To jednak nie zatrzymało studia przed różnoekranową ofensywą Marvela, żeby z Inhumans zrobić solidną aktorską markę. Najpierw w 2014 roku powstał aż kuriozalnie śmiały plan, żeby filmowa wersja rodziny królewskiej zadebiutowała w swoim filmie już w 2018 roku – co zostało nawet oficjalnie potwierdzone na jednej z wielkich prezentacji przyszłych planów Marvel Studios. Dosyć szybko jednak przerzucono datę premiery na 2019 rok, żeby już parę miesięcy później ukradkiem zupełnie ściągnąć ten projekt z listy nadchodzących produkcji. Był to wyraźny przerost planów nad sensem, bo debiutujący po kolejnej superprodukcji z Avengers, Inhumans w założeniu powinni być jeszcze bardziej rozbuchani, mieli mocniej rozciągać granicę – nikomu jednak nie wpadło do głowy, że reklamowy potencjał bohaterów jest na razie znikomy. Dlatego szybko postanowiono wprowadzić wątek Nieludzi do kulejących dosyć mocno serialowych Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. – na małym ekranie nie pojawił się nikt z rodziny królewskiej, ale spore rozwinięcie wątku kosmicznej rasy w połączeniu z wyraźnym rozbratem filmów z projektami telewizyjnymi ostatecznie pogrzebało szanse na wysokobudżetową produkcję z ekipą Black Bolta. Dodatkowo rozwodniono ten wątek tak bardzo, że nawet najwierniejsi fani marki byli przekonani, iż zniknie ona z jakiegokolwiek pola adaptacyjnego na kilka ładnych lat. Marvel nie pakował jednak tylu sił przerobowych w misterne rozwijanie świata Inhumans w kolorowych zeszytach, żeby teraz uciekać z podkulonym ogonem. Nagle więc spróbowali uderzyć tym projektem z jeszcze innej strony – nie ładować w niego morza kasy, ale i nie podczepiać go pod inny cykl. Powstał z tego powodu projekt oddzielnego serialu, skupionego w końcu na rozpoznawalnej rodzinie królewskiej i trawiących to społeczeństwo konfliktach kastowych. Niestety, tutaj już komuś zupełnie odbiła palma przy planowaniu projektu, bo na chwile przed oficjalną telewizyjną premierą serial jest naznaczy prawdziwym zalewem znakomicie nietrafionych pomysłów, a drugi sezon… już został anulowany. Co wiec tutaj aż tak wybitnie zepsuto już na wstępie? Po pierwsza: na stołku showrunnera posadzono Scott Buck, któremu sto lat temu udało się zrobić kilka niezłych rzeczy (kilka odcinków Sześciu stóp pod ziemią, Rzymu i Dextera), ale dzisiaj to melodia przeszłości. To właśnie on odpowiadał za absolutnie pokraczne sprawowanie pieczy nad Iron Fistem od Netflixa, a teraz zbiera cięgi za swoją pracę przy Marvel's Inhumans – zarzuca mu się zupełny brak ciekawego przedstawienia postaci, nieumiejętne planowanie koherentnej opowieści, brak ciekawych rozwiązań, czy sceny akcji żywcem wyjęte z tanich seriali fantasy z lat 90. (co niesamowicie raziło w oczy w Iron Fiście, gdzie Danny Rand miał być mistrzem sztuk walki wytrenowanym w magicznym wymiarze, a nie typowym Zbyszkiem na imprezie w remizie). To typ twórcy, który zupełnie nie potrafi wykorzystać bogatego materiału źródłowego – nie ma zielonego pojęcia, co przesądza o ponadczasowości prowadzonych postaci. A teraz Marvel przejeżdża się na nim po raz drugi – i tylko ze swojej winy.
fot. Marvel
Po drugie: dwa pierwsze odcinki, zbite w jeden dłuższy pilot, zostały wprowadzone do IMAX-a. Niby ciekawy pomysł, ale, niestety, w studiu nastąpiło jakieś grupowe zaćmienie i nagle wszyscy zapomnieli, że ten serial to budżetówka kręcona za paczkę papierosów, gdzie kartonowe dekoracje i tanie efekty są nieodłącznym elementem widowiska. Te rzeczy jeszcze jako tako działają na małym ekranie (jak w Agentach T.A.R.C.Z.Y. czy Arrow), ale kamery IMAX potęgują wszelkie niedoróbki i wystawiają taniochę realizacyjną na pierwszy plan. Zaprzęgnięcie tego i tak już niesamowicie niedopracowanego produkcyjnie tworu do nienawidzącego niedoróbek formatu to natychmiastowe samobójstwo, co tylko potwierdzają recenzje krytyków. A nie pomaga temu podobno drętwa gra aktorska i kuriozalny scenariusz, czego podsumowaniem ma być m.in. Gorgon, który sporą część akcji… ma przesiedzieć na Hawajach w towarzystwie surferów. Po trzecie: Marvel chyba dosyć szybko zaczął spisywać serial na straty albo miał spore problemy z dopięciem budżetu, ponieważ za reżyserię pierwszych dwóch odcinków wypuszczonych do IMAX-a odpowiada prawdziwy wirtuoz kina najtańszego – holender Roel Reiné od lat reżyseruje sequele filmów, których nikt nie chciał oglądać nawet w startowych wersjach (z małymi wyjątkami). To prawdziwy as kina niepotrzebnego, tworzonego za czapkę śliwek, prosto na DVD. Wystarczy zerknąć na jego filmowe CV: W cywilu 2, Death Race 2. Wyścig śmierci 2, Wyścig śmierci 3: Piekło na ziemi, Król Skorpion 3: Odkupienie, 12 rund 2, Za linią wroga 4, Potępiony 2, Człowiek o żelaznych pięściach 2, Nieuchwytny cel 2. Wie, jak dopiąć mikroskopijny budżet, ale nie rozumie, o co chodzi w tym kolorowym burdelu komiksowym – na pewno zrobiłby z tego proste kino klasy Z do piwa, ale czy właśnie w takie rejony chce schodzić Marvel z marką, którą stara się prężnie rozbudowywać? Po czwarte: po różnych kombinacjach, akrobacjach, przeskakiwaniu z filmu do występów gościnnych i w końcu próbie sklecenia oddzielnego serialu studio chyba po prostu straciło energię do tej marki, a widzowie właśnie dostali do wglądu jej powolne dogorywanie. Dodatkowo Fox zagrał Marvelowi na nosie, bo nagle zuchwale zabawił się filmowym światem X-Men i nawet mimo wpadki z Apocalypse skradł serca widzów Deadpoolem oraz Loganem. Naprawdę szkoda, że tak oryginalny koncept jak Inhumans, przesiąknięty pomysłowością Jacka Kirby’ego, podatny na szaleństwa utalentowanych twórców, będzie chyba zmuszony zejść na kolejne kilka długich lat do podziemia. Ale może wyjdzie im to na dobre? Najpierw jednak przekonamy się sami, czy pierwsze aktorskie przygody rodziny królewskiej naprawdę są aż tak tragiczne.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj