Przeszłam Dziedzictwo Hogwartu w stu procentach. Zakończyłam nie tylko główny wątek, ale i wszystkie misje poboczne i wyzwania. Dostałam nawet odznaczenie za przewrócenie krowy cztery razy i zrobienie nieprzerwanej kombinacji stu ataków. Po wszystkich emocjach związanych z premierą – zaczynając od braku wiary w sukces jednoosobowej rozgrywki w dobie multiplayera, a kończąc na pełnych superlatywów recenzjach – wreszcie czuję, że mogę z czystym sumieniem ocenić, co było udane jak prawy sierpowy Hermiony w Harrym Potterze i więźniu Azkabanu, a co wyszło jak zaklęcie Rona ze ślimakami. fot. WBIE

Hogwarts Legacy: czy warto?

Dawno żadna gra nie sprawiła, że miałam ochotę siedzieć przed monitorem cały czas. Hogwarts Legacy w pewien sposób na nowo obudziło we mnie podekscytowanego smarkacza, a nawet nie jestem fanką Harry'ego Pottera. Trudno sobie wyobrazić, co czuli ludzie, którzy wielokrotnie czytali książki i mają Kamień Filozoficzny w kilku oprawach. Wydaje mi się, że twórczość J.K. Rowling dla wielu osób, a nawet pokoleń, jest po prostu kwintesencją dzieciństwa. Stąd takie rzeczy jak widok zamku, Ceremonia Przydziału czy pierwsza piesza wycieczka do Hogsmeade budzą wiele pozytywnych emocji. Widać jednak, że Dziedzictwo Hogwartu nie było tylko wabikiem, kuszącym sentymentem i znaną marką. Gra jest naprawdę piękna, dopracowana i pełna detali, które udowadniają, że twórcy pracowali nad nią z wielką z pasją. Nie zmienia to faktu, że jest kilka elementów, o których nie przeczytałam w recenzjach, a które przeszkadzały mi w rozgrywce. 

Hogwarts Legacy – co robić w Pokoju Wspólnym? No właśnie nic

Największą wadą Hogwarts Legacy jest śmiertelnie nudna historia, zabijająca chęć do gry równie skutecznie co Avada Kedavra wujka Sebastiana. Główna linia fabularna, związana ze starożytną magią, to najsłabszy aspekt rozgrywki. Domyślam się, że ten element miał dodać epickości – dać graczowi poczucie, że niczym Harry Potter jest wybrańcem i wyjątkowym płatkiem śniegu – ale wolałabym siedzieć na zajęciach z historii magii niż po raz kolejny walczyć z tymi samymi rycerzami, obracając fikuśną kostką Rubika, by dostać się z jednego pomieszczenia do drugiego. W dodatku do teraz nie rozumiem, w jaki sposób te zadania miałyby komukolwiek udowodnić, że nasza postać jest godna dzierżyć potężną i niebezpieczną wiedzę. Czy kilka bijatyk i łamigłówek naprawdę wystarczy, by dostać klucz do wielkiej mocy od czwórki Obrońców? Jeśli tak, to rozumiem, dlaczego kompas moralny Izydory wyglądał tak, a nie inaczej. Nie byłam w stanie wykrzesać z siebie ani grama sympatii do profesora Figa czy naszych przewodników. Do tego stopnia, że w finale śmierć nauczyciela była dla mnie mniej interesująca niż to, co stało się z gargulkami Zenobii.  Co ciekawe, misje poboczne raczej nie mają tego problemu. Linia fabularna Sebastiana jest fascynująca. I można w niej dokonać wyboru moralnego, który naprawdę się liczy. Pokochałam też bieganie po Zakazanym Lesie z Poppy. Z chęcią pomogłam Natsai Onai w pomszczeniu ojca i byłam zadowolona z tych wszystkich drobnych zadań – tropienia złodzieja, który okazał się słodkim zwierzakiem, czy próbą ratowania kobiety z rąk pająków, które w rzeczywistości były przez cały czas hodowane przez nią w piwnicy dla zasobów. W Dziedzictwie Hogwartu jest cała masa ciekawych bohaterów i historii, ale jakimś cudem główna linia fabularna, która powinna być przecież gwiazdą przedstawienia, jest najmniej interesująca. Sto razy bardziej wolałabym, żeby energia, która została w nią zainwestowana, została przekierowana na stworzenie większej liczby lekcji, urozmaicenie życia w Hogwarcie (bo przez całą grę nie było nawet po co wracać do Pokoju Wspólnego, w którym z nikim nie można było porozmawiać, spersonalizować swojego łóżka czy trzymać przedmiotów w kufrze) i dodanie postaci z Ravenclawu, która miałaby tyle samo misji, co Poppy, Natsai i Sebastian. 

Hogwarts Legacy - ukryte pomieszczenia, easter-eggi i ciekawostki

Źródło: screen @PlayStationGrenade (https://www.youtube.com/watch?v=YNPf9SNrhwU)/Avalanche Software
+25 więcej

Hogwarts Legacy - zagadki Merlina (i inne tortury)

Przez całą grę bardzo odczuwałam też brak jakiejkolwiek dobrej lub złej karmy. Wiem, że to był celowy zabieg twórców, ale naprawdę chciałabym, by istniała jakakolwiek moralność w Hogwarts Legacy. Można rzucać zaklęcia niewybaczalne na prawo i lewo, mieszać innych uczniów z błotem i okradać domy niewinnych ludzi, a kompletnie nic się nie dzieje. Czasem może ktoś ci niemiło odpowie, ale tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Przez to właściwie nie można stworzyć charakteru dla swojej postaci. Jeśli dodać do tego fakt, że przynależność do Domu praktycznie nie wpływa na rozgrywkę, poza jedną misję i kilkoma drobiazgami, to właściwie nie ma żadnego powodu, by przejść grę jeszcze raz. Najważniejszą konsekwencją takiego stanu rzeczy jest jednak to, że z czasem coraz mniej angażujemy się w ten świat. Na brodę Merlina! Chciałabym jako Ślizgonka pokłócić się z jakimś Gryfonem czy wdać się z kimś w gorącą dyskusję na temat praw skrzatów domowych. Jakim cudem nauczyciele z większą werwą reagują na chodzenie w piżamie niż fakt, że całymi dniami biegamy po lesie, mordując gobliny, trolle i torturując wrogów za pomocą Crucio?  Wiecie za to, czego nie brakuje w Dziedzictwie Hogwartu? Minigierek. Widok zagadek Merlina na mapie powoduje ból głowy. Jest ich niemal sto, a po każdej musimy obejrzeć ten sam klip, którego nie da się przewinąć. Później trzeba szukać dla woźnego figurek, by w ogóle nauczyć się otwierać zamki. Myślicie, że to koniec? Oczywiście, że nie. Alohomora nie wystarczy. Nasz młodociany włamywacz musi jeszcze pokręcić kółeczkami – chyba po to, by dać czas policji na dotarcie do miejsca zdarzenia. W dodatku okazuje się, że uczeń Hogwartu musi umieć rozwiązywać zadania matematyczne – stąd drzwi, które wymagają umiejętności dodawania i odejmowania do pięćdziesięciu. Nie zrozumcie mnie źle, niektóre łamigłówki były naprawdę fajne. Na przykład kombinowanie z czaszkami w lochach, by stworzyć most, czy przyciąganie za pomocą Accio przedmiotów, które ściana "wchłonie" zamiast nas i będzie można szybko przebiec na drugą stronę tunelu. Jednak problem pojawił się w momencie, gdy bezsensownych minigierek, takich jak zagadki Merlina i otwieranie zamków, było już za dużo, a wszystkie wyglądały dokładnie tak samo. 
fot. WBIE

Hogwarts Legacy – strata czasu czy najlepsza gra od lat?

Wielu graczy sięgnęło po Hogwarts Legacy, by poczuć się jak uczeń Hogwartu. I właśnie tutaj twórcy zmarnowali sporo potencjału. Przez większość gry bliżej nam do Aurorów niż studentów. Biegamy po lasach i miasteczkach, mordujemy i podpalamy rebeliantów, zwiedzamy grobowce i zabijamy trolle, ratujemy całe wioski, a do zamku wracamy właściwie tylko po to, by uzupełnić zapasy eliksirów. Chciałabym więcej misji jak Wielosokowa intryga, które rozgrywały się w samym sercu Hogwartu. Dzięki nim wreszcie mogłam poczuć się jak uczennica. Twórcy stworzyli wspaniałych bohaterów (polubiłam niemal wszystkich nauczycieli), ale frustrujące jest to, że interakcje z nimi są bardzo ograniczone. Z uczniami jest za to inny problem. Nawet pod sam koniec gry, wygrywając Puchar Domu, nie znałam praktycznie nikogo z mojej grupy. A w ogólnym rozrachunku – oprócz Poppy, Natsai i Sebastiana – mogę wymienić zaledwie kilku innych bohaterów, których miałam okazję w ogóle poznać, np.  dziewczynę od wyścigów, Garretha Weasleya czy Zenobię Dziedzictwo Hogwartu to świetna gra, naprawdę. Ma niesamowity, otwarty świat, a twórcy podołali czemuś praktycznie niemożliwemu – perfekcyjnie odtworzyli Hogwart, który nawet po wielu godzinach wciąż skrywa zagadki i tajemnice. System walki jest bardzo kreatywny i wymaga od gracza odkrycia słabości wroga i kombinowania. Funkcja zmieniania wyglądu ubrań z lepszymi statystykami na te, które znalazło się wcześniej, jest dla mnie rewolucyjna. Wśród plusów mogę wymienić o wiele więcej: wspaniałe latanie na miotle, dopracowanie takich szczegółów, jak muzyk kupujący więcej instrumentów, jeśli wrzuciliśmy mu pieniądze do kapelusza i o wiele więcej. I właśnie dlatego, że tak bardzo polubiłam tę grę, nie mogę przestać myśleć o tym, co jeszcze można by zmienić i ulepszyć, ponieważ potencjał jest o wiele większy. https://twitter.com/itsTunksy/status/1627068858334064640 A można by rozwinąć quidditcha i system pojedynków pomiędzy uczniami. Ciekawą opcją byłoby wprowadzenie godziny policyjnej, przez którą w nocy trzeba byłoby skradać się po Hogwarcie i unikać prefektów patrolujących korytarze. Chciałabym też ulepszenia systemu wydawania i zdobywania pieniędzy, które na razie szybko stają się bezużyteczne. Prawdziwą trakcją stałyby się stroje dostępne wyłącznie w sklepach w Hogsmeade albo składniki na eliksiry z innej części świata. Wprowadziłabym funkcję kupowania słodyczy, dzięki którym moglibyśmy zdobyć sympatię innych uczniów. Wiele oddałabym też za to, żeby jak w książce można było wybrać swojego zwierzaka, nawet jeśli miałby przez całą grę tylko leżeć na łóżku i ładnie wyglądać. Dziedzictwo Hogwartu to wspaniały start, ale mam nadzieję, że to dopiero początek czegoś większego, bo jeszcze tak wiele można zrobić z tym tytułem, w który zdecydowanie warto zagrać.

Niesamowite popkulturowe budowle graczy [GALERIA]

Jest wiele tytułów, które oferują ciekawe tryby budowania. Wśród nich można wymienić The Sims 4, Animal Crossing: New Horizons czy Minecraft. Dzięki nim gracze na całym świecie mogą pokazać, jak wyglądałyby kultowe budowle w grze komputerowej. A wyobraźnia fanów naprawdę nie zna granic: domek Hobbita, mieszkanie głównej bohaterki Buffy: Postrach wampirów i zjawiskowy Hogwart ze świata Harry'ego Pottera - to dopiero początek tego, co mają do zaoferowania. Zobaczcie przygotowaną przez nas galerię i dajcie znać, które popkulturowe budowle graczy spodobały wam się najbardziej. 
Zrzut ekranu: https://www.youtube.com/watch?v=ZoIXD0Tz6qE
+16 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj