Czy w popkulturze wszystko można powtórzyć? Doświadczenie pokazuje, że większość wszelakich remake'ów nie tylko nie ma sensu, ale jest inwestycją przynoszącą wstyd i straty. Większość producentów w Hollywood wie, że niektórych rzeczy nie wolno ruszać, bo zrobienie na nowo czegoś, co jest genialne, wciąż świeże, doceniane i ponadczasowe, to po prostu niepotrzebna decyzja. Raz na jakiś czas brano się za udane tytuły, a remaki wychodziły fatalnie. Trzeba jednak podkreślić, że niekwestionowane klasyki były niezwykle rzadko odtwarzane. Mało kto wpadnie na pomysł stworzenia od nowa takich Gwiezdnych Wojen, Obywatela Kane'a czy Władcy Pierścieni. To trochę jak świętokradztwo. I ryzyko w kosmicznej skali! Po prostu niewielu twórców w Hollywood jest tak głupich, by ruszać filmy uznawane za klasyki, bo doświadczenie pokazuje, że każda taka próba kończy się sromotną porażką. Weźmy za przykład dwie nowe wersje filmów Siedmiu wspaniałych oraz Ben Hura – oba z 2016 roku. To były porażki artystyczne i komercyjne. Harry Potter idzie w tym samym kierunku, ale sytuacja jest o wiele gorsza. Najczęściej, gdy ktoś chce zrobić nową wersję znanego tytułu, to oznacza, że od premiery oryginału minęły dekady. Dzięki temu technologia mogła się rozwinąć i dać możliwość na zrobienie tego inaczej, lepiej i ciekawiej. Weźmy za przykład próbę rozwinięcia uniwersum Planety małp, która doczekała się trzech genialnych dzieł. Nie są to formalnie remaki, ale warto zaznaczyć, że nowa interpretacja i spojrzenie pozwoliły zrealizować filmy niespotykanym poziomie. A co z Harrym Potterem? Nie sądzę, by decyzja o ponownej adaptacji książek była racjonalna. Ostatni film pojawił się w 2011 roku, więc w pamięci odbiorców wciąż pozostaje świeży. Można powiedzieć wprost: są to na tyle nowe filmy, że nie ma potrzeby odtwarzania ich w formie serialu. Wspomnienia się nie zatarły, a skojarzenia z postaciami są zbyt mocne. Do tego działa tu nostalgia – nie tylko wśród wielkich fanów marki, ale też zwykłych widzów, którzy po prostu lubią te produkcje. Decyzja o zrobieniu na nowo czegoś, co jest tak dobre i ważne dla wielu osób wydaje się problematyczna. Fenomen Harry'ego Pottera i jego oddziaływanie na świadomość odbiorców to coś o bezprecedensowym znaczeniu. Całe pokolenie dorastało z tymi filmami i tymi bohaterami, więc mówimy tutaj o milionach ludzi, którzy nie przyjmą z entuzjazmem nowej wersji. Po prostu za dużo osób ma emocjonalny związek z tymi kinowymi bohaterami. Zastanawiam się więc, jak ktoś zdołał przekonać szefów korporacji Warner Bros. Discovery, że to dobra decyzja.
materiały prasowe
Padają argumenty, że serial będzie adaptacją książek wierniejszą niż filmy. Jasne, jest na to szansa, bo dłuższa forma pozwala na więcej niż dwugodzinny film. Uważam jednak, że to pomysł nietrafiony, bo przekona do siebie jedynie WIELKICH fanów książek, którzy czuli, że czegoś brakowało w kinowych produkcjach. Inni – nawet ci, którzy znają powieści – mają to raczej w głębokim poważaniu. Wiedzą bowiem, jakimi prawami rządzi się adaptacja i to, że nie da się wszystkiego zmieścić w jednej produkcji. Wiadomo, że historia działa inaczej na kartach książki, a inaczej na ekranie, więc trzeba podejmować decyzje o tym, co ważne, a co nie, bo inaczej to nie zadziała. Wierniejsza adaptacja jest więc ryzykowna, bo być może otrzymamy rozwleczony sezon z elementami niepotrzebnymi, nużącymi i zwyczajnie nietrafionymi. Jak można ocenić tę decyzję? Jako fan popkultury, który nigdy nie czytał i raczej nie sięgnie po książki J.K. Rowling, uważam, że to karygodny skok na kasę. Może i z perspektywy Davida Zaslava, szefa WBD, to jest w porządku, ale ostatnie miesiące pokazują, że mylił się w wielu kwestiach dotyczących osób kreatywnych i tworzenia treści. Wywalenie do kosza Batgirl i wielu innych projektów, a także usuwanie pozycji z platformy HBO Max, by obciąć koszty, może sugerować, że decyzja o Harrym Potterze nie została przemyślana przez kogoś, kto ma serce i rozum, a przez kogoś, kto widzi jedynie potencjalne cyferki w Excelu. Oni naprawdę sądzą, że mogą na tym zarobić. A patrząc na to, jak filmy wpłynęły na popkulturę, nie ma tutaj ani jednego logicznego przesłania, że mają na to szansę. Nie chodzi mi już nawet o potencjalne bojkoty i szambo w sieci, które wyleje przy każdym kolejnym newsie związanym z procesem kreatywnym. Chodzi bardziej o to, że wizualny styl produkcji stał się tak charakterystyczny, że gdy dostaniemy coś innego, to nie będzie już Harry Potter. W zbiorowej świadomości widzów to wyłącznie filmy będą kojarzone z tym światem. Nawet gdy tworzono serial Władca pierścieni: Pierścienie Władzy, starano się zachować spójność z tym, co było w filmach. Każdy wie, że obraz Śródziemia jest wizualnie kojarzony w taki, a nie inny sposób. I tak samo jest z Harrym Potterem. Tym samym wszystko, co wymyślą w serialu, będzie oceniane negatywnie. I pieniędzy nie będzie.
Wierniejsza adaptacja jest więc ryzykowna, bo być może otrzymamy rozwleczony sezon z elementami niepotrzebnymi, nużącymi i zwyczajnie nietrafionymi.
Jednym ze źródeł zarobku będą gadżety, zabawki i inne produkty, bo to standard we współczesnej popkulturze. Jak jednak mają zarabiać, skoro nie będą akceptowane? Tu musiałby się zdarzyć jakiś cud, który dokonałby niemożliwego. Nawet jeśli serial będzie miał na celu przyciągnięcie młodszej grupy docelowej (w końcu bohaterowie są na początku dziećmi), to i tak nie ma szans na dobrą sprzedaż, bo rodzice nieakceptujący zmian postaci nie wydadzą na to pieniędzy. A produkty związane z filmami nie znikną ze sklepów, co wprowadzi konsumentów w konsternację. Ci świadomi i znający filmy (nie mówiąc o fanach wiedzących więcej) szybko zagłosują portfelami. Trudno dostrzec nawet iluzoryczne szanse na to, by serial mógł konkurować z ogromną popularnością filmów przynoszących krocie na sprzedaży gadżetów i zabawek.
fot. materiały prasowe
Najgorszy z całej tej absurdalnej decyzji jest pierwszy krok promocyjny. Skoro decydują się na nową adaptację (czy tam remake), to powinni odciąć się całkowicie od ikonografii z filmów i przynajmniej podjąć próbę stworzenia czegoś nowego – czegoś, co ma szansę stanąć na własnych nogach. W innym wypadku, jaki to ma sens? A co dostajemy? Teaser, w którym logo jest identyczne jak to z filmów. Widzimy też znajomy Hogwart, a w tle leci muzyka Johna Williamsa. To jest jedna z najbardziej niepoważnych rzeczy, jakie mają miejsce w związku z tym projektem, bo wysyła widzom sprzeczne sygnały. Przecieki mówią, że to "wina" J.K. Rowling, która nie dała się wykupić korporacji Warner Bros. Discovery, a nowa adaptacja to jedyne, na co wyraziła zgodę. W jakimś stopniu więc zmusiła WBD do tego, by poszli tą drogą i mogli zarobić na jednej z najpopularniejszych franczyz w ich posiadaniu. Fani Harry'ego Pottera pokazali, że chcą nowych historii w tym świecie, a nie powtórki z rozrywki. Gigantyczny sukces gry Dziedzictwo Hogwartu z 2023 roku jest tego najlepszym dowodem. Tym samym też kolejnym argumentem przeciwko decyzji o nowej adaptacji książek. Nie zapominajmy też o innym absurdzie gigantycznych rozmiarów. Decyzja o stworzeniu serialu Harry Potter została ogłoszona bez konkretnej wizji na tę adaptację, bez scenarzysty, bez producentów, bez showrunnerów. Do tego dochodzi kwestia J.K. Rowling i jej poglądów, które sprawią, że część Hollywood nie będzie chciała mieć nic wspólnego z tym projektem. Inna część nie będzie ruszała z motyką na słońce z uwagi na argumenty podane w tym artykule. Czy ktoś im w ogóle zostanie? W końcu potrzebują kogoś kreatywnego. Kogoś, kto podejmie próbę adaptacji i zrobienia tego inaczej niż w filmach. Większość ludzi jednak będzie mieć świadomość, że to syzyfowa praca. A dodajmy jeszcze, że osoba ta będzie musiała wpisać się w plan korporacji na stworzenie siedmiu sezonów w ciągu 10 lat. Takich dziwacznych kroków nawet nie podjął się Amazon, bo jednak jego przedstawiciele po zakupie praw do Władcy Pierścieni spotykali się ze scenarzystami, by wysłuchać ich różnych wizji i pomysłów. Dopiero wówczas został ogłoszony projekt, który mieli rozplanowany na lata. Wyobrażacie sobie, by Amazon poinformował, że zrobią serial osadzony w Śródziemiu o tym i o tym, bo tak wymyślił Jeff Bezos, ale bez podania jakichkolwiek konkretów? Dostrzegacie niedorzeczność? Serial Harry Potter nie ma szansy na sukces. Nie możemy porównywać tej sytuacji do Pierścieni Władzy, bo tam opowiadano nową historię. Nie znalazłem ani jednego dobrego argumentu na to, by móc powiedzieć, że istnieje szansa na coś, co pobije lub przynajmniej dorówna filmom. A mówię to z perspektywy osoby, która jednak nie ocenia najwyżej ostatnich części w reżyserii Davida Yatesa, bo ten przeciętny wyrobnik marnował potencjał serii. Teoretycznie więc serial w rękach kogoś o wybitnych zdolnościach mógłby to bez problemu przebić. Jednak nadal nie pozwala mi to zaakceptować decyzji WBD. Ogłoszenie nowego Harry'ego Pottera stwarza niebezpieczny precedens – i to tuż po tym, jak ujawniono plany na aktorską Vaianę. Robienie od nowa czegoś, co nie zdążyło się zestarzeć, jest groźne z puntu widzenia fana popkultury, bo może doprowadzić do tego, że będzie powstawać mnóstwo innych niepotrzebnych remake’ów. Nie mam nic przeciwko remake'om starych, acz ciekawych projektów, bo jest w nich potencjał, ale decyzja Warner Bros. Discovery jest po prostu karygodna. Gdy dodamy do tego emocje, które wywołuje Harry Potter u milionów fanów, szybko dojdziemy do wniosku, że pierwszy sezon serialu będzie ostatnim, a toksyczna walka z korporacją sprawi, że zatęsknimy za awanturami z Pierścieni Władzy czy Gwiezdnych Wojen.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj