101 Dalmatians

Jedna z pierwszych prób Disneya w tworzeniu aktorskiej wersji popularnej animacji. Wyszło zaledwie nieźle, aczkolwiek bez sukcesu artystycznego. Nie da się ukryć, że Glenn Close dobrze pokazała przerysowaną Cruellę, a sama historia potrafiła wciągnąć widza w każdym wieku. Wydaje się, że była w pewnym sensie bardziej atrakcyjna dla współczesnego widza. Brak jednak w tym uroku oryginału.

The Last Airbender

M. Night Shyamalan to reżyser doskonale znany z filmu Szósty zmysł. To była jego pierwsza próba stworzenia wysokobudżetowej, efekciarskiej superprodukcji i trzeba przyznać, że wyszło bardzo źle. Oparto się na kultowym serialu animowanym Awatar: Legenda Aanga, który był utrzymany w stylu anime i prezentował ciekawy świat fantasy. Scenariusz produkcji odarł to z jakiegokolwiek klimatu, dialogi brzmiały koszmarnie, a postacie trudno było znieść na ekranie. Zmarnowanie wyjątkowego potencjału, który został pogrążony przez marną realizację. Może kiedyś ktoś pokusi się o drugie podejście?

Alice in Wonderland

To właśnie ten film rozpoczął obecną popularność na filmy na podstawie animacji. Jego ogromny sukces był wielkim zaskoczeniem dla samego studia, bo nic nie wskazywało, że produkcja przyjmie się aż tak bardzo. Częściowo Tim Burton opierał się na książkach Lewisa Carolla oraz na filmie animowanym Disneya. I wyszło kino familijne pełne efektów specjalnych, szarżującego aktorsko Johnny'ego Deppa i przygody, jakiej widzowie oczekiwali.

Maleficent

Disney poszedł za ciosem i tak oto dostaliśmy historię o Śpiącej Królewnie opowiedzianej z perspektywy złej czarownicy. Przede wszystkim Angelina Jolie poradziła sobie wyśmienicie w tytułowej roli i to ona jest najjaśniejszym punktem obrazu. Nie brak też klimatu, emocji oraz wizualnego kunsztu. Czasem fabularnie całość zgrzyta, ale pomimo tego – nadal jest dużo frajdy.

Cinderella

Podjęto też próbę aktorskiej adaptacji przygód Kopciuszka (Lily James). Za kamerą stanął Kenneth Branagh, który w dużej mierze odtworzył znaną nam z animacji historię, podejmując się delikatnych zmian tu i ówdzie. Niektórzy uważają to za wadę tego filmu, że jest zbyt dosłownym remakiem animacji. Jednak ta grupa jest w mniejszości. Większość widzów i krytyków dała się oczarować.

The Jungle Book

Ten tytuł Disneya jest dość ciekawy, bo Jon Favreau w całości go kręcił w studiu na tle green screenu. Jedynym aktorskim elementem przez większość opowieści jest główny bohater, Mowgli. Pomimo tego zaliczamy to do aktorskich wersji. I wyszło dobrze – kolejny hit Disneya zbierający bardzo dobre recenzje. Jon Favreau z jednej strony oddał hołd animacji, czerpiąc z niej kilka fajnych elementów, z drugiej rozwinął niektóre motywy, dając coś pełniejszego, ale z tym samym urokiem.

Pete's Dragon

Jak już wspomniałem, w tym trendzie króluje Disney. Oto kolejny aktorski film familijny oparty na animacji – tym razem z lat 70. Dostajemy dobre kino familijne mocno osadzone w ramach gatunku. Realizacyjnie dopracowane (smok wygląda pięknie), z dobrze rozrysowanymi postaciami, morałem i emocjami, jakie oczekujemy po tego typu kinie. Jeden z moich ulubionych familijnych produkcji z ostatnich lat. To tylko wybrane przykłady, które pokazują, jak ten trend się zmieniał. Prób było wiele, ale dopiero w ostatnich latach jest oczekiwany sukces, który stworzył modę na tego typu filmy. W końcu Disney planuje ogrom kolejnych tytułów. I nie mówię tutaj tylko o nadchodzącej Beauty and the Beast, ale także o Mulan, Cruelli, Czarownicy 2, Pinokio, Dumbo, Piotrusiu Panie czy Aladynie. Trudno powiedzieć, czemu ludzie tak bardzo lubią te filmy. Może to nostalgia? Może to po prostu magia Disneya działająca w pełni? Przeczytajcie o tym niedługo w tekście analizującym ten trend, który tworzy dla Was Karolina Szendera.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj