Jednodniowa impreza była zorganizowana jako część specjalnego programu kulturalnego miasta w związku z tytułem Europejskiej Stolicy Kultury 2011, który to Turku dzieli w tym roku z estońskim Tallinem. Seans rozpoczęto pokazem zwycięskich produkcji z plebiscytu Live Grand Prix, nagradzającego najbardziej pomysłowych twórców z całego świata. Artyści stanęli walczyli ze sobą w ośmiu kategoriach (m.in. dowolna, cyfrowe miasto, media uczestniczące, kultura 2.0), a jury pod uwagę brało innowacyjność, jakość, oryginalność i estetykę produkcji. Nadesłane projekty mogły być wszystkim - filmami, animacjami, klipami muzycznymi, czy programami komputerowymi. Porównywanie produkcji z pewnością nie było łatwe, ale ostatecznie wydaje się, że jury podjęło słuszne decyzje. Każdy ze zaprezentowanych projektów robił na widzach wrażenie, projekcje najczęściej kończyły się oklaskami i nie pozostawiały uczestników festiwalu obojętnymi.

[image-browser playlist="606201" suggest=""]©2011 Turku 2011 Foundation

Najciekawiej prezentowała się kategoria dowolna. Jury przyznało w niej dwa równorzędne pierwsze miejsca. "Westcoast", kolaż Ulu Braun, wydający się na pierwszy rzut oka amatorskim połączeniem kilku obrazów, zadaje pytania o interpretacje rzeczywistości, o to, jak każdy z nas widzi otaczający go świat, co jest w nim najważniejsze. Nie brakowało także projektów wykonanych z hollywoodzkim przepychem i precyzją - "Synchronisation" autorstwa Rimas Sakalauskas zaskakuje doskonałymi efektami specjalnymi i przedstawieniem miasta, niemal w całości wygenerowanymi komputerowo. Podium zamknął zaś pełnometrażowy film dokumentalny "RiP!: A Remix Manifesto" wyreżyserowany przez Bretta Gaylora.

Pomysł kanadyjski twórcy przypomina pod pewnymi względami filmy Morgana Spurlocka, autora "Super Size Me" i ostatniego "The Greatest Movie Ever Sold". Podobnie jak Amerykanin, Gaylor zabiera się za tworzenie filmu z sposób szalenie nietypowy. Po nakręceniu dokumentu umieścił go w sieci na zasadach open source i zachęcił ludzi do remiksowania go, przemontowywania scen oraz dodania innych, własnych pomysłów. To była jednak dopiero pierwsza faza projektu. W drugim etapie prac - zwanym "RiP!: A Remix Manifesto 2.0" - Gaylor użył fragmentów nadesłanych przez internautów całego świata. Niektóre części filmu zmieniły się nie do poznania - bawiono się zarówno dźwiękiem, jak i obrazem. Pokuszono się także o wykonanie komputerowej animacji, odpowiadającej dokładnie temu, co działo się w oryginale. Nowa, ulepszona odsłona filmu zadebiutowała w roku 2010, dwa lata po wersji wcześniejszej.

[image-browser playlist="606202" suggest=""]

Brett Gaylor zdecydował się na taki krok, by dobitniej podkreślić temat obrazu - kulturę remiksu. Dokument porusza wieloaspektową kwestię praw autorskich, ich łamania, przestrzegania i… naginania. To właśnie fenomen zjawiska remiksu wpływa na zmianę koncepcji pojmowania prawa autorskiego i sposobu uczestnictwa w kulturze. Gaylor zadaje pytania o granice dozwolonego użycia, pokazuje jak można je przesuwać i manipulować dorobkiem innych artystów. Co prawda nie robi tego w sposób przesadnie obiektywny i jego obraz należy potraktować jako jeden z wielu głosów w dyskusji, ale własność intelektualna i możliwość korzystania z dorobku innych wciąż pozostaje na czele popularnych debat publicznych.

Gdy festiwalowa sala kinowa wypełniła się po brzegi rozpoczęła się najważniejsza, "starwarsowa" część dnia. Przed samym pokazem "Star Wars: Uncut" na scenie pojawili się profesor Alf Rehn, specjalizujący się w szerokopojętej kreatywności oraz Jarmo Puskala, jeden ze scenarzystów "Star Wrecka", serii słynnych fińskich parodii klasyków sci-fi - "Star Treka" i Babylon 5. Puskala przedstawił kulisy bazowania na materiale chronionym prawami autorskimi oraz opowiedział historię powstawania obrazu i ostatecznego jej wydania na DVD. "Przeszliśmy od pozwów sądowych do wybierania dystrybutora, który zapewni nam dojście na półki sklepowe" - mówił twórca projektu. "Paramount oferował nam wydanie "Star Wreck: In the Pirkinning" jako dodatek specjalny do jednego z wydań "Star Treka". Universal zaproponował więcej - chciał wydać nasz film jako odrębną pozycję." Dochód - choć niewielki, jak przyznał Puskala - pozwolił Energia Productions na rozpoczęcie prac nad nowym, tym razem zupełnie niezależnym obrazem zatytułowanym "Iron Sky". W Turku nie pojawił się niestety ostatecznie Casey Pugh, który początkowo również miał być jednym z gości fińskiego festiwalu.

[image-browser playlist="606203" suggest=""]

Za "Star Wars: Uncut" amerykański artysta został nagrodzony w roku 2010 statuetką Emmy, przed kilkoma tygodniami zajął także 1. miejsce w Live Grand Prix w kategorii Media uczestniczące. Pugh postanowił na nowo nakręcić "Nową Nadzieję", a jego pomysł oparł się na crowdsourcingu. Choć był reżyserem obrazu, to nie nakręcił do niego żadnej sceny - wszystko oparte zostało materiałach stworzonych przez fanów Gwiezdnej Sagi z całego świata.

Pugh pociął oryginalny film George'a Lucasa na 15-sekundowe części, które miały stanowić podstawę produkcji. Każdy fragment, ujęcie po ujęciu, został odtworzony przez fanów. Jako że ostatecznie film liczył sobie 473 takie części, znalazły się w nim wszelkie techniki i gatunki znane kinematografii - są tu m.in. sceny aktorskie, animacje poklatkowe, czy ruchome komiksy. Ten jakże niecodzienny kolaż składał się z elementów mniej lub bardziej profesjonalnych, nie brakowało tutaj świetnie przygotowanych planów z replikami rekwizytów i strojów znanych z oryginału, a także nienagannie wykonanych animacji, które z powodzeniem mogłyby konkurować z produkowanymi obecnie przez Cartoon Network Wojnami klonów. Choć ważne było odtworzenie każdego ujęcia, często pozwalano sobie na dodanie odrobiny humoru, reinterpretację sceny. Kto by pomyślał, że mężczyzna wracający do domu po pracy jest znakomitą metaforą Wookiego i Hana Solo lądujących Sokołem Millenium po zniszczeniu Gwiazdy Śmierci? W efekcie możliwości dokonywania zmian w "Star Wars: Uncut" poza siłami Republiki i Imperium pojawiło się sporo postaci, czy motywów z popkultury nieznanych z oryginału - w kilku scenach przewinęli się Homer i barman Moe z Simpsonów, w innych zaś usłyszeliśmy znajomy motyw muzyczny z serialu "Ironside" z lat 70. By czerpać z produkcji Pugha maksimum przyjemności trzeba było też bardzo dobrze znać "Nową nadzieję" - często to detale decydowały o zabawności całej sceny.

[image-browser playlist="606204" suggest=""]

Trudno mi sobie wyobrazić jednak oglądanie projektu Caseya Pugha ponownie. Mogę wrócić pamięcią do najlepszych scen i przypomnieć je sobie na vimeo (gdzie cały film jest udostępniony), ale spędzenie kolejnych dwóch godzin ze "Star Wars: Uncut" nie należałoby do szczególnych przyjemności. Produkcja najlepiej sprawdza się w warunkach festiwalowych, gdzie towarzyszą nam dziesiątki innych widzów, żywo reagujących co 15 sekund na każdą scenę. W warunkach domowych nawet najbardziej zagorzali fani sagi sprawdzaliby co jakiś czas zegarek i pogodę obecnie panującą na Tatooine.

Wbrew nazwie mini festiwalu głównym tematem wcale nie były "Gwiezdne wojny", lecz zagadnienie wykorzystywania czyjegoś dzieła - remiks, czy właściwie kultura remiksu. Opowieść o młodym Skywalkerze stanowiła pretekst do przyciągnięcia widza i zadania mu pytań istotnych nie w świecie sci-fi, ale naszym, rzeczywistym. Co możemy wykorzystać, na jakich zasadach to możemy robić? Jednocześnie zaznaczono też kwestię celu tej inicjatywy - czy jest to opłacalne, czy praca odtwórcza ma sens?

Choć na złote bikini księżniczki Lei w Finlandii nie można było liczyć w sobotnie popołudnie łatwiej było znaleźć kogoś z mieczem świetlnym w kieszeni niż z zapalniczką. Żegnano się zaś klasycznym "Olkoon Voima kanssasi", czyli "niech moc będzie z tobą" w języku skandynawskich Jedi.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj