W końcu jestem w tej samej sytuacji co wszyscy fani i Star Wars: The Force Awakens obejrzałam po raz pierwszy, tak jak i Wy wszyscy. Żeby jednak ładnie zakończyć cykl, który ostatnio śledziliście, poniżej można przeczytać moje wrażenie po pierwszym seansie siódmego epizodu. Wybieram się do kina kolejny raz, a być może nawet i jeszcze dwa razy, więc może poukłada mi się wszystko jeszcze, ale na razie wrażenia są spontaniczne i na gorąco. Zapraszam do czytania i dziękuję wszystkim, którzy dotychczas bardzo pozytywnie wypowiadali się na temat tego, co pisałam. Wcześniejsze artykuły z cyklu Gwiezdne wojny po raz pierwszy znajdziecie tutaj.  

UWAGA! TEKST PEŁEN JEST SPOILERÓW!

No url

1. ODDAJCIE HANA SOLO!

Jestem w żałobie. Naprawdę. Potężnej, rozpaczliwej żałobie po śmierci jednej z najbardziej ukochanych postaci filmowych, nieodżałowanego Hana Solo. Na seansie Przebudzenia Mocy polały się łzy, a już po nadal było mi przeraźliwie smutno. Zżyłam się z Hanem Solo. Uwielbiam go. Ta postać była prowadzona i zagrana po mistrzowsku. Bez wad. Duet, który Solo tworzył z Chewbaccą, to jeden z najlepszych duetów filmowych we Wszechświecie. Gdy pojawili się na ekranie w Przebudzeniu Mocy po raz pierwszy, to aż cichutko pisnęłam i miałam uśmiech na twarzy przez cały czas, gdy ich oglądałam. Ford zestarzał się przepięknie, jego Han nadal jest tą postacią, która zachwyciła mnie w Nowej nadziei. Ponieważ należę do tej grupy fanów, którzy polubili Kylo Rena, to śmierć Solo była dla mnie przepiękną sceną, emocjonalną, wzruszającą, ale idealną. Zabity przez własnego syna, ponieważ ojcowska miłość wygrała w nim ze zdrowym rozsądkiem i wrodzoną ostrożnością. Jeśli kiedyś, po latach, gdy będę miała na koncie tysiące obejrzanych filmów i zrobię listę niezapomnianych śmierci bohaterów filmowych, to z pewnością śmierć Hana Solo zajmie na niej pierwsze miejsce. Razem ze śmiercią Syriusza z uniwersum Harry'ego Pottera. Jestem niepocieszona, a pisząc te słowa, mam łzy w oczach.

2. Kylo Ren i Adam Driver

Po tym, co przeczytałam o nowych Gwiezdnych wojnach, wydaje się, że jestem w mniejszości, ponieważ ja naprawdę jestem fanką tej postaci. Podoba mi się jej rozdarcie wewnętrzne, które widać w chaotycznej grze aktorskiej Adama Drivera. Podoba mi się nieporadność Kylo Rena, jego słabość i chora ambicja, by dążyć do doskonałości. Jego zafascynowanie Darthem Vaderem jest świetne, a scena, w której patrzy on na jego spaloną maskę i mówi do niej, to jedna z moich ulubionych scen w całym filmie. Kylo Ren jest postacią zagubioną, mocno zaburzoną, z jednej strony naiwną, z drugiej opętaną pragnieniem siły i władzy. Pragnieniem podziwu. Widać w nim silny kompleks ojcowski - coś, czego nie miał nigdy Luke, ponieważ gdy dowiedział się prawdy o ojcu, był już ukształtowanym człowiekiem. Był kim był i ta prawda nie mogła go przeprogramować. W przypadku Kylo Rena jest inaczej. Ta postać ma niesamowity potencjał i już nie mogę się doczekać, jak zostanie dalej prowadzona, jakie rysy na jej psychice zostawi fakt, że zabiła własnego ojca. Ekscytujące. Widzę też, ze najpoważniejszym zarzutem co do niego jest to, że niewyszkolona Rey pokonała go z łatwością. Muszę powiedzieć, że właśnie to jest w tej postaci najlepsze. Ta niejednoznaczność. Niby pełen siły, a słaby; niby potężny, a jednak tylko dzieciak. Kylo Ren nie jest tak silny jak Vader, film go wcale takim nie pokazuje. On CHCE mieć tyle mocy, ale nie ma. Rey ma jej od niego pewnie z pięć razy więcej i na pewno się dowiemy, jak to możliwe.

3. Powtórka z Nowej nadziei

Najpoważniejszy i najczęstszy zarzut stawiany Przebudzeniu Mocy. I ja się muszę z nim zgodzić. Przez cały film miałam wrażenie, że oglądam podrasowaną Nową nadzieję 2.0. Rozumiem czerpanie ze schematów - na tym opiera się w dużej mierze kino rozrywkowe, ale tutaj mieliśmy coś więcej. Tutaj było powtórzenie schematu jak 1:1. To już trochę przesada. Jest Rey jako nowy Luke; jest nowa, bardziej wypasiona Gwiazda Śmierci; jest garstka Rebeliantów buntująca się przeciwko władzy; jest potężny hologram i jest kolejny dramat na linii ojciec - syn, tylko tym razem to syn jest tym złym. Nie zrozumcie mnie źle - to jest powtórka, ale za to w jakim stylu! I ten styl doceniam. Doceniam to, że mimo ogromnej wtórności motywów ten film nadal oglądało się tak dobrze. Może jest tak, że fani potrzebowali takiego nowego, bezpiecznego wstępu, by zaufać nowym Gwiezdnym wojnom. By poczuć się dobrze, wiedzieć, że nikt im nie zepsuje najważniejszych dla nich filmów. Disney oraz J.J. Abrams im to zapewnili i uważam, że powinno się im to wybaczyć, jeśli tylko kolejne części będą już dużo mniej bezpieczne, czymś zaskoczą i pójdą w jakimś interesującym kierunku. Jeśli nie... Cóż, będziemy wtedy rozmawiać inaczej.

4. Nowi bohaterowie

Mimo oczywistego sentymentu, który wzbudził we mnie powrót Hana Solo, Chewbacki, Lei, Luke'a czy robotów, to jednak siłą Przebudzenia Mocy są nowe twarze uniwersum. I bardzo dobrze! Przede wszystkim jest więc Rey, odegrana przez Daisy Ridley. Młodziutka, nieograna aktorka poradziła sobie doskonale. Rey jest świetnie napisana, doskonale prowadzona, równoważy w sobie wiele cech i jest naprawdę charyzmatyczną, silną, niezależną, a przy tym bardzo kobiecą bohaterką. Taką, jakiej Gwiezdnym wojnom właśnie brakowało. To też feministyczny akcent w filmie - w końcu pozwolono wymiatać dziewczynie. Mniej entuzjazmu wzbudził we mnie Finn, ale trzeba przyznać, że ma z Rey doskonałą chemię. Poe to z kolei nowy łobuz serii, będzie świetnym zastępstwem dla Hana z tym swoim urokiem i gotowością do psikusów. No i oczywiście BB-8! Absolutny zwycięzca filmu, najbardziej urocze stworzenie w całej Galaktyce. Razem z R2-D2 i C-3PO stworzą niesamowite trio.

5. Ciemna strona Mocy

Najciemniejsza strona filmu - zwyczajnie nieciekawa. Smutne to trochę, bo wróg powinien jednak wzbudzać emocje, niepokój, powinien mieć charyzmę. Tutaj tego zabrakło, ale mam nadzieję, że w następnej części zostanie to naprawione. Rozczarowujący jest Snoke. Wiem, że to na razie tylko hologram, ale mimo tego powinien być jakiś, tak jak było to swego czasu z Imperatorem. Snoke jest nudny, a już na pewno nie czuje się z jego strony zagrożenia. Całkowitą porażką jest za to generał Hux, który przypomina dzieciaka z ADHD - biega bez celu i krzyczy na wszystkich tym swoim piszczącym głosikiem. Rozczarowanie. Phasmy prawie nie pokazano, a szkoda. Wyróżnia się jedynie Kylo Ren, ale o tym już tu pisałam. Nie jestem też przekonana co do tego ukazywania ciemnej strony jako szalonych wyznawców równie szalonej ideologii, która kojarzy się od razu z nazizmem. Wydaje mi się to być pójściem na łatwiznę. Mało też wiemy o historii Nowego Porządku, jak to się wszystko zrodziło, ale jestem w stanie poczekać na wyjaśnienie, które - mam nadzieję - dostaniemy.

6. Przeżycie kulturowe

Wyjątkowości Gwiezdnych wojen chyba nie trzeba nikomu udowadniać. Ja czekałam na Przebudzenie Mocy dziesięć miesięcy, więc co ja tam wiem. Są osoby, które czekały 30 lat na dobry film w tym uniwersum, bo niektórzy prequeli nie chcą pamiętać. Byłam na premierze o północy i to było świetne przeżycie. Ludzie w kostiumach, podekscytowani, wzruszeni. Kiedy na początku filmu pojawiły się napis "A long time ago in a galaxy far far away...", a potem zabrzmiała charakterystyczna muzyka, ludzie reagowali głośnymi pomrukiwaniami. Gdy na ekranie pojawiały się znane twarze, było tak samo. Po seansie zaś w sali kinowej rozległy się oklaski i to był pierwszy raz (poza festiwalami), kiedy byłam czegoś takiego świadkiem. To zaszczyt być częścią takiego wydarzenia międzypokoleniowego. Nie sądzę, żeby za mojego życia zdarzyło się coś porównywalnego, chyba że do kin powróci Harry Potter z częścią oryginalnej obsady. Było pięknie. Moja ocena Przebudzenia Mocy to 8/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj