma. Od tego zależy jego status społeczny. Musi utrzymać dobre imię rodu. I nagle zostaje zdradzony przez Roba Starka. Może przez to stracić szacunek w oczach innych rodów, a jak wiemy szacunek jest bardzo ważny w tym świecie. Bez niego można stracić wpływy, a w świecie Martina można nawet stracić życie. Moim zdaniem Frey nie miał innego wyjścia. Musiał ukarać ludzi, którzy publicznie go znieważyli. Wysłać w świat sygnał, że nie da sobie w kaszę dmuchać. Dlatego nie uważam, że jest on jakimś szaleńcem czy czarnym charakterem. On walczy o przeżycie.
foto. naEKRANIE.pl
Nie przechodziłeś castingu, rola Freya została ci bezpośrednio zaproponowana.
Zdarza się to niezwykle rzadko, ale tak było. Co ciekawe, nie czytałem książek. Nie miałem pojęcia, co się wydarzy. Więc gdy w mojej skrzynce pocztowej pojawił się scenariusz odcinka „The red wedding”, nie mogłem wyjść z podziwu. Wiedziałem, że widownia będzie zszokowana tym, co zobaczy, bo ja byłem w szoku! Moim zdaniem reżyser David Nutter odwalił kawał dobrej roboty. Powiem ci szczerze, że ja byłem przerażony. Musiałem zapamiętać przemowę, która zajmowała chyba z cztery kartki. Przedstawiałem wszystkie postaci. Ode mnie zależało czy ta scena się powiedzie, czy będziemy ją powtarzać setki razy, aż wypowiem wszystko tak jak planowaliśmy. To wielka odpowiedzialność.
Ale potem mogłeś się zrelaksować, w pewnym sensie.
To prawda. Gdy na sali lała się krew i ginęli ludzie, ja siedziałem spokojnie i popijałem napój, który miał udawać wino (śmiech).
A wracając jeszcze na chwilę do sagi o Harrym Potterze. Masz jakąś ulubioną część?
Harry Potter i komnata tajemnic ze względu na historię i to, że nareszcie Filch może pokazać więcej emocji, gdy mu się wydaje, że jego kot został zabity. Bardzo dobrze bawiłem się podczas kręcenia tych scen. Nie wiem, czy wiesz, ale moja córka grała w tej części. Miała wtedy 13 lat. Gdy tylko reżyser Chris Columbus się o tym dowiedział, powiedział, a nawet zarządził, że musi zostać uczennicą Hogwartu. Można ją zobaczyć w tłumie, który Filch odgarnia, by zobaczyć, co się stało z jego pupilami.
Choć podobno o mały włos jej ekranowy debiut mógł przejść niezauważenie.
Widzę, że przyszedłeś przygotowany (śmiech). Chris ustawił moja córkę w pierwszej linii, tak by była widoczna, ale jakiś wyższy od niej chłopak wcisnął się przed nią, gdy tylko reżyser krzyknął „akcja”. Na szczęście do dostrzegłem i przedzierając się przez tłum dzieciaków, odepchnąłem go tak, by moja córka była widoczna. Co by nie było, musiałem ten zabieg kilka razy powtórzyć, bo za każdym ujęciem sytuacja się powtarzała. Byłem trochę w szoku, że zamiast myśleć o tym, by dobrze wypaść, skupiałem się na tym, by moja córeczka była widoczna i miała pamiątkę ze wspólnej pracy z tatą.
Aktorstwo nie było twoim pierwszym wyborem.
Miałem kiedyś prawdziwą pracę, byłem inżynierem w fabryce (śmiech). Wykonywałem ten zawód przez 8 lat, ale jeśli mogę być z tobą szczerzy, to nie byłem w nim zbyt dobry. Byłem do bani. Dawała mi jednak stałe źródło dochodu, więc za bardzo nie mogłem na nią narzekać. Mnóstwo ludzi na świecie wykonuje prace, których nie lubią, tylko po to, by się utrzymać. Nie ma w tym nic złego.
To kiedy postanowiłeś się przebranżowić?
Zacząłem uczęszczać do teatru amatorskiego, by wprowadzić do swojego życia jakieś urozmaicenie. Nie chciałem popaść w rutynę: praca, pub, dom. Potrzebowałem czegoś nowego. Ale nie spodziewałem się, że będzie to coś,  z czego będę się utrzymywać do końca życia. To miała być tylko odskocznia.Co zmieniło twoje zdanie? Jeden z nauczycieli zaproponował, że pomoże mi się dostać do szkoły teatralnej. Wiedziałem we mnie potencjał. Twierdził, że nadaję się na aktora zawodowego. Uwierzyłem mu. Nie byłem przekonany do tego pomysłu, ale postanowiłem zaryzykować. Wywodziłem się z londyńskiej rodziny robotniczej. Tu nikt nie porywał się z motyką na słońce. Nie wyłamywał się. Dlatego moja decyzja została przyjęta z wielkim zdziwieniem i sceptycyzmem.
Ale ci się udało. Wytrwałeś. Wiesz, ile razy rzucałem to wszystko w diabły? Wyżycie z aktorstwa to bardzo trudna sprawa. Nad czym teraz pracujesz? Zostałem zaangażowany do nowego projektu Guillermo del Toro. Kręci on animowaną wersję filmu Pinokio, w której będzie można usłyszeć mnie jako Geppetto. Jestem bardzo ciekaw tego projektu i cieszę się, że mogę znów współpracować z tym wielkim reżyserem. Oprócz mnie w projekcie będzie można usłyszeć Rona Perlmana, Christopha Waltza, Tildę Swinton czy Ewana McGregora.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj