"Dying Light" to najnowsza, tegoroczna produkcja polskiego Techlandu, która podejmuje temat zombie i niejako stara się go definiować na nowo. Jednak zanim nieumarli ewoluowali do takiej formy, jaką podziwiamy w tej rodzimej grze, musiało minąć sporo czasu. Dokładnie 31 lat. Wszystko rozpoczęło się jednak w 1968 roku. To wtedy - za sprawą George’a Romero - poznaliśmy wizerunek zombie, z którym stworzenie to kojarzy nam się do dziś. Ten amerykański reżyser i scenarzysta, tworząc film "Noc żywych trupów", definitywnie zmienił postrzeganie nieumarłych. Nikt nie spodziewał się tego, że kilkadziesiąt lat po tamtym wydarzeniu zombie będzie nadal ewoluowało i stawało się jeszcze bardziej krwiożercze i niebezpieczne. Za pierwszą produkcją wideo, która podejmuje tę tematykę, uważa się grę "Zombie Zombie" z 1984 roku, wydaną na ZX Spectrum. Już wtedy natchniony twórczością Romero autor gry kroczył ścieżką wytyczoną w filmowym prekursorze. Zombie spragnione mięsa podążało za ofiarą – bohaterem gry – a ten musiał tak kombinować, żeby zrzucić kreatury z klifu. "Zombie Zombie" większego szumu nie zrobiło. Ten miał dopiero nadejść.

[video-browser playlist="651125" suggest=""]

I w końcu nadszedł. Ale na ten sukces trzeba było poczekać całkiem długo, bo kilkanaście lat. W 1996 roku ukazał się "Resident Evil" - ten sam, który w styczniu tego roku zadebiutował w odświeżonej wersji. Produkcja wideo Capcomu, za którą stał Shinji Mikami, okazała się bezsprzecznym hitem i spopularyzowała wizerunek zombie, który przez lata widoczny był w grach wideo, ale nigdy wcześniej nie odniósł takiego sukcesu. Capcom zwietrzył zarobek, więc kolejne części serii pojawiały się jak grzyby po deszczu, z czasem coraz bardziej mijając się z tematem, który zapoczątkował markę. Samo zombie przestawało być stworzeniem, z którym kojarzymy je we współczesnym znaczeniu tego słowa, a stawało się opętanymi dziwnymi mocami przedstawicielami ludzkiej rasy. Czy można jeszcze nazwać je zombie? Polemizowałbym. Zombie Mikamiego to bezwzględne istoty, które pożądają tylko jednego: kolejnej ofiary. Sukces "Resident Evil" leżał nie tylko w samych zombie, bo te znacząco się nie zmieniły, ale w strachu wywoływanym u odbiorcy. Ponadto nieumarłe kreatury, które zaprezentowano w grze, to już nie tylko ludzkie ciała - to także zwierzęta. Zombie Capcomu to stworzenia mało inteligentne i niebezpieczne tylko w grupie, łatwo je ominąć, a zabić można tylko strzałem w głowę. Pomiędzy kolejnymi grami z cyklu "Resident Evil" ukazywały się inne produkcje mniej lub bardziej nawiązujące do tematu lub arkadowo podchodzące do rozgrywki. Ukazujące się po dziś dzień strzelanki typu "The House of the Dead" są tego doskonałym przykładem.

[video-browser playlist="651127" suggest=""]

Przez lata oddzielające premiery kolejny odsłon "Resident Evil" nie pojawiła się żadna ambitna produkcja, która skupiała całą swoją uwagę na zombie. Temat się wyczerpał? Nic bardziej mylnego. Nowa wizja nieumarłych przybyła wraz z grą "Left 4 Dead", która zadebiutowała w 2008 roku. "Left 4 Dead" to pierwsza produkcja, w której bohaterowie wspólnie musieli stawiać czoła hordom liczącym setki zombie napierających na graczy. Projekt studia Turtle Rock nastawiony był na ścisłą współpracę graczy, bez której przeżycie graniczyło z cudem. Można powiedzieć, że produkcja ta stworzyła podwaliny pod późniejsze tytuły, które nastawiały się na rozgrywkę w grupie, gdyż tylko w społeczności można czuć się bezpiecznie, kiedy na świecie grasuje zło, w dodatku martwe zło. Również w tym samym roku gracze otrzymali kolejną grę z zombie, której nikt się nie spodziewał. Niewielu przypuszczało, że ulokowanie w "Call of Duty: World at War" trybu zombie odniesie sukces. Teraz każda kolejna odsłona tego cyklu nawiązuje w jakiś sposób do wybijania hordy nacierających zgniłków. Model rozgrywki w trybie "Zombie", który znalazł się w "Call of Duty: World at War", znacząco nie różnił się od tego, co gracze mogli doświadczyć w "Left 4 Dead", zaś same nadgryzione czasem i rozkładające się ludzkie szczątki zachowywały się tak, jak nakazuje ich mentalność.

[video-browser playlist="651129" suggest=""]

W obu produkcjach zombie ukazane zostało jako stwory obdarzone względną inteligencją. Fakt, nadal kierowały się pierwotnym instynktem, który nakazywał im poszukiwanie pożywienia, ale teraz przeszkody w postaci zablokowanych drzwi czy desek w oknach nie stanowiły dla nich większego problemu. Z czasem kreatury te miały stać się jeszcze bardziej przebiegłe. Nadal jednak większość gier podejmujących temat zombie to zwykłe shootery. Z tytułami, które oferowały głębszą analizę bohatera i tematu, było dość krucho.

[video-browser playlist="651123" suggest=""]

Ciekawe spojrzenie na żywe trupy zaprezentował Rockstar. Zombie na dzikim zachodzie? Pewnie, że tak! W "Red Dead Redemtion", a konkretnie w dodatku zatytułowanym "Undead Nightmare", studio podjęło się tej tematyki. W przeszłości nie mieliśmy do czynienia z infekcją zombie na dzikim zachodzie. Pomysł się udał. John Marston, główny bohater samodzielnego rozszerzenia, przemierzał amerykańskie stepy, próbując znaleźć lekarstwo na zarazę, która trawiła jego świat. Może i Rockstar nie próbował nic na siłę zmienić w wizerunku zombie, ale trzeba przyznać, że nieumarli w tamtych czasach prezentowali się znakomicie. Techland przed "Dying Light" również podejmował się tematyki zombie. Polscy twórcy mają na swoim koncie dwie produkcje, które stawiają na otwartość świata i kooperację kilku graczy. Zombie, otwarty świat i co-op w połączeniu ze sporą dawką brutalności stały się elementami, które muszą zawierać gry chcące się mierzyć z najlepszymi w tych klimatach. Chociaż polska produkcja "Dead Island" była naszpikowana błędami, odniosła ogromny sukces marketingowy oraz kasowy. Spowodował on, że w 2011 roku pojawił się sequel pod tytułem "Dead Island: Riptide". Te same schematy i znów znakomity rezultat. Kolejna produkcja z tego cyklu została już zapowiedziana. "Dead Island 2", bo taki tytuł nosi gra, tworzy już inny deweloper, ale pewnie i tak gra znów odniesie sukces. Jeśli będzie się opierała na schematach wytyczonych przez Techland, to nie ma czego się obawiać.

[video-browser playlist="651133" suggest=""]

Na przestrzeni lat wiele tytułów bezpośrednio nawiązujących do tematu zombie skupiało się na relacjach międzyludzkich - czy to w interakcji z żywymi graczami, czy poprzez sztuczną inteligencję. Prym w tej kategorii wiodą "The Walking Dead" od Telltale Games, "State of Decay" oraz "DayZ". Pierwsze dwie koncentrują się na rozgrywce w pojedynkę; ich fabuła skupia się w mniejszym stopniu na nieumarłych, a w większym na rozterkach życiowych bohaterów. "DayZ" to zupełnie inny poziom doznań. Tutaj interakcja z otoczeniem jest najważniejsza. Wróg czy przyjaciel? - zastanawia się każdy z graczy, który w pojedynkę przemierza świat gry. Nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi, zwłaszcza że tą drugą postacią jest inny gracz, siedzący przed komputerem nawet po drugiej stronie globu. "DayZ" uznawane jest za najbardziej wiarygodną symulację życia w świecie opanowanym przez zombie. Zaskakujące jest to, że nikt nigdy tego nie doświadczył, ale każdy właśnie w ten sposób taki świat sobie wyobraża. Techlandem rozpoczęliśmy i Techlandem skończymy. "Dying Light" to najnowsza polska produkcja, która również wytycza nowe standardy dla gatunku. Zombie za dnia to pokraczne stwory, w większości powolne i niebezpieczne przeważnie w grupie; w nocy przeistaczają się w prawdziwe maszyny do zabijania - jeszcze bardziej agresywne, jeszcze bardziej krwiożercze i jeszcze bardziej śmiercionośne stworzenia. Gdyby nie to, że fabuła zmusza gracza również do nocnych eskapad, to lepiej byłoby siedzieć w ukryciu i czekać na nastanie dnia. Ponadto "Dying Light" oferuje graczom możliwość wcielenia się w nocnego łowcę – potężnego zombie, który porusza się tylko w nocy i atakuje graczy w celu pozbawienia ich życia. Jest to kolejny krok w ewolucji zombie - kolejny poczyniony przez Techland.

[video-browser playlist="651135" suggest=""]

Czy temat zombie kiedyś się wyczerpie? Te ponad 30 lat od wydania pierwszej produkcji traktującej o nieumarłych sugeruje, że raczej nie. Przez te dziesiątki lat wiele się zmieniło. Zombie nie jest już takie jak kiedyś, świat gier nie jest już taki jak dawniej. Jedynym ograniczeniem i czynnikiem, który będzie definiował kategorię żywych trupów, jest inwencja twórcza autorów gier. Techland i inni pokazują, że się da, więc o przyszłość nieumarłych w grach wideo możemy być spokojni. Zombie jeszcze przez wiele lat będzie nas nawiedzało w tym medium.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj