I właśnie ten ostatni kolektyw był w sporym stopniu przyczynkiem do stworzenia kolejnej wchodzącej dzisiaj (na razie tylko na małe ekrany) drużyny – Inhumans, których można najprościej określić jako kosmicznych mutantów zaplątanych w arystokratyczne przepychanki rodem z Gry o tron. Inhumans zadebiutowali na łamach zatopionej w absurdalnych przygodach Fantastic Four, gdzie pożeracze planet w różowych hełmach czy zmiennokształtni kosmici byli na porządku dziennym. Zresztą Jack Kirby, rysując te wszystkie niezwykłości czuł się jak ryba w wodzie i nic dziwnego, że Nieludzie zagnieździli się początkowo właśnie tutaj. Cała ich mitologia była zresztą naprawdę rozbudowana jak na komiks superbohaterski, wpisując się w nowy trend wyklarowany przez Marvela. Początki rasy Inhumans datuje się jeszcze na czasy ziemskiej prehistorii, gdy rozwinięta rasa kosmitów Kree (znanych dzisiaj szczególnie z filmowych Guardians of the Galaxy) zainteresowała się potencjałem naszych jaskiniowych przodków. Zaczęli prowadzić na nich eksperymenty mające na celu stworzenie armii super-żołnirzy przeznaczonych do walki z ich odwiecznymi wrogami, Skrullami. Zaniechali jednak dalszych prac, gdyż jedna z przepowiedni przestrzegała przed tym, że rozwinięta rasa ludzka może stać się wrogiem samych Kree. Grupa powstałych w ten sposób nadludzi, porzuconych przez kosmicznych stwórców, skryła się przed zaludniającymi ziemię „normalnymi” ludźmi i stworzyła prężnie rozwinięte społeczeństwo, które wyprzedzało rozwijającą się swoim tempem cywilizację pod każdym względem. Oprócz umysłowych i fizycznych cech doprowadzonych do nadludzkich poziomów, Inhumans w okresie dorastania przechodzili także proces tzw. terrigenezy, wykorzystujący specjalną mgłę mutagenową pozyskiwaną z kryształów terrigenowych, która transformowała ciała Nieludzi na poziomie biologicznym. Mogło to prowadzić do otrzymania naprawdę potężnych mocy, ale i zmiany w zmutowane monstrum, co było loterią i dosyć mocno przypominało sytuację z uaktywnieniem się mocy mutantów, które również mogły być darem lub koszmarem dla ich użytkownika. Ale unikalnym elementem historii z Inhumans, odróżniającym ich od tak bliskich X-Men, było wyraźne oderwanie całego społeczeństwa od spraw ludzkości (do tego stopnia, że przez pewien czas mieszkali nawet na Księżycu) i skupienie akcji zazwyczaj na problemach związanych z funkcjonowaniem królestwa. Najbardziej rozpoznawalnymi przedstawicielami całej rasy, którym najczęściej poświęcone są (niezbyt liczne przez kilka długich dekad) publikacje komiksowe, są członkowie rodziny królewskiej – na jej czele stoi niemy na co dzień król Black Bolt, którego szept potrafi niszczyć budynki; wspiera go operująca „żywymi” włosami królowa Medusa, telepatycznie porozumiewająca się z mężem, a trzon zespołu uzupełniają jej siostra Crystal (władająca żywiołami); twardy i wyposażony w potężne kopyta Gorgon; odnajdujący słabe punkty w każdej strukturze mistrz sztuk walki, Karnak (dosłownie w KAŻDEJ, wliczając w to język czy idee); żyjący w wodzie Triton i, w końcu, ogromny, super słodki pies Lockjaw, będący drużynowym teleporterem. Rodzinę uzupełnia czarna owca, z którą dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach – brat Black Bolta, Maximus Szalony, będący prowodyrem większości konfliktów, do czego wykorzystuje swoje różnorakie moce psychiczne i wybitny intelekt.
źródło: Marvel
Niestety, przez lata rodzina królewska znajdowała się zazwyczaj na dalekich obrzeżach uniwersum komiksowego, sporadycznie dostając miejsce tylko dla siebie. Przez chwilę nad ich przygodami w latach 70. grzebał sam Kirby, ale zazwyczaj znikali na długo i czasami pojawiali się w jakichś gościnnych występach, a potencjał klasowych starć cały czas czekał w niebycie. Zmieniło się to na chwilę w 1999 roku, gdy w dwunastoczęściowej miniserii Paul Jenkins postanowił w końcu te ideologiczne przepychanki wziąć za łeb, co zaowocowało jednym z najciekawszych komiksów Marvela ostatniej dekady XX wieku, a sam scenarzysta dostał nawet za swoją pracę komiksowego Oscara, czyli nagrodę Eisnera. Artystyczne zwycięstwo nie miało jednak przełożenia na wzrost popularności grupy, która znowu musiała usunąć się w cień, a po raz pierwszy naprawdę zyskała szansę wyjść na pierwszy plan uniwersum dopiero kilka lat temu – ale nie tyle ze względu na swój potencjał, co z powodu… licencyjnych przepychanek prężnie rozwijającego się Marvel Studios – tworzącego największe filmowe uniwersum w historii – z Foxem, który mocno trzyma w swoich rękach X-Men i Fantastic Four. Marvel, nie chcąc wspierać konkurencji, nawet, jeśli reklamowała ona ich bohaterów – bo jednak pieniądze przechodziły obok nich – postanowił działać bez brania jeńców i spróbował usunąć w cień ekranizowane przez Foxa komiksowe marki. Z Fantastic Four nie było wielkiego problemu – po prostu mimochodem zamknięto wychodzący od pięćdziesięciu lat tytuł, a bohaterów przerzucono do innych komiksów, dzięki czemu reklama marki na przynajmniej jakiś czas wpadła w próżnię. Wydawnictwo nie miało jednak żadnych szans, żeby podobną gierkę przeprowadzić z X-Men, czyli kurą od lat znoszącą złote jajka – z tego powodu komiksy z mutantami nadal wychodziły sobie w ilościach aż nazbyt dużych. Jednak w tym czasie dodatkowo postanowiono wyraźnie rozwinąć markę Inhumans, która była w rękach Marvel Studios i w założeniach miała stać się dla ich filmów odpowiednikiem X-Men, bo zasady działania obu ras są bardzo podobne. I nagle jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać kolejne serie z Nieludźmi, zapełniając superbohaterskie uniwersum – crossover Inhumanity, Inhuman, wielka historia Inhumans vs. X-Men, Uncanny Inhumans, All-New Inhumans, czy solowe serie Karnaka i Black Bolta. Niestety, mimo całkiem interesujących założeń cyklu i intrygujących postaci jest to cały czas walka z x-wiatrakami, ponieważ Inhumans, przez lata traktowani po macoszemu, nie mogą liczyć na chociaż promil popularności mutantów.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj