Grudzień 2022 był wspaniałym miesiącem dla fanów Warhammera 40,000. Najpierw miała miejsce premiera świetnej gry Warhammer 40,000: Darktide, a potem Henry Cavill ogłosił, że będzie pracować wraz z Amazonem nad produkcją dziejącą się w tym uniwersum. Czemu to aż tak dobra wiadomość? Cavill udowodnił, że jest doskonałym aktorem i wczuwa się w role, zwłaszcza te bliskie jego sercu. I tak już, w mojej opinii, bardzo słaby Wiedźmin od Netflixa byłby (i prawdopodobnie będzie) bez niego po prostu niczym. A Warhammer jest ogromną pasją aktora, co – biorąc pod uwagę jego istotną rolę przy tworzeniu nowego show – bardzo optymistycznie nastawia mnie do tego projektu. To zostawia jednak spore pole do dywagacji, o czym będzie ten serial i kogo Cavill w nim zagra. Zanim jednak do tego przejdziemy, wypada wyjaśnić, czym jest uniwersum Warhammera 40,000 lub – jeśli używać najpopularniejszych skrótów – WH40k bądź 40k. Całość zaczęła się w 1987 roku od gry bitewnej. Obecnie to 9 edycji wspomnianego bitewniaka, kilka gier fabularnych, kilkanaście (jeśli nie kilkadziesiąt) komputerowych, komiksy i ponad 350 książek. A jest jeszcze, stworzony sporo wcześniej. siostrzany świat w realiach fantasy, nazwany po prostu Warhammer, który z 40k jest dość luźno powiązany. To wszystko rodzi pewien problem – jest to ogromny zbiór dzieł, dodatkowo toczący się na przestrzeni dziesiątek tysięcy lat. Nawet dla skróconego opisania dziejów samej ludzkości potrzeba byłoby niekrótkiej książki. Postaram się przybliżyć Wam ogólny zarys historii tak prosto, jak się tylko da. Polecam jednak zapiąć pasy, bo będzie to sroga jazda. 

Od zera do Imperatora

Technicznie rzecz biorąc, cała historia zaczęła się kilkadziesiąt milionów przed powstaniem ludzkości, podczas Wojny w Niebie. Jednak my dla uproszczenia przeniesiemy się od razu 8000 lat p.n.e. kiedy to narodził się Imperator. Nie były to narodziny do końca naturalne. Jego dusza jest, wedle obecnej wiedzy, złożona ze świadomości setek szamanów władających mocami psionicznymi. Połączyli się oni w jedną istotę, by pomóc ludzkości przetrwać starcie z kosmicznym horrorem czającym się za Osnową, oddzielającą nasz świat od równoległego, pełnego niekontrolowanej energii Immaterium. Przez dziesiątki tysięcy lat nieśmiertelny i omnipotentny Imperator działał w ukryciu, doskonalił się w każdym możliwym rzemiośle, zdobywał nieskończoną wiedzę. W międzyczasie ludzkość rozwijała się dość naturalnie. Około roku 18 000 rozpoczęła się Mroczna Era Technologii, a wydarzeniem, które uznaje się za inaugurujące, było wynalezienie napędu umożliwiającego podróż szybszą od światła. Umożliwiło to ludzkości podbicie niezliczonych światów, choć dużym kosztem. Podróż ta odbywała się przez Immaterium, które, jak już wspomniałem, pełne jest kosmicznych horrorów. Mimo iż statki były przed nimi chronione, nie zawsze to działało, zwłaszcza kiedy z myśli i emocji inteligentnych ras zaczęli rodzić się bogowie Chaosu. Technologia szła do przodu, ludzie żyli coraz dłużej, a jako gatunek osiągnęliśmy szczyt. Aż pojawiła się sztuczna inteligencja, która pod koniec 23 tysiąclecia wypowiedziała wojnę rodzajowi ludzkiemu i znacząco przyczyniła się do jego upadku. Nie pomagał też fakt, że pod koniec tego okresu zaczęli pojawiać się Psionicy, a ci, nie dość, że czerpali swoją moc bezpośrednio z tego wrogiego świata, to jeszcze bez odpowiedniego treningu często tracili nad nią panowanie, doprowadzając do katastrofy, a nawet otwarcia bramy do innego wymiaru. Era Technologii zakończyła się finalnie około 25 tysiąclecia, kiedy to burze Immaterium całkowicie uniemożliwiły podróż szybszą od światła, izolując od siebie mnogie światy i doprowadzając do upadku technologicznego ludzkości.
fot. Games Workshop
Przez następne sześć tysięcy lat trwała Era Zamętu, kiedy to podupadła ludzkość toczyła wojnę domową, a podzieloną Terrą (nazwa Ziemi w 40k) władały plemiona technobarbarzyńców. To pod koniec tego okresu właśnie objawił się Imperator, który poprowadził genetycznie zmodyfikowaną armię na podbój Terry, mając na celu jej zjednoczenie, a także wyplenienie wszelkiej religii. Mniej więcej w tym samym czasie miały miejsce narodziny kolejnego boga Chaosu, co poskutkowało uspokojeniem się burz Immaterium. Imperator jeszcze podczas trwania wojen rozpoczął projekt Prymarchów, genetycznie zmodyfikowanych półbogów, którzy dowodzić mieli swoimi własnymi superżołnierzami i jednoczyć wszechświat w jego imieniu. Projekt nie do końca się udał w wyniku knowań Chaosu, a jego obiekty zostały rozrzucone po całym wszechświecie. Imperator dogadał się więc z przedstawicielami Kultu Mechanicum, ostatnią ostoją jakiejkolwiek technologii. Obiecali wiernie mu służyć. Później wyruszył na poszukiwanie swoich Prymarchów, po drodze jednocząc wszystkie zapomniane ludzkie światy. Jak już wspomniałem wcześniej, członkostwo w Imperium nie jest dobrowolne, więc metody wcielania planet w jego szeregi przyprawiałaby autorów Konwencji Genewskiej o rumieńce. Po drodze Impek– znudziło mnie już pisanie słowa Imperator, a w żadnym z mediów nie pada jego prawdziwe imię – i jego świta spotkali wiele, mniej lub bardziej nieprzychylnych, inteligentnych ras i potraktowali je wszystkie jednakowo, wyrzynając w pień. Udało im się z czasem odnaleźć 18 z 20 Prymarchów (technicznie 19, jeden z nich to bliźniak) i pojednać ich z legionami Kosmicznych Marines, nieco mniej potężnych wersji ich samych, stworzonych z ich materiału genetycznego. To właśnie oni są twarzą tego uniwersum. Oczywiście po drodze ludzkość narobiła sobie śmiertelnych wrogów – np. kosmiczne elfy, które imprezowały tak srogo, że z ich kolektywnego kaca powstał bóg Chaosu, kosmiczne Orki zasadniczo będące żywym memem, kosmiczni fani anime i konfucjańskiego systemu kastowego oraz inne, o których pisze się już w czasie przeszłym. Nie byłoby to 40k, gdyby znowu nie pojawił się jednak arcywróg naszej rasy, Chaos, który tym razem skłócił połowę "synów" Impka i tak nastał krótki, ale dość krwawy okres wojny domowej znanej jako Herezja Horusa. Efektem tego większość Prymarchów zginęła, zaginęła lub uciekła do Oka Terroru, gdzie znajduje się brama do Immaterium, a pan z imieniem na I znalazł się, śmiertelnie ranny, na maszynie podtrzymującej jego życie zwanej Złotym Tronem. 
fot. Games Workshop
I tak przez ostatnie 10000 lat Imperator nie daje znaku życia, robiąc jedynie za sygnalizację świetlną dla nawigatorów w Immaterium. Dodam, że to chyba najbardziej kosztowna żarówka w historii, bowiem jego istnienie kosztuje życie tysiąca Psioników dziennie. Ale może to i lepiej, bo inaczej zapłakałby nad stanem, w jakim znajduje się imperium w 41 millenium. Przez okres od jego śmiertelnego zranienia rzeczy nie do końca poszły zgodnie z planem. Społeczeństwo, które miało być stuprocentowo świeckie, zaczęło czcić Impka jako boga, powstały całe organizacje zbrojne, mordujące w jego imieniu każdego niewiernego – niezależnie, czy człowieka, czy obcego, a nad wszystkim czuwa, delikatnie mówiąc, przestarzała rada. Do tego jeszcze mamy Inkwizycję, organizację, która przed nikim zasadniczo nie odpowiada, może zażądać czegokolwiek od kogokolwiek, a której głównym celem jest wyplenienie mutantów, przedstawicieli innych ras oraz heretyków. A heretykiem można obwołać właściwie każdego, a nawet jeśli jesteś niewinnym, to "niewinność nie dowodzi niczego". Bywały sytuacje, w których Inkwizycja skazywała na śmierć całe światy tylko dlatego, że były świadkami inwazji Chaosu, nie będąc nawet zagrożonymi korupcją. Ale i bez zagrożenia Inkwizycją zwykły mieszkaniec Imperium ma przechlapane w życiu. 41 millenium to świat ciągłej wojny. Jak nie jesteś na froncie jako jeden z niezliczonych żołnierzy Gwardii Imperialnej, to prawdopodobnie zapewniasz jej wsparcie, pracując na jakimś szczeblu logistyki. Możesz też być mieszkańcem jednego z Kopców, gigantycznych miast pnących się w górę niczym tytularne lokum termitów. Masz nędzną płacę, a Twoje pożywienie stanowi papka proteinowa, jeśli masz szczęście, lub trupia skrobia, jeśli nie. I nie, ta nazwa to nie kolokwializm. Jest też całkiem spora szansa, że jesteś zwyczajnym niewolnikiem albo kolejną bateryjką dla Imperatora. Jeśli masz ogromne szczęście, to należysz do szlachty albo jesteś jednym z Wolnych Kupców, którzy mogą swobodnie poruszać się po Imperium, a nawet przekraczać jego granice w celach handlu i eksploracji. Jeśli to szczęście jest wręcz ekstremalne, to zostaniesz jednym z Kosmicznych Marines, nadczłowiekiem, który posiada niezrównaną siłę zarówno fizyczną, jak i psychiczną. Możesz też trafić w sidła Ministorum, czyli państwowej religii, stąd droga do oficera albo kapłana, więc też nie jest tragicznie. Niezależnie, gdzie trafisz, Twoje życie i tak będzie służyć dobru Imperium. Pytanie tylko, czy za swoją służbę dostaniesz kufer monet, czy parę batów i kopa w żebra. To bardzo mroczne uniwersum, w którym nie zdarzają się szczęśliwe historie, a za to pełno jest krwi, śmierci, zniszczenia i cierpienia. Oczywiście jest to bardzo uproszczony opis realiów. Tyczy się on tylko punktu widzenia ludzkości. 40k jest światem niezwykle barwnym i skomplikowanym. Takim, w którym pomimo 20 już przeszło lat zaangażowania, co raz odkrywam coś zupełnie nowego, a co dopiero mówić o fanach, których Henry Cavill przyciągnie potencjalnie swoim serialem. 

WarCavill 40k

fot. Games Workshop
Kogo więc Henry miałby zagrać? Sam aktor w jednym z wywiadów wspomina o Gregorze Eisenhornie, a to głównie dlatego, że serialowe przygody tego Inkwizytora planowane są już od dawna. Nie wiadomo jeszcze, czy to właśnie ten serial stworzy Amazon, ale kibicuję, by tak się właśnie stało. Jest to bowiem bardzo ciekawa postać, dobrze ugruntowana w uniwersum dzięki znakomitej trylogii pióra Dana Abnetta. Inkwizytor, należący do Ordo Xenos, zakonu skupiającego się na obronie ludzkości przed innymi inteligentnymi rasami, w dodatku jeszcze Psionik. Jego przygody dają ciekawy i głęboki wgląd w wewnętrzne machinacje wszechpotężnej i w zasadzie niepodważalnej instytucji, jaką jest Imperialna Inkwizycja. Dodatkowo sam Eisenhorn jest postacią złożoną, która ewoluuje w trakcie swojej podróży, co śledzi się z zapartym tchem. Plotki w społeczności 40k mówią o serialu dziejącym się podczas Ery Zamętu – tutaj więc nie wyobrażam sobie innej postaci niż sam Imperator. Akcja działaby się podczas wojny o zjednoczenie Terry i przeszła płynnie w Wielką Krucjatę. Jest to o tyle dobry pomysł, że stanowiłby chronologicznie najlepszy punkt wejścia w uniwersum, gdzie z czasem widz dowiadywałby się o przeszłości wraz z odkrywaniem prastarych ruin czy dawno zapomnianych technologii. No i kto by nie chciał zobaczyć Henry'ego w złotej zbroi? Machającego wielkim mieczem i wygłaszającego epickie przemowy do swoich wiernych wojaków niczym William Wallace? Kolejna opcja to zagranie któregoś z Prymarchów i obserwacja tego okresu z jego punktu widzenia. Sam chciałbym zobaczyć aktora w roli pułkownika-komisarza Ibrama Gaunta. Może to kwestia sentymentu, gdyż Pierwszy i jedyny z Tanith (znów autorstwa Abnetta) był moją bramą do tego świata i wciąż pozostaje u mnie na szczycie powieści z 40k. Cała zresztą saga Duchów Gaunta to znakomity materiał do ekranizacji. Opowieść o tytułowym regimencie Gwardii Imperialnej, którego ojczysty świat został zniszczony w wyniku starcia z Chaosem. To historia wielu bohaterów. I choć Gaunt gra w niej pierwsze skrzypce, to cały Pierwszy i jedyny... jest zbiorem ciekawych, wartych poznania postaci. To świetna powieść wojenna, z elementami dramatu i osobistych historii, a przy okazji spojrzenie na uniwersum ze strony zwykłych żołnierzy, a nie wszechpotężnych Kosmicznych Marines górujących nad polem bitwy.

Warhammer 40,000 - sztuczna inteligencja i jej wizją na serial

Tal Frost/Midjourney Bot
+39 więcej
Kogokolwiek Henry nie zagra, jedno jest pewne – zrobi to z całym sercem. Jak sam powiedział w jednym z wywiadów, może zagrać tylko jedną postać i koniec, więc prawie na pewno będzie to ktoś bardzo istotny. Trzymam mocno kciuki i mam nadzieję, że dostaniemy produkcję godną tego uniwersum. I to prędzej niż później.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj