DAWID MUSZYŃSKI: Przed przyjęciem roli Kitty Pryde w serii X-Men: Days of Future Pastmiałaś pewne obawy i w pierwszym odruchu odrzuciłaś rolę. W przypadku The Umbrella Academy przyjęłaś ofertę bez dłuższego namysłu. Dlaczego? Ellen Page: Gdy zaoferowano mi rolę Kitty Pryde byłam jeszcze dzieciakiem. Dopiero co ukończyłam liceum. Nie wiedziałam, czy chcę ładować się w tak wielki projekt bez wiedzy, jak ten biznes działa. X-men nie był jakimś niskobudżetowym filmem, tylko wielką produkcją mającą rozpocząć całą serię filmów. Nie byłam przekonana,czy jestem gotowa na przywiązanie się do takiej marki na dłużej. Cieszę się jednak, że się zdecydowałam. I masz rację, stawiając te dwa projekty obok siebie, widzę, że mają dużo rzeczy zbieżnych. Obie historie opowiadają o ludziach którzy są inni od reszty społeczeństwa, mają super moce, walczą ze złem pod okiem opiekuna. Ale to w sumie byłoby na tyle. Vanya wydała ci się bardziej interesująca niż Kitty? Tak. W szczególności w pierwszym odcinku, gdy poznajemy całą rodzinę. Każdy ma jakieś supermoce, tylko nie ona. Jest odrzutkiem. Czuje się pomijana i ignorowana przez przybrane rodzeństwo. Bardzo mi się podobało to, że scenariusz skupiał się na jej stanie emocjonalnym. Widzimy, jak to wszystko na niej się odbija. Jest bardzo wystraszona. Brakuje jej pewności siebie. Nie potrafi nawiązać stałego kontaktu z drugą osoba. Jest wycofana. To wszystko jest wynikiem traumy dzieciństwa, bo jej opiekun znęcał się nad nią. Po przeczytaniu scenariusza pierwszego odcinka, usiadłam z showrunnerem Stevem Blackmanem, który nakreślił mi całą historię, jaka rozegra się w tym sezonie, i wiedziałam, że chcę przyjąć tę rolę. Czułam, że ten projekt będzie niezmiernie ciekawy i inny od wszystkich dostępnych seriali czy filmów o superbohaterach.
fot. Netflix
Jeśli na chwilę zapomnimy o mocach, jakie ci bohaterowie posiadają, to jest to w sumie opowieść o rodzinie, która stara się pozbierać do kupy. Dokładnie. I to mnie właśnie tak urzekło w tym projekcie. Możliwość grania z aktorami, a nie z green screenem, gdzie w jakimś ciemnym pokoju nakładane są dopiero poszczególne elementy czy tworzone są postaci. Oczywiście pomijając naszego kamerdynera Pogo. W większości ujęć to jednak jesteśmy my, a nie wygenerowane komputerowo postaci. Podoba mi się też to podejście do tematu, gdzie pokazujemy na kogo wyrastają dzieci, które od bardzo młodego wieku zostały zmuszone do robienia bardzo zły rzeczy. Przeżyły dużo bardzo dziwnych wydarzeń, które odbiły się na nich jako na ludziach. Ty chyba lubisz wybierać właśnie takie postaci. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie, patrząc na twoje aktorskie CV. Nie chce zabrzmieć, jak jakaś smutna osoba, ale lubię postaci, które zmagają się z jakąś walką wewnętrzną. Które są rozbite. Ja osobiście jestem bardzo pozytywnie nastawioną do świata osobą, choć ostatnio świat stara się mi ten uśmiech zetrzeć z twarzy. Dlatego może wybieram postaci, które są moim kompletnym przeciwieństwem. Do tego jeśli film, w który się angażuję, wywoła jakąś dyskusję społeczną, to przyjmuje to jako dodatkowy bonus. Fajnie jest, gdy po seansie ludzie wychodzą z kina czy wstają z kanapy, mają potrzebę podyskutowania z kimś na temat tego, co właśnie zobaczyli. W moim przypadku często są to projekty o społeczności LGBT, ale sama do niej należę, więc nie ma w tym nic dziwnego. Zauważyłem, że ludzie bardziej są skorzy do dyskusji na dany temat, gdy jest on poruszony w filmie, nie przez dziennikarzy podczas jakieś debaty czy programu telewizyjnego. Ponieważ widzowie przez opowiadaną historię szybciej łapią kontakt z daną postacią. Nawiązują z nią więź emocjonalną. Są w stanie postawić się na jej miejscu. Z facetem w garniturze, który siedzi w studio, takiego kontaktu nie ma. Poza tym wydaje mi się, że w czasie oglądania fabuły dociera do nas cały kontekst danej sytuacji, a podczas debaty dostajemy suche fakty, liczby, które bardzo często są dla nas niezrozumiałe lub nas nie interesują. Nie ma w nich emocji. Nie widzimy cierpienia drugiej osoby, więc to, co mówi, nie chwyta nas tak za serce. Jestem jednak w stanie zrozumieć, że część osób nie chce przeżywać dramatu psychologicznego w kinie. Idzie tam, by odpocząć. By przenieść się w jakiś fantastyczny świat i po prostu przeżyć przygodę, dobrze się przy tym bawiąc. Ja po prostu czegoś innego wymagam od kina. Czego? Tego, by wpływało na to, jak postrzegam świat. By poszerzało moje horyzonty. Najlepszym tego przykładem jest Roma. Nie mogłam przestać myśleć o tym filmie, gdy go pierwszy raz zobaczyłam. Musiałaś akurat ten film wymienić. To nasz główny rywal w kategorii film nieanglojęzyczny i kilku innych. A no tak. Zapomniałam o Zimna wojna. Jeszcze nie widziałam tego filmu, choć bardzo bym chciała. Bardzo dużo dobrego słyszałam o tym filmie i jestem pewna, że on też na mnie bardzo mocno wpłynie. Wystąpiłaś w niskobudżetowym filmie Tallulah…. Który został zakupiony przez Netflixa! I to jest wspaniałe w czasach, w których żyjemy. Nagle pojawiła się alternatywa dla kina, jakim są serwisy streamingowe. Omijamy developerów i po naciśnięciu magicznego guziczka nasz film mogą obejrzeć miliony ludzi w ponad 140 krajach świata. W innym wypadku mało kto by go zobaczył, bo repertuar kin jest tak napakowany produkcjami, że studia nie chcą inwestować w małe filmiki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj