Diuna a muzyka
Diuna to monumentalne, ambitne uniwersum science fiction, które stanowi fundament dla wielu innych dzieł. To świat na wskroś przepełniony polityką, ideologiami, filozofią. Nieustannie odnosi się w subtelny sposób do naszych realiów. To przestroga dla każdego czytającego. Jak wiele mówi samo to, że w świecie Diuny jednym z największych zagrożeń dla ludzkości są "myślące maszyny". Każdy, kto czytał książki Franka Herberta, w inny sposób wyobrażał sobie uniwersum – piasek na Arrakis czy dźwięki pustyni. I to wszystko zostało później skonfrontowane z trzema najpopularniejszymi adaptacjami – Diuną w reżyserii Davida Lyncha, serialem Dzieci Diuny z 2003 roku oraz najnowszą adaptacją od Denisa Villeneuve'a, która niedługo doczeka się kolejnej części. Wszystkie one się różnią, ale każda może być idealnym wyobrażeniem świata Franka Herberta. Różnice sięgają daleko, ale ja chciałbym skupić się na samej warstwie muzycznej, która przenosi nas do kompletnie różnych wszechświatów.Diuna (1984)
Adaptacja w wykonaniu Davida Lyncha to twardy orzech do zgryzienia. Nawet reżyser najchętniej by o niej zapomniał. Jednak z biegiem lat to dzieło stało się pewnym klasykiem, który warto znać choćby z kronikarskiego obowiązku. Diuna Lyncha ukazała się tuż po zakończeniu trylogii Gwiezdnych wojen, której muzyka jest uznawana za jedną z najbardziej ikonicznych, a za którą odpowiadał John Williams, niezwykle utalentowany i legendarny kompozytor. Premierę miała natomiast dwa lata po tym, jak James Horner, inny światowej sławy, nieżyjący już kompozytor, skomponował muzykę do Star Treka II: Gniewu Khana. Były to początki jego kariery, ale właśnie to pozwoliło mu pokazać się szerszej publiczności. Te dwie szalenie popularne serie science fiction ustanowiły, jak powinny brzmieć tego typu produkcje – tak samo ustanowiony jest już pewien typ brzmienia na przykład dla westernów. David Lynch wszedł do tej rzeki, ale ledwie po kostki. W jego Diunie można usłyszeć orkiestralne, monumentalne brzmienia, które przywodzą na myśl klasyki science fiction. Jednak sam reżyser przyznawał, że zależało mu na uniknięciu melodii, które podnosiłyby zbyt mocno na duchu. Diuna z 1984 roku to znak tamtych czasów z dużym udziałem syntezatorów i riffów gitary elektrycznej. A za wszystko odpowiadał zespół rockowy Toto – to była jego jedyna filmowa aranżacja w karierze.Dzieci Diuny (2003)
To miniserial, który adaptował dwie książki Franka Herberta – tytułowe Dzieci Diuny oraz Mesjasza Diuny. Ambitna historia doczekała się trzech odcinków, a w obsadzie znajdował się m.in. James McAvoy. Za muzykę odpowiada Brian Tyler, którego nie trzeba przedstawiać – tworzył muzykę do takich filmów jak Iron Man 3, Niezniszczalni 2 czy Super Mario Bros. Film. To właśnie Dzieci Diuny zwróciły oczy świata w stronę młodego kompozytora (miał wówczas 30 lat). Porównywano go nawet do Johna Williamsa. I faktycznie jest to zasadne, ponieważ w ścieżce dźwiękowej miniserialu z 2003 roku o wiele bardziej słychać klimat Gwiezdnych wojen niż w Diunie Davida Lyncha. Serial nie ucieka od pompatyczności i podnoszących na duchu melodii (wystarczy posłuchać, jak cudownie brzmi motyw muzyczny rodu Atrydów). Tworzy jeszcze inną wersję tego świata – bardziej fantastyczną, powiedziałbym nawet, że baśniową. Niewielka orkiestra spisała się na medal pod świetnym kierownictwem Briana Tylera. W komentarzach pod utworami z serialu można znaleźć wypowiedzi mówiące o tym, że muzyka brzmi bardziej jak z monumentalnego, ikonicznego blockbustera science fiction pokroju Gwiezdnych wojen, a nie trzyodcinkowego serialu. Jednak na monumentalny blockbuster z Diuną w roli głównej przyszło nam poczekać aż do 2021 roku.Diuna (2021)
Najświeższa adaptacja pierwszej książki z cyklu w reżyserii Denisa Villeneuve jest uznawana obecnie za jedną z najwierniejszych. Wśród fanów cieszy się ogromną popularnością i uznaniem. To jedno z najlepszych współczesnych dzieł science fiction, które zostało stworzone z niesamowitym przywiązaniem do detali i skrupulatnością, która charakteryzuje tego reżysera. Druga część przyrównywana jest do najlepszych kontynuacji w historii kina. Według opinii osób, które już film obejrzały, ma zaprowadzić Denisa Villeneuve'a do panteonu największych reżyserów X muzy. Przyczyniła się do tego bez wątpienia ścieżka dźwiękowa skomponowana przez legendarnego Hansa Zimmera, kompozytora 12-krotnie nominowanego do Oscara w kategorii Najlepsza muzyka (statuetkę wygrał dwukrotnie, w tym raz właśnie za Diunę). Co ciekawe, artysta odrzucił propozycję współpracy z Christopherem Nolanem przy filmie Tenet. Książki Herberta były bliskie sercu Zimmera, który przeczytał je za młodu i już wtedy zastanawiał się, jak brzmiałoby Arrakis.Myślałem nad Diuną od 50 lat. Wziąłem tę pracę bardzo poważnie.
Jego marzenie ziścił Villeneuve, z którym kompozytor pracował nad Blade Runnerem 2049. Reżyser przyznał, że to właśnie Zimmer był jedną z pierwszych osób, które dowiedziały się o jego planach. Z kolei Zimmer stwierdził, że: "miał obsesję na punkcie stworzenia muzyki z innego świata i innego czasu".
Jak tylko zaczęliśmy pracę, to zostaliśmy przetransportowani w czasie. Stworzyłem tę muzykę z szaleństwem i lekkomyślnością godną nastolatka. Tworzyłem wszystko, co wpadło mi do głowy. Inną sprawą jest to, że czasem trudno jest wytłumaczyć muzyczne koncepcje, ale razem z Denisem wspólnie kończyliśmy swoje zdania, bo obaj tworzyliśmy ten film w naszych głowach od ponad 50 lat.
Jak powstała muzyka do Diuny Denisa Villeneuve?
Film z Timothee Chalametem w roli głównej powstawał w trudnym czasie pandemicznym, gdy restrykcje utrudniały prace nad filmami. Nie przeszkodziło to jednak reżyserowi w stworzeniu wybitnego spektaklu ani kompozytorowi w zrealizowaniu swojego odwiecznego marzenia. Arrakis Hansa Zimmera brzmi jak wyjęte z innego świata i innego czasu, choć łączy brzmienia znajome każdemu – kto nie uśmiechnął się, gdy usłyszał dudy towarzyszące lądowaniu Atrydów na Arrakis? Zimmer nie raz i nie dwa posądzany był o autoplagiat. W pewnym stopniu mogę się z tym stwierdzeniem zgodzić – ma on własny styl, który przechodzi do innych produkcji; do dziś pamiętam, jak podczas seansu Nie pora umierać miałem wrażenie, że ktoś podmienił ścieżkę dźwiękową i użył tej z Mrocznego rycerza. Diuna to jednak inna para kaloszy. Cały świat wyjęty z książek Franka Herberta brzmi unikatowo – nie tylko dla samego Zimmera, ale i świata muzyki ogółem. Kompozytorowi z Niemiec udało się dorównać obrazowi. Wyjątkowe dźwięki przeplatają się z równie niesamowitymi wizualiami, a żar Arrakis czy wiatr niosący piasek i skrzący się pod promieniami słońca można poczuć na własnej skórze (razem z dreszczami, które mi towarzyszą przy każdym odsłuchu). Tym bardziej imponujące jest to, że muzyka powstawała momentami w bardzo chałupniczych warunkach. Pandemia wymusiła konsultacje na odległość i składanie dźwięków w ten właśnie sposób. Pedro Eustache, muzyk grający na instrumentach dętych, podzielił się ciekawą opowieścią. Stworzył on prawie 6.5-metrowy róg i kontrabasowy duduk, które tworzyły wielką wersję starożytnego, armeńskiego instrumentu dętego. Z kolei Chas Smith w swojej szopie na wsi z połączenia sprężyn i ostrzy do piły stworzył instrument, który w filmie pomógł w odtwarzaniu dźwięków wiatru. Wspomniany przeze mnie moment lądowania Atrydów na Arrakis i towarzyszące ich pojawieniu się dudy zostały użyte w szkockim kościele przez 30 muzyków, a sam pomysł wykorzystania tych instrumentów podsunął kompozytorowi Denis Villeneuve. Konieczne było założenie ochraniaczy na uszy, ponieważ dźwięki osiągnęły 130 decybeli, które można porównać do alarmu lotniczego. Hans Zimmer śmiał się w wywiadach z tego, że jego córka doznawała zespołu stresu pourazowego, ilekroć słyszała dudy. Nawet charakterystyczny, moim zdaniem już ikoniczny, chór oraz kobiecy zaśpiew w Diunie został nagrany w bardzo improwizowany sposób. Loire Cotler, którą słychać w ścieżce dźwiękowej w tych momentach, pracowała w niewielkim studio w Brooklynie, z laptopem stojącym na kartonie – siedziała na podłodze i była opatulona z każdej strony ubraniami. Śpiewała tak całymi dniami, od rana do wieczora, aż robiło się ciemno. Jak sama powiedziała, to miejsce stało się dla niej "muzycznym sanktuarium". Inspiracje do swojego wykonania czerpała z nigun (żydowskiej techniki pieśni bez słów), celtyckiego lamentu oraz południowoindyjskich zaśpiewów.Chciałem tworzyć dźwięki niemożliwe dla człowieka. Technologia w tym pomogła. Łączyliśmy dźwięki jednego instrumentu z drugim i tak tworzyliśmy te niemożliwe dźwięki. Na przykład charakterystyka tybetańskiego długiego rogu połączona z wiolonczelą dawała nam dźwięk nowego instrumentu. Chciałem, żeby to były rzeczy, które mogą się unosić nad pustynią i wnikać między skały. Chciałem, żeby to brzmiało groźnie. [...] Niesamowicie zaangażowana była Lisa Gerrard, wokalistka z Australii, którą męczyłem każdego dnia, aż wymyśliła swój własny język. Mógłby on być z przyszłości albo z innego świata. I pracował też z nami David Peterson, lingwista współpracujący przy Grze o tron, który też stworzył język, a ja z niego wybrałem elementy do zaśpiewania.
O ciekawym podejściu kompozytora do muzyki opowiedział Guthrie Govan – gitarzysta, którego Zimmer znalazł dzięki YouTube'owi.
Zimmer nakreślał rezultat, a nie proces jego osiągnięcia. Na przykład raz powiedział: "To ma brzmieć jak piasek".
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj