"Żona idealna" regularnie zajmuje wysokie lokaty w rankingach najlepszych obecnie emitowanych seriali. W naszym plebiscycie na serial sezonu 2013/2014 zajęła miejsce siódme, a w niedawnej topliście najlepszych seriali roku 2014 uplasowała się tuż za podium. Serial z Julianną Margulies zachwyca widzów i krytyków wieloma dopracowanymi do perfekcji elementami, w tym zwłaszcza muzyką. O kulisach pracy nad stroną dźwiękową dramatu prawniczego stacji CBS z kompozytorem Davidem Buckleyem rozmawiał Dawid Rydzek.

DAWID RYDZEK: Nie pracowałeś nad „Żoną idealną” od początku, pierwszymi odcinkami zajmował się ktoś inny. Podobnie jak reszta oglądających musiałeś się do niej przekonać?

DAVID BUCKLEY: Pierwsze odcinki rzeczywiście ilustrował ktoś inny, ale akurat nie o to chodziło. (śmiech) Nie wiem dokładnie, co się stało, czy ktoś nie był zadowolony z efektów, czy doszło do jakiejś kłótni, ale wiem, że po 10 odcinkach zaczęto szukać nowego kompozytora. Znałem ludzi ze ScottFree Productions, więc byłem na ich liście potencjalnych kandydatów na to stanowisko… i tak zostałem kompozytorem jednego z najlepszych seriali z telewizji ogólnodostępnych.

Jak odnalazłeś ten właściwy ton serialu? Jego brzmienie?

To nie jest tak, że w pewnym momencie my je znajdujemy i gotowe. Nie, my go cały czas szukamy. Gdyby porównać muzykę z pierwszych 4 serii do tej z sezonu 5, może się okazać, że jest zupełnie inna. Robert i Michelle King bardzo lubią eksperymentować, stąd w 5 serii pojawiły się elementy muzyki klasycznej czy nawet barokowej. I to brzmienie świetnie zadziałało w ostatnim sezonie. Niemniej na przykład w 6 ono ewoluuje, nie jest dokładnie takie jak wcześniej. Każda kompozycja musi pasować do danego odcinka i do danego sezonu, a skoro serial się zmienia, jego bohaterowie się zmieniają, to i to samo musi dziać się z muzyką.

[video-browser playlist="638090" suggest=""]

Skąd pomysł na taką rewolucyjną zmianę? Pierwsze 4 sezony były ilustrowane w zupełnie innym stylu.

To wyszło chyba od Roberta. Sezon 5 był przełomowy, działo się w nim naprawdę wiele. Dość powiedzieć, że śmierć Willa, czyli jednego z głównych bohaterów serialu, była tylko jednym z kilku istotnych wydarzeń w tej serii. Wcześniej przecież Alicia podjęła decyzję o otworzeniu własnej kancelarii z Carym i przez długi czas ukrywała to przed swoimi przełożonymi, nie wspominając już o wielkiej wojnie, która rozpętała się, kiedy prawda wyszła na jaw. Robert stwierdził więc, że skoro bohaterowie robią coś, czego wcześniej nie robili, to i my powinniśmy.

Czemu padło akurat na muzykę klasyczną?

Już wcześniej w serialu pojawiały się utwory za taką uważane, nawet i mnie samemu zdarzyło się zabrnąć ze swoimi kompozycjami w te rejony. Wydawało nam się, że muzyka klasyczna będzie dobrze korespondować z tymi wszystkimi pomysłami na 5 sezon, więc postanowiliśmy te elementy rozwinąć. Mnie w jej kierunku od zawsze zresztą trochę ciągnęło. Pamiętam, że na studiach uczyłem się dużo o niej, pisałem swoje utwory właśnie w tym stylu. Podobało mu się to, choć wtedy zastanawiałem się: „Po co mi to? Czy to mi się kiedyś w życiu przyda?!”. I proszę, teraz korzystam z tego wszystkiego, pisząc muzykę do „Żony idealnej”. To jest w ogóle chyba jedyna taka sytuacja w telewizji. Żaden inny serial nie wykorzystuje - czy to pośrednio, czy bezpośrednio - muzyki klasycznej.

[video-browser playlist="638092" suggest=""]

Słychać w „Żonie idealnej” nieco Johanna Sebastiana Bacha i Antonio Vivaldiego. To oni służyli za wzór?

Dokładnie tak. Oprócz nich jeszcze inspiruję się Arcangelo Corellim i Georgiem Friedrichem Händlem. Odrobinę też czerpię z Michaela Nymana. Jemu udało się zrobić to, do czego i ja zmierzam – połączyć klasykę z nowoczesnością. W 5 serii trzymałem się jeszcze bardziej tej pierwszej, ale w 6 nieco bardziej eksperymentuję. Właśnie tak, jak robił Nyman.

W „Żonie idealnej” słyszymy nie tylko utwory nawiązujące do muzyki klasycznej, ale także ją samą. Na przestrzeni tych kilku sezonów był i Bach, i Brahms, i Wagner. Takie propozycje wychodzą od samego kompozytora?

Nie, to akurat sprawka Kingów. Często oni sami już podczas montażu wrzucają konkretny utwór, który ma docelowo znaleźć się w serialu. Moim zadaniem jest skomponować muzykę „dookoła niego”, czyli coś, co będzie do niego pasowało, a jednoczenie było zgodne z tym, co do tej pory było w serialu obecne. Ten utwór niekoniecznie jest zresztą muzyką klasyczną; zdarza się, że Kingowie wybierają sobie jakąś piosenkę popową czy rockową. Przez to – czy też raczej dzięki temu – każdy odcinek jest dla mnie wyzwaniem.

Połączenie rocka i muzyki klasycznej wydaje się karkołomnym zadaniem.

Czasem nie jest łatwo, ale moim zadaniem nie jest też robienie covera tego utworu, zremiksowanie go czy zagranie go na innych instrumentach. Staram się raczej znaleźć esencję danej kompozycji lub piosenki, wyciągnąć z niej coś charakterystycznego. Tym może być tempo, może być też instrument. Podczas produkcji 4 serii Kingowie raz powiedzieli mi: „Umieścimy w tym odcinku tę piosenkę, będzie słychać jej fragmenty parokrotnie w ciągu jego trwania. Główną rolę w niej odgrywa ukulele; byłoby fajnie, gdyby w twojej kompozycji ten instrument się powtórzył”. Tak też zrobiłem. Nie próbowałem jednak kopiować linii melodycznej. Nie korzystałem w ogóle bezpośrednio z użytego przez nich utworu - wykorzystałem go jedynie jako inspirację.

[video-browser playlist="638094" suggest=""]

Ile osób liczy orkiestra, która nagrywa muzykę do „Żony idealnej”?

Znacznie mniej niż większość osób to sobie wyobraża. Jesteśmy produkcją CBS, przez co musimy tworzyć muzykę na takich, a nie innych zasadach. Jakich zasadach? Takich, że większość tego, co widzowie słyszą, potem w serialu powstaje wyłącznie na moim komputerze. Regulacje związkowe nie pozwalają na zatrudnienie całej orkiestry, więc muszę sobie radzić jakoś ze swoimi samplami. Jeśli mam taką możliwość, zawsze jednak staram się dodać do tej muzyki pierwiastek ludzki. Zdarza się, że wysyłam nuty jakiemuś gitarzyście i potem otrzymane od niego nagranie wykorzystuję w swoich kompozycjach. W idealnym świecie – szczególnie podczas produkcji 5 sezonu, w którym muzyka odegrała dużą rolę – miałbym do dyspozycji całą orkiestrę. Niestety rzeczywistość wygląda zgoła inaczej i muszę radzić sobie sam. Tęsknię w ogóle za czasami w telewizji, w których muzykę do każdego odcinka nagrywało się z pełną orkiestrą. Ale to już nie wróci.

Czyli to, co słyszymy na ostatnio wydanym albumie z muzyką z 5 sezonu, jest wytworem komputera?

Kiedy CBS zgodziło się na wydanie tego albumu, otrzymałem jedyną szansę na nagranie muzyki na żywo, z prawdziwą orkiestrą. Samej selekcji utworów też dokonałem z myślą o tym, co będzie najlepiej brzmiało wykonywane w takich warunkach, które kompozycje wygrywane przez realnych muzyków najbardziej zyskają.

„Żona idealna” w dużej mierze opiera się na dialogach. Momenty bez słowa pojawiają się najczęściej podczas charakterystycznych ujęć, kiedy ktoś idzie korytarzem. To jest chwila dla kompozytora?

Tak, to moment dla mnie. (śmiech) To zresztą dość konwencjonalny zabieg w dramatach prawniczych – obserwujemy, jak korytarzem kroczy dzielnie nasz bohater, nic nie mówi i kontempluje w duchu na temat tego, co się wydarzyło przed chwilą. Ja ze swojej strony staram się te chwile czynić mniej konwencjonalnymi i zamiast wygrywać głośne melodie, komponuję spokojne, minimalistyczne utwory, które wiążą się z widzianą na ekranie postacią i jej sytuacją. Minimalizm jest zresztą stylem, który często w „Żonie idealnej” stosuję – to serial opierający się na dialogach, więc siłą rzeczy nie ma w nim zbyt wiele miejsca na muzykę. Nie mogę przecież zagłuszyć – czy to fizycznie, czy też metaforycznie – tego, co dzieje się na ekranie. Minimalizm jednak jest wskazany jeszcze z innego względu. „Żona idealna” nie jest trywialną telewizyjną produkcją, która wszystko mówi widzowi wprost. Wręcz przeciwnie, twórcy bardzo inteligencję widza szanują. Tak samo subtelna musi być muzyka.

[video-browser playlist="638096" suggest=""]

W „Żonie idealnej” nie uświadczymy też powracających motywów muzycznych. Rezygnacja z nich została poczyniona z premedytacją?

Zdarzało się, że były u nas tzw. leitmotivy. Przykładowo, kiedy w serialu pojawił się Eli Gold, ilekroć bohater Alana Cumminga był na ekranie, towarzyszył mu ten sam motyw muzyczny. Nie trwało to jednak specjalnie długo. Po kilku jego pojawieniach się nie było potrzeby z niego korzystać, bo każdy już tego bohatera poznał. Nawet gdy zniknął on na jakieś trzy odcinki i potem wracał, widzowie i tak go pamiętali. Nie miało to według nas większego sensu. Konsekwencja i ciągłość służą pewnym serialom, innym nie. Robert King bardzo lubi zgoła odmienne podejście, czyli celową niekonsekwencję. Pamiętam, że był taki moment podczas produkcji 2 sezonu, kiedy jeden odcinek skończył się pewną sceną, a kolejny rozpoczynał się w momencie, w którym ona się skończyła. Napisałem muzykę do tego początku drugiego odcinka, korzystając z tego, co już stworzyłem wcześniej. Kiedy Robert to zobaczył, stwierdził: „Nie, to już było. To nowy tydzień, nowa rzeczywistość.” Ciągłość przejawia się w „Żonie idealnej” nieco inaczej i polega na pewnej estetycznej i stylistycznej spójności, a nie na recyklingu tych samych linii melodycznych.

Nie ma nawet obaw, by eksperymentować z czołówką. Główny motyw muzyczny występuje w wielu rożnych – mniej lub bardziej dynamicznych – wersjach, a czasem zastępuje go jakaś piosenka lub inna stworzona na potrzeby serialu kompozycja.

Chciałbym to przypisać sobie, ale to znów pomysł Kingów. Pamiętam taką sytuację, że w jednym z odcinków 4. sezonu pojawiło się dużo muzyki gospel. Wiedząc o tym, dodałem na przykład do motywu z czołówki nieco organ. Z czasem stawaliśmy się coraz bardziej odważni i zdarzało się nawet w to miejsce skomponować coś zupełnie nowego. W innych produkcjach być może czołówka jest czymś nietykalnym i szalenie istotnym. My traktujemy ją bardziej liberalnie i nie boimy się jej dostosowywać do naszych aktualnych potrzeb.

„Żona idealna” jest chyba pod tym względem serialem absolutnie wyjątkowym.

Ja bardzo lubię czołówki. Zawsze podziwiam na przykład sekwencje początkowe „Homeland”, „House of Cards” czy „Detektywa”. Niemniej w tych serialach trwają one dobrą minutę, my zaś mamy 9 sekund. Nie ma ona przez swą krótkość aż takiej mocy oddziaływania. Gdybyśmy nie eksperymentowali z nią, już dawno by się wszystkim znudziła. A tak mamy pewność, że co tydzień zaskoczymy widzów przynajmniej jedną rzeczą.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj