Historia kina widziała już kilku ekstremalnie dziwnych, ekscentrycznych, szalonych i przesadnie wymagających reżyserów o wielkim ego. Którzy zapadli najbardziej w pamięć i czym szokowali?
Aktorzy i aktorki zawsze najjaśniej błyszczą na czerwonym dywanie. Bywa jednak i tak, że przyćmiewają ich ekscentryczni reżyserzy lub reżyserki. Filmowcy są pod ciągłą presją, bo muszą się mierzyć z różnego rodzaju kłopotami na planie lub z niesforną obsadą. Zdarza się też tak, że to oni stają się problemem ze względu na specyficzne osobowości. Bywają bardzo odważni, wybierając trudne, dziwaczne lub niebezpieczne projekty. Innym razem są przesadnie aroganccy i wymagający wobec swoich ekip filmowych czy aktorów. Często ma to źródło w ich różnych przypadłościach, fanaberiach, nawykach czy fobiach. Kontrowersyjne zachowania można określić jako niepokojące i nieodpowiednie. Trzeba jednak przyznać, że przynoszą całkiem dobre efekty.
Gdy pomyślę o dziwnych zachowaniach reżyserów, od razu przychodzi mi do głowy Stanley Kubrick, który był bezkompromisowy i niegrzeczny w stosunku do innych. Uważał, że jego wizja filmu jest ważniejsza od współpracy z artystami. Nigdy nie chwalił aktorów, żeby nie wywoływać w nich poczucia zadowolenia. Czytał książki o psychologii i wiedział, jak manipulować nastrojami w obsadzie.
Kubrick był obsesyjnym perfekcjonistą, który potrafił wykonywać niezliczoną liczbę ujęć. Podczas kręcenia Lśnienia podobno zmusił Shelley Duvall do powtórzenia jednej sceny 127 razy, choć inni członkowie ekipy twierdzili, że było ich między 35 a 45. Granie u tego reżysera było tak stresującym doświadczeniem dla aktorki, że zaczęły wypadać jej włosy. Rekord padł jednak przy scenie ze Scatmanem Crothersem, który musiał powtórzyć dialog 148 razy. Ale to nie wszystko. Kubrick angażował się również w każdy etap tworzenia swoich filmów – od reżyserii, po scenariusz, ścieżkę dźwiękową i montaż. Zdarzało się, że odwiedzał kina, aby sprawdzić, czy są one wyświetlane przy odpowiednim świetle. A gdy produkcje trafiały na rynek zagraniczny, wpływał na obsadę dubbingową czy tłumaczenia na inne języki.
Akira Kurosawa jest jednym z najbardziej wpływowych artystów XX wieku. Jego dzieła zainspirowały wielu późniejszych reżyserów. Japończyk zasłynął z nietypowego zachowania na planie zdjęciowym. Podobnie jak Kubrick był perfekcjonistą i sprawował wręcz dyktatorską kontrolę nad swoimi projektami. Bardzo dużo czasu poświęcał na to, aby uzyskać idealne ujęcie. Ważny był dla niego autentyzm, więc w filmie Tron we krwi (1957), czyli japońskiej wersji Makbeta, nie użyto fałszywych strzał, gdy główny bohater (Toshirô Mifune) został rozstrzelany przez pluton egzekucyjny. Kurosawa zatrudnił profesjonalnych łuczników, którzy do niego strzelali, gdy próbował ich uniknąć. Reżyser znany był również z budowania gigantycznych planów zdjęciowych. Jednym z największych były slumsy zbudowane do filmu Rudobrody (1965), które kosztowały fortunę, a zostały wykorzystane do zaledwie dwóch krótkich ujęć. Z kolei w filmie Ran (1985) wybudowano zamek na zboczu góry Fuji, aby następnie doszczętnie spalić całą scenografię dla jednej sceny.
Japoński reżyser był wymagający dla swojej obsady. Stosował okrutną metodę motywacji. Wybierał jednego aktora, a następnie go krytykował i obrażał przy reszcie. W ten sposób motywował ich do lepszej gry. Tak postąpił z Yoshio Inabą, który grał Gorobeia w Siedmiu samurajach (1954). Jego metody były ekstremalne, ale rezultaty imponujące. W dzisiejszych czasach takie zachowanie byłoby potępione – zostałby oskarżony o mobbing. Posypałyby się pozwy o narażenie zdrowia i życia obsady.
W kategorii wymagających reżyserów należy też wspomnieć o Johnie Fordzie, którego uważa się za twórcę westernów. W czasie swojej kariery nakręcił 140 filmów, w tym wiele dokumentalnych. Spopularyzował nowe techniki – szerokie ujęcia, a także filmowanie produkcji w prawdziwych lokalizacjach. Też był uważany za surowego i apodyktycznego człowieka, czasem stawał się dla innych prawdziwym przekleństwem. Źle traktował aktorów – często ich wyśmiewał i zastraszał. Podobno nawet doprowadził do płaczu samego Johna Wayne’a. Podobnie zachowywał się w stosunku do ekip filmowych, którym kazał sypiać w dyliżansach.
Ford był znany ze swojej intensywnej osobowości oraz wielu dziwactw. Nosił ciemne okulary i opaskę na lewym oku, która miała chronić jego słaby wzrok. Palił fajkę, a podczas kręcenia scen żuł lnianą chusteczkę. Każdego dnia po południu robił sobie też przerwę na herbatę. Nie lubił wulgaryzmów, a za ich użycie wyrzucał z planu produkcji. Był wrażliwy na krytykę i porównania do swojego starszego brata Francisa, który był reżyserem i aktorem. Pod swoją twardą powierzchownością Ford był jednak inteligentnym, miłym i sentymentalnym człowiekiem. Gdy jeden z aktorów poprosił go o finansową pomoc, publicznie zaatakował go i obraził. Ale gdy aktor opuścił studio, kierownik firmy Forda dał mu czek na 1000 dolarów.
Warto dodać, że jako filmowiec był niezwykle odważny i wymagający również w stosunku do siebie. Wyczynem można nazwać jego udział w II wojnie światowej, gdy sfilmował lądowanie aliantów w Normandii w 1944 roku. Podczas inwazji ryzykował życie, stając się wyraźnym celem do ataku. Nie przestał filmować, nawet gdy został ranny. Ponadto wziął również udział w dokumentowaniu bitwy o Midway. Podsumowując – była to niezwykle intrygująca postać w historii kina.
Werner Herzog zapisał się w kinematografii jako osoba, która również przesuwała granice w procesie tworzenia filmów i reżyserii, bez względu na niebezpieczeństwa czy trudności. Znany z tego, że kręcił filmy w trudnych warunkach. Przy pracy nad filmem Aguirre, gniew boży (1972) kazał ekipie filmowej i obsadzie mieszkać na tratwach przy dopływach Amazonki przez 5 tygodni. Cudem uniknęli utonięcia w powodzi. W Fitzcarraldo (1982) naraził życie setek tubylców, zmuszając ich do wciągnięcia 320-tonowego parowca po zboczu góry. Ponadto niemiecki reżyser zaryzykował życie całej ekipy filmowej, gdy kręcił film dokumentalny na zboczu wulkanu, który w każdej chwili groził wybuchem. Zawarto w nim scenę, w której ekipa ucieka przed trującymi oparami. Ostatecznie dokument Pod wulkanem (1977) trwał tylko trzydzieści minut.
Herzog ma również tendencję do pracy ze specyficznymi członkami obsady. W Nawet karły były kiedyś małe (1970) grali tylko aktorzy niskorośli. Z kolei w dwóch jego największych filmach – Zagadce Kaspara Hausera (1974) i Stroszku (1977) – w rolach głównych wystąpił Bruno S. Był on ulicznym artystą, który większość życia spędził w szpitalach psychiatrycznych. Trudno było go namówić do występowania przed kamerą. Czasem trwało to nawet kilka godzin. Jednak najbardziej zaskakiwała relacja Herzoga z szaleńcem Klausem Kinskim, którego zachowanie wymykało się spod kontroli. Nakręcili razem pięć filmów, skacząc sobie do gardeł. Podczas pracy nad Fitzcarraldo, Kinski tak szalał, że jeden z miejscowych zaproponował z pełną powagą, że zabije go dla Herzoga. Mimo burzliwej relacji mężczyźni uważali się za bliskich przyjaciół. To cud, że się nie pozabijali, a sam Herzog wciąż żyje. Całkiem niedawno mogliśmy go oglądać w 1. sezonie The Mandalorian. Obecnie skupia się na produkcjach dokumentalnych.
John Waters to jedna z ciekawszych postaci kina. Poza planem filmowym jest dystyngowaną, wyrafinowaną osobowością. To bibliofil, który ma ponad osiem tysięcy książek! Swój charakterystycznie przystrzyżony wąsik zapuścił, aby uhonorować ulubionego artystę – Little Richarda. Ma też obsesję na punkcie zbrodni – regularnie uczestniczy w krwawych procesach w całych Stanach Zjednoczonych.
Filmy "papieża kampu" poruszają takie kwestie jak: homoseksualizm, problematyka płci czy kontrkultura. Twórca walczy w nich z fałszem, hipokryzją i udawanym buntem. Często do swoich filmów zatrudniał prawdziwych kryminalistów czy gwiazdy porno. Lubił oburzać i szokować widzów pełną nagością, niesymulowanymi aktami seksualnymi czy realistycznie wyglądającą przemocą. W Różowych flamingach (1972) kazał swojej największej muzie, drag queen Divine, zjeść prawdziwą psią kupę. Stwierdził, że jeśli na jego filmie ktoś zwymiotuje, weźmie to za owację na stojąco. Od 2004 roku nie zajmuje się reżyserią, ale nie zniknął z życia publicznego. Jeździ po świecie ze swoim stand-upem, wydaje książki i udziela wywiadów. W 2021 roku był gościem specjalnym wrocławskiego American Film Festival, na którym odebrał nagrodę Indie Star Award, udowadniając, że ma poczucie humoru.
Również specyficznym reżyserem jest pochodzący z Danii Lars von Trier, który znany jest z obrazowych filmów pełnych frontalnej nagości czy niesymulowanego seksu. Jego prace są znane z innowacji gatunkowych i technicznych, a także badania kwestii egzystencjalnych, społecznych i politycznych. Podejmują tematy takie jak miłosierdzie, poświęcenie i zdrowie psychiczne. Sam artysta zmagał się z depresją, fobiami i lękami. Boi się latać samolotem, dlatego wszystkie filmy kręcił w Danii lub Szwecji. W jednym z wywiadów stwierdził, że w życiu boi się wszystkiego oprócz tworzenia filmów.
Lars von Trier jest również współtwórcą manifestu artystycznego duńskiej awangardowej grupy o nazwie Dogma 95, która wzywała do powrotu do realizmu w kinie. Ustanowiono w nim, że filmy należy kręcić poza studiem, bez budowy scenografii i używania rekwizytów. Dlatego film Dogville (2003), w którym zagrała Nicole Kidman, został w całości nakręcony na scenie bez planu. Inne zasady zabraniają też stosowania statywów na kamerę, filtrów (stąd film Europa z 1991 roku jest całkowicie nakręcony w sepii) czy innych przyrządów optycznych. Nie można też dodawać żadnych dźwięków, które nie wynikają wprost z obrazu.
O ile wspomniani wyżej reżyserzy w filmach po prostu dawali upust swojej artystycznej naturze i chęci przekraczania kolejnych granic, tak w przypadku Howarda Hughesa można mówić o prawdziwej chorobie psychicznej. Nie był najbardziej wpływowym filmowcem – wyreżyserował tylko dwa filmy, ponieważ głównie zajmował się produkcją wykonawczą. Podczas procesu miał obsesję na punkcie aktorek z obfitymi biustami. Dla Jane Russell, która grała w filmie Banita (1943), zaprojektował specjalny biustonosz, prototyp push-upu. Zresztą w większości jego filmów występowały piękne, półnagie kobiety.
Niestety, reżyser miał okropne wahania nastroju, które utrudniały produkcję filmów. Raz zamknął się na cztery miesiące w sali kinowej. Żywił się tylko czekoladą i mlekiem, a mocz i kał przechowywał w pustych butelkach i pojemnikach. W tym czasie cały dzień oglądał filmy, będąc całkowicie nagim. Innym razem miał obsesję na punkcie filmu Stacja arktyczna Zebra z 1968 roku, który oglądał bezustannie w swoim domu. Podobno obejrzał go 150 razy. Miał też obsesję na punkcie komunizmu. Jego film The Whip Hand (1951) był pierwotnie o grupie nazistowskich naukowców, którzy przemycili ciało Adolfa Hitlera do Stanów Zjednoczonych i pracowali nad jego ożywieniem, aby ponownie zawładnąć światem. Po zakończeniu prac Hughes kazał przerobić obraz. Złoczyńcami stali się nazistowscy naukowcy, którzy pracowali dla komunistów i przejęli małe amerykańskie miasteczko, aby przeprowadzać eksperymenty z bronią biologiczną na jego obywatelach, zanim wirus miał zostać wypuszczony w USA. Nie było niespodzianki – film okazał się całkowitą klapą.
Pomijając dziwactwa Hughesa, które wiązały się z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, warto odnotować, że w 1935 r. ustanowił światowy rekord prędkości – 567 km/h. Trzy lata później wykonał lot dookoła świata w czasie 91 godzin. Hughes był miliarderem, który odziedziczył biznes po swoim ojcu. Stał się inspiracją Stana Lee do wymyślenia postaci Tony’ego Starka, czyli słynnego superbohatera – Iron Mana. To dlatego ojciec Tony’ego otrzymał imię Howard.
Hughes stał się inspiracją Stana Lee do wymyślenia postaci Tony’ego Starka, czyli słynnego superbohatera – Iron Mana.
Nie można też nie wspomnieć o Taice Waititim, który jest bardzo specyficznym człowiekiem, ale należy do grona niegroźnych zwariowanych reżyserów. Na planie zachowuje się czasem jak szaleniec. Doskonale się na nich bawi. Podczas ceremonii rozdania Oscarów w 2005 roku, gdy jego krótkometrażowych film Dwa samochody, jedna noc został nominowany do nagrody, udawał, że przysypia. W 2020 roku już się tak nie nudził, ponieważ zdobył statuetkę Akademii Filmowej za scenariusz adaptowany do Jojo Rabbit. Wtedy Oscar trafił… pod siedzenie reżysera.
Choć Taika Waititi zawsze miał silny pociąg do sztuki i kreatywnego działania. Podczas mocno żartobliwej prelekcji TEDx opowiadał, jak w nastoletnich czasach wpadał w różne paranoje i obsesje, rysując na przykład motyw z Kaplicy Sykstyńskiej czy swastyki lub dodając obrazkom wąsy Hitlera. Jego dziwność bierze się chyba z ekscentrycznego spojrzenia na życie – perspektywy dziecka i niewinnego punktu widzenia. I to wykorzystuje też w swoich filmach – od Jojo Rabbit, Co robimy w ukryciu, Thor: Ragnarok po seriale jak Nasza bandera znaczy śmierć.
Na koniec chciałabym wspomnieć o jeszcze jednym japońskim reżyserze, scenarzyście, a także poecie. Sion Sono został nazwany najbardziej wywrotowym filmowcem pracującym w japońskim kinie. Jego prowokacyjny styl charakteryzuje się takimi cechami jak: groteskowa przemoc, skrajny erotyzm, odniesienia filozoficzne, surrealistyczne obrazy i złożone narracje.
Gdy jako młody człowiek przybył do Tokio pod koniec lat 70., aby odnaleźć swój cel w życiu, spotkało go kilka dziwnych wydarzeń. Do hotelu zaciągnęła go kobieta, która chciała popełnić samobójstwo i szukała kogoś, z kim mogłaby umrzeć. Następnie udawał jej męża przed jej matką. Po tej „przygodzie”, gdy skończyły mu się pieniądze i stał się bezdomny, trafił do sekty. Po jakimś czasie uciekł z kultu, aby szukać schronienia wśród aktywistów protestujących przeciwko otwarciu nowego terminala lotniska. Tym razem musiał walczyć każdego dnia z policją. Wszystkie te przeżycia odbiły się na Sono, który w swoich filmach wykorzystywał motywy takie jak: pakty samobójcze, fałszywi członkowie rodziny, kulty, przemoc i krnąbrne nastolatki. Sporym przedmiotem dyskusji w jego twórczości było portretowanie kobiet, które niektórzy uważali za mizoginistyczne, a inni twierdzili, że są feministyczne. Co prowadzi nas do tego, że reżyser w 2022 roku spotkał się z zarzutami o molestowanie seksualne… czasem film miesza się też z prawdziwym życiem.
Oczywiście można wymienić jeszcze wielu na swój sposób interesujących reżyserów, wyróżniających się wyjątkową i specyficzną twórczością. Do tego barwnego grona można też zaliczyć Tima Burtona, Davida Lyncha, Terry’ego Gilliama czy Davida Chronenberga. Trzeba przyznać, że specyficzne zachowania – wiążące się z pewnymi zaburzeniami, megalomanią czy wymagającym charakterem, a innym razem z wielkim i bezkompromisowym pragnieniem urzeczywistnienia swojej wizji filmu – nierzadko przynosiły imponujące efekty lub wzbudzające kontrowersje dzieła. Świat kina potrzebuje ekscentryków i ich dziwnego podejścia do kręcenia produkcji, aby otwierać umysły widzów na nowe doznania i przekraczać kolejne granice. Nawet jeśli są nieco szaleni…