Ocena filmu zawsze jest subiektywna i ma do niej prawo każdy widz i krytyk. Szczególnie ta pierwsza grupa nie musi posiadać skomplikowanych narzędzi do wyrażania opinii - wystarczy komentarz na Facebooku, Twitterze lub pod recenzją na portalu. Eternals jest filmem w ramach Kinowego Uniwersum Marvela, który podzielił miłośników tego ekranowego świata. Reżyserka Chloé Zhao faktycznie zaproponowała produkcję zdecydowanie bardziej autorską od poprzednich. Niemal w każdym aspekcie daje znać o swojej dużej ambicji -  w warstwie fabularnej, sposobie kręcenia czy liczbie bohaterów na ekranie. Chociażby ta ostatnia kwestia jest często poruszana przez krytyków, którzy twierdzą, że niezbyt dobrze zaprezentowano tytułowych Eternals. Bracia Russo w dwóch częściach Avengers kapitalnie poradzili sobie z akcentowaniem każdej postaci w filmie - wszyscy mieli swoje zadanie i indywidualnie pełnili istotne role. Było jednak o tyle łatwiej, że twórcy nie musieli kreślić na nowo ich charakterów, silić się na tłumaczenie, kim są i skąd pochodzą. W scenariuszu Eternals trzeba było się więc nagimnastykować, żeby wprowadzić do łączonego uniwersum Marvela szereg zróżnicowanych charakterów, każdy z nich odpowiednio zarysować i jeszcze przy okazji pogłębiać relacje wewnątrz grupy. Nie tylko Sersi i Ikaris mają się ku sobie, ale też Druig i Makkari, Gilgamesh z Teną, a do tego Sprite zawsze podkochiwała się w Ikarisie, co jeszcze bardziej wprowadza chaos w te relacje budowane między nimi od tysięcy lat. Do tej dziwnej figury geometrycznej (bo trudno mówić o trójkącie) należy jeszcze dopisać Dane'a Whitmana, spotykającego się z Sersi.
fot. Marvel
Nie pojawia się za często argument o złym wprowadzeniu postaci lub błędnym ich zarysowaniu, chodzi raczej o chaos w strukturze, która zawiera dużo wszystkiego, a nie na wszystko starczyło miejsca. Najwięcej krytycznych ciosów spada na Dewiantów. Widzowie z reguły lubią momenty, które nie są gadaniem i zawierają ciekawie zmontowane i dobrze wyglądające starcia. W Eternals są one na różnym poziomie, jednak faktycznie bardzo często są powtarzane, jeśli chodzi o choreografie, a dużym zdziwieniem jest dla mnie fakt, że bohaterowie tak naprawdę ze sobą nie współpracują. W zaledwie jednej czy dwóch scenach widzimy połączenie stylów walki, kiedy Dewiant atakowany jest nie przez jednego Przedwiecznego, ale przynajmniej dwóch lub trzech. Jasne, kiedy spotykają się po tysiącach lat, może nie są skorzy do wykonywania skomplikowanych kombinacji, ale zdecydowanie tego brakowało, żeby scalić drużynę także w walce ze wspólnym wrogiem. Inną sprawą jest to, o czym wspominałem przy okazji recenzji spoilerowej - Dewianci mogliby zostać usunięci z filmu i pod względem fabularnym nic specjalnie by się nie zmieniło. Eternals mogłoby tylko zyskać - seans byłby krótszy, dzięki czemu uniknęlibyśmy kilku dłużyzn i wątków wprowadzających jedynie zamęt. Weźmy za przykład śmierć Gilgamesha po walce z Dewiantem, która była jakby wymuszona, a sam jego pogrzeb jakby niczego specjalnie nie zmienił w dynamice między bohaterami, a nadał jedynie Tenie motywację do zemsty. Nic, co byłoby wymagane i niezbędne dla prowadzenia dalszej historii. Do tego pozostawia jednak niedosyt w relacji Teny i Gilgamesha, która przez wielu określana jest najlepszą w całym filmie. Będąc przy Tenie, warto wspomnieć o jeszcze jednym wątku, który przez dwie godziny jest dla komentujących niezbyt zrozumiały lub zwyczajnie męczący. Chodzi o jej "chorobę" wywołaną nagromadzeniem wspomnień i przebłyskami z wcześniejszych misji, kiedy to wykonywali rozkazy Arishema. Dopiero pod sam koniec jej zachowanie nabiera sensu, ale do momentu uzyskania tej informacji, to tylko kolejna z tysiąca rzeczy, którą widz zostaje obarczony w trakcie seansu. Jest za dużo wszystkiego, przez co film nie stoi pewnie na swoich nogach. Jest trochę jak ten Celestial z końcówki, który nie ma wystarczająco siły, żeby się podnieść. O ile motywacje i konfrontacje wewnątrz grupy pisane są bardzo ciekawie i jest to niewątpliwie powiew świeżości w kinie superbohaterskim, o tyle dysonans wśród widowni powoduje także oglądanie istot nieśmiertelnych. Być może - to tylko moja teoria - Eternals zawitali na duży ekran za szybko. Osoby siedzące mocno w komiksach i kinie superbohaterskim pragną przekraczania nieprzekraczalnego, łamania schematów gatunku i próbowania nowych rzeczy, które nie będą tylko przefiltrowane przez konwencję Marvel Studios. Owa konwencja oferuje masę rozrywki, ale na tym etapie warto próbować też nowych rzeczy. Wychodząc z tej bańki, obserwujemy jednak całkiem sporo opinii wskazujących na to, że te wielkie koncepty, ogromny nowy świat na dzień przed zawitaniem do multiwersum, wprowadza za dużo zakłopotania wśród widzów znających te historie tylko z dużego ekranu. Moje serce fana radowało się, gdy patrzyłem na ogromne byty, absoluty wyznaczające bieg wydarzeń, rasę nieśmiertelnych istot wysłanych to tu, to tam, aby realizować zadania swoich szefów, jeszcze potężniejszych i większych od nich. Coś jednak nie zadziałało w serwowaniu tego konceptu szerszej publice. Inne dylematy stoją za osobami nieśmiertelnymi. Inaczej postrzegają świat, kierują się innymi motywacjami i wartościami. Nie możemy powiedzieć, że widzowie nie łapią tych konceptów, to prędzej wina twórców, że nie zawsze umiejętnie potrafią je wyłożyć. Tutaj pojawia się więc pytanie o łączenie komercji i artyzmu, co do perfekcji swego czasu opanował Christopher Nolan - nie jest łatwo innym twórców powtórzyć jego sukces. Gdybym miał możliwość zadania Chloé Zhao jednego pytania, gdyby ta oczywiście znalazła się pod wpływem serum prawdy, zapytałbym o jej preferencje, jeśli chodzi o ten film. Czy chciałaby zrobić go tylko o swoich bohaterach, rozmawiających, przedstawiających swoje racje, uczących się kochać i reagujących na popełniane przez siebie błędy? Czy może odpowiadały jej wszystkie te elementy czysto rozrywkowe i rozwałka z Dewiantami? Ja chętnie śledziłbym ten pierwszy typ filmu, w którym postacie siedzą na ranczu u Salmy Hayek i rozmawiają.
Empire
W Eternals wielkie komponenty gryzą się z wrzuconymi bez polotu sekwencjami akcji, które zamiast dawać rozrywkę - męczą. Weźmy motyw z brakiem ingerencji Przedwiecznych w wydarzenia na Ziemi. Wielu widzów na pewno od razu kupiło ekspozycję wykładaną na początku filmu. Zaraz potem mamy jednak momenty niejako temu przeczące, kiedy Druig manipuluje ludźmi, którzy rzucają się sobie do gardeł. Pewnie to był jeden z jego wybryków względem przydzielonej misji, ale trochę pomija się wiele innych sytuacji newralgicznych na naszej planecie - liczne wojny, najazd Lokiego lub Ultrona i nie tylko. Podobne dylematy mogą pojawiać się podczas seansu i wskazuję tutaj na kolejną wadę, która często jest przytaczana - usilne unikanie powiązań z MCU sprawia, że widzowie śledzący kolejny odcinek swojego ulubionego serialu czują się zawiedzeni. Podkreślę tylko, że mnie to nie dotyczy, ja oczekiwałem właśnie stworzenia czegoś nowego w obrębie tego wielkiego uniwersum, ale znowu głośno przebijają się opinie pozostałych, że wspomnienie Batmana i Supermana wywołuje na poziomie symbolicznym dysonans, utrudniając widzom pełną rozrywkę. Innym z powodów bardzo niskich recenzji jest celowe wystawienie jedynek przez wątek LGBT, który pojawia się po raz pierwszy tak wyraźnie w ramach MCU. Nie posądzałbym o to krytyków, których recenzje zebrano na Rotten Tomatoes, ale publiczność mogła zareagować na to zdecydowanie mniej przychylnie. Co ciekawe, Audience Score na wspomnianym portalu wygląda naprawdę znakomicie, więc nie ma tam jedynek wystawianych z braku tolerancji. Niewątpliwie jednak można spotkać się z "jedynkami" wystawianymi właśnie przez wątek postaci Phastosa na portalach w Polsce. Poszperałem też na grupkach na Facebooku - widziałem komentarze odnoszące się do wątku Phasotsa, jakoby ten został wciśnięty na siłę. Chwalono intencję, ale krytykowano sposób. Czy słusznie? Moim zdaniem scena w Hiroszimie wystarczająco mocno nakreśla motywacje Phastosa i stwarza szerokie pole do popisu dla scenarzystów, jeśli chodzi o jego dalszą drogę. Wybrał taką, jaką wybrał, co wydaje się na poziomie scenariuszowym doskonałym wyborem. Mój redakcyjny kolega, dobrze znany Wam Piotr Piskozub, słusznie zauważył jeszcze jedną rzecz - Eternals to film naprawdę odważny. Wychodzi poza narracyjne schematy, ale też miesza w konwencji MCU. Bohaterowie mimo swojej nieśmiertelności i licznych doświadczeń są naprawdę ludzcy. Mamy także zarysowaną wysoką stawkę i zdarza się, że bohaterowie umierają, co nie jest takie oczywiste w MCU i nikt nie może czuć się w tej rozgrywce bezpieczny. Do tego ekipa jest zróżnicowana nie tylko pod względem etnicznym, ale także charakterologicznym, co prowokuje odmienne podejścia do spraw i wiele scen bardzo dobrze dopełnia nam ten obraz, kiedy przychodzi podjąć ostateczne decyzje - uratować Ziemię czy realizować plan Celestiala Arishema?

Eternals - co jeszcze negatywnego punktują krytycy?

Marvel
+4 więcej
W jednym z dłuższych filmów Kinowego Uniwersum Marvela, upchano naprawdę sporo elementów, nawet dostajemy skrawek Bollywood i muzyczne cameo grupy BTS z Korei Południowej. Zarzuty o teleportowaniu bohaterów z jednej lokacji do drugiej są zrozumiałe i chociaż nadają dynamiki, to jednocześnie sprawiają, że film Zhao nie dla wszystkich widzów jest przychylny i strawny. Jasne, nie można robić z oglądającego głupka, mamy też przecież pomocnicze napisy określające miejsce i czas, ale nie dziwią mnie głosy, że pierwszy akt jest naprawdę męczący, jeśli chodzi o to, jak zdecydowano się opowiadać nam tę historię. Tutaj można powrócić do Nolana, którego filmowe układanki bardzo często trzeba obejrzeć dwa, może trzy razy dla lepszego połapania się w wydarzeniach. Tutaj nie ma zagadek, wszystko jest odpowiednio wskazywane palcem, a jednocześnie sporo widzów narzeka na pierwszy akt. Najmniej kontrowersji wzbudzają efekty wizualne, które są na bardzo wysokim poziomie i wypadają lepiej od większości produkcji w MCU. To samo tyczy się z jednej strony naturalnych kolorów i specyficznego dla Zhao sposobu kręcenia, ale też kolorów w rozmowach z Arishemem, czy pod koniec, kiedy próbuje nam się wykluć nowy Celestial. Podobnie moce bohaterów, które w złotej estetyce na różne sposoby migoczą nam na ekranie - to wszystko zdecydowanie budzi mniej krytycznych uwag. Eternals jest bardzo ciekawym przypadkiem w obliczu całego MCU, bo mamy do czynienia ze stylem reżyserki, który nie daje się tak łatwo wpasować do konwencji. Dla wielu jest to niezbędne na dzisiejszym etapie, aby filmy Marvela wychodziły trochę ze strefy swojego komfortu, żeby widzowie mogli być zaskakiwani tym, jak prowadzona jest historia, jakie tematy i motywy zostają poruszone. Pamiętacie jeszcze Czarną Wdowę? Ja niekoniecznie, utkwiła mi w pamięci jedynie sekwencja początkowa. Dlaczego? Bo tam zamieszczono obietnicę czegoś innego, czegoś dotykającego zaskakująco poważnych i ważnych z dzisiejszego punktu widzenia kwestii. Film jednak z każdą minutą odchodzi od tego pomysłu, aby skupić się na powtarzalności i schematach dobrze znanych z Zimowego Żołnierza i wielu innych filmów MCU. Dalej kocham Marvela, kocham te filmy i wciąż ekscytuję się na myśl o kolejnych projektach. Zależy mi na tym, żeby każde kinowe doświadczenie było "jakieś", żeby te filmy nie były seansem do popcornu. Wcinajmy chrupki, oglądając filmy MCU, ale też smakujmy to, co dzieje się na ekranie. Niezależnie od tego, co sądzicie o Eternals, to ten film spełnia te warunki. Sprawia, że chce się o nim rozmawiać, wymieniać swoje poglądy i opinie. Co na to Kevin Feige? Jakie wnioski zostaną wyciągnięte? Jeszcze odważniej pójdą w autorskie projekty, a może ta szansa została totalnie zaprzepaszczona? Na odpowiedzi potrzebujemy czasu i oby tylko nie trwało to tysiące lat.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj