Okazja jest niewątpliwa – dziś urodziny ma jeden z najsłynniejszych Carradine'ów, David. Co prawda nie ma go już z nami od pięciu lat i odszedł w dość dziwnych okolicznościach, ale na pewno go kojarzycie. Zresztą po kolei.

Carradine to rodzina, która znacznie bliższa jest kinu popularnemu niż wielkim oscarowym hitom (choć i takie zdarzają się w jej dorobku). Oto poczet rodu Carradine:

John Carradine
(1906-1988)

Założyciel klanu (nazwisko Carradine oficjalnie przyjął w 1935 r.). To on przyjechał do Hollywood jeszcze w latach 20. poprzedniego wieku i zaczynał wszystko od zera. Z czasem zdobył pozycję świetnego aktora charakterystycznego, zagrał w mnóstwie horrorów, stał się jednym ze stałych aktorów grających w filmach Johna Forda i w ogóle grał i grał. Jak mówił: "Reżyserzy mnie nie reżyserują. Oni po prostu puszczają mnie luzem". Wystąpił w grubo ponad 300 tytułach, a w międzyczasie się żenił - w sumie czterokrotnie. Z pierwszych dwóch małżeństw zostało mu czterech synów. I to właśnie następne pokolenie Carradine'ów.

[video-browser playlist="629355" suggest=""]

David Carradine
(1936-2009)

Najstarszy z synów; to jego urodziny są pretekstem do tego tekstu. David nie zagrał już w tylu tytułach co ojciec, ale ponad 200 to też niezły wynik. A czasami to były naprawdę niezłe role u dobrych reżyserów – chociażby Martina Scorsese, Ingmara Bergmana czy Quentina Tarantino. Z tej ostatniej – tytułowej roli w Kill Billu – pamiętamy go najlepiej. Dostał za nią nawet nominację do Złotego Globu. W sumie miał je cztery – pozostałe już za produkcje telewizyjne. Jedną za serial "Północ-południe", a drugą za "Kung Fu" (równo czterdzieści lat temu). To właśnie on był tym białym aktorem, który zastąpił Bruce'a Lee – bo przecież w latach 70. skośnooki aktor nie mógł być głównym bohaterem amerykańskiego serialu telewizyjnego. Co innego biały udający Azjatę... Wtedy nakręcono trzy sezony, a dwie dekady później powrócono do tej fabuły oraz postaci Caine'a i powstały kolejne cztery (w Polsce znane jako "Legendy Kung Fu"). Gdy David umierał (w Tajlandii), miał 72 lata i grał w kilku produkcjach rocznie. Do dziś kolejne z nich wchodzą na ekrany (bądź wychodzą wprost na DVD). Z jego pogrobowców polecam chociażby "Dinokrokodyl kontra Supergator" - nie sposób nie lubić aktora, który gra w takich filmach...

W ramach ilustracji zobaczcie, jak David nie bał się stanąć przeciwko samemu Chuckowi Norrisowi:

[video-browser playlist="629357" suggest=""]

Keith Carradine
(1949- )

Dziś głowa rodu, ba, głowa całego narodu, jeśli wziąć pod uwagę tegoroczny serial Madam Secretary, w którym gra prezydenta USA. Keith to pierwszy Carradine z Oscarem w dorobku, acz zdobył go nie za swe aktorstwo, a za świetną piosenkę "I'm Easy", którą można było usłyszeć w "Nashville" Roberta Altmana. Keith zadebiutował zresztą w innym jego filmie - "McCabe i pani Miller". Do dziś w jego dorobku można znaleźć grubo ponad 100 tytułów, a kolejne dochodzą co kilka miesięcy. To jeden z tych aktorów, którzy rozumieją siłę współczesnych seriali i chętnie w nich grają – ma w swym dorobku po kilka odcinków Deadwood, Dextera, Dollhouse czy Fargo. Z pewnością jeszcze go zobaczymy. A teraz spójrzcie na oscarowy występ sprzed czterech dekad:

[video-browser playlist="629359" suggest=""]

Robert Carradine
(1954- )

Najmłodszy z drugiego pokolenia, który stał się dość rozpoznawalną twarzą na ekranie. Od samego początku widać, że tę rodzinę ciągnie do westernów – tak było i tutaj. Robert zadebiutował w kultowej "Bonanzie", a w kolejnych latach co chwilę zakładał kowbojski kapelusz. Acz największą popularność przyniósł mu jednak film z innego gatunku. Szkolna komedia "Zemsta frajerów" (zobacz zwiastun) to do dziś film kultowy, a Roberta jako Lewisa Skolnicka pamięta każdy, kto choć raz widział to dzieło. Potem (obok kontynuacji "Zemsty...") było sporo drugorzędnego kina i drugorzędnej telewizji. Wydawać się może, że najłatwiej go skojarzyć jako ojca tytułowej bohaterki w serialu Lizzie McGuire... Acz ostatnio pojawił się też u Tarantino – zagrał niedużą rolę w Django Unchained. No, ale w końcu to western...

[video-browser playlist="629361" suggest=""]

Ever Carradine
(1974- )

Z kolejnej generacji rodu warto wymienić córki Roberta i Keitha. To zresztą ciekawe, że w tej generacji dominują panie, bo przecież David również miał córki: aktorki Calistę i Kansas, ale mają one w filmografii raptem po kilkanaście trzeciorzędnych filmów – co to jest przy dorobku innych? Taka Ever, córka Roberta, zagrała w ponad 50 tytułach. Najczęściej nieduże role w filmach i serialach, ale znajdziemy na tej liście Dr. House'a, Chirurgów, 24 godziny i Eurekę. Czy jej najnowsza rola - obrończyni Boga w procesie sądowym - może był przełomem w karierze? Obejrzyjcie zwiastun i sami oceńcie:

[video-browser playlist="629363" suggest=""]

Martha Plimpton
(1970- )

Córka Keitha jakoś nie zdecydowała się uprawiać zawodu pod nazwiskiem znanym od dekad. Może dlatego, że była dzieckiem nieślubnym – ot, rodzice wspólnie grali na Broadwayu w musicalu "Hair" i jakoś im się tak udzieliło... Nieważne. Znacznie ważniejsze, że była dzieckiem bardzo zdolnym i grającym w filmach na długo przed osiągnięciem pełnoletności. I to w jakich – pojawiła się w Goonies Richarda Donnera czy Wybrzeżu Moskitów Petera Weira. Dziś Martha to dobra i popularna aktorka serialowa. Za gościnny występ w Żonie idealnej dostała nagrodę Emmy. Przez ostatnie cztery lata oglądaliśmy ją jako Virginię w Dorastającej nadziei (nominacja do Emmy). Co dalej? Pewnie niedługo się przekonamy.

[video-browser playlist="629365" suggest=""]

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj