Miasto 44 to opowieść o młodych Polakach, którym przyszło wchodzić w dorosłość w okrutnych realiach okupacji. Mimo to są pełni życia, namiętni, niecierpliwi. Żyją tak, jakby każdy dzień miał okazać się tym ostatnim. Nie wynika to jednak z nadmiernej brawury czy młodzieńczej lekkomyślności - taka postawa jest czymś naturalnym w otaczającej ich rzeczywistości, kiedy śmierć grozi na każdym kroku. W sprzedaży jest już powieść napisana na podstawie scenariusza, zaś sam film trafi do kin w piątek 19 września. Z jego reżyserem Janem Komasą rozmawia Dawid Rydzek.

Czytaj więcej: Efektowne "Miasto 44" - recenzja powieści Marcina Mastelerza

DAWID RYDZEK: Emocje po pokazie na Stadionie Narodowym w końcu opadły. Opłacało się go robić?

JAN KOMASA: Kwestia opłacalności finansowej nie wchodziła tu w grę, bo tzw. pokaz na stadionie, miał być pokazem na rocznicę obchodów, nigdy natomiast oficjalną premierą. Tego typu filmów nie pokazuje się w lato, kiedy zwykle wtedy królują amerykańskie blockbustery - jak chociażby tegoroczna czwarta część Transformers. To miał być rodzaj specjalnego pokazu i na dodatek specjalnej wersji filmu. Pomysł pojawił się jakieś dwa lata temu i wszystkich natychmiast zelektryzował. Było mnóstwo obaw w związku z tym, że stadion nie był na to przygotowany. Bardzo długo trwały testy, przyjeżdżało wiele ekip, które wymierzało i testowało komputerowo jak na przykład będzie się rozchodził dźwięk. Uszyto największy ekran w Europie, zawieszono 100 głośników… i opłacało się w tym sensie, że ostatecznie przyszły tłumy, jakieś 12 tysięcy osób. Ja jako twórca, jak tylko pokaz się rozpoczął, wstałem i zacząłem chodzić po wszystkich trybunach z góry i z dołu i sprawdzałem, jak było słychać. Widać na szczęście było co najmniej dobrze z każdego miejsca.

Słychać było i widać było, ale wciąż nieskończoną wersję filmu.

Nie było innego wyjścia jak pokazać nieskończony jeszcze film. Część ujęć nie była  w stanie być zrobiona, niektóre rzeczy były niepokolorowane, dźwięk i muzyka były jeszcze do zmiany. Zresztą kiedy pokazywaliśmy tę wersję stadionową, część filmu była już inna, już część elementów zmieniliśmy. Nie było szans jednak już na aktualizację tej wersji na pokaz specjalny.

Słyszałem, że jednak nie wysiedziałeś do końca seansu.

Emocje mnie zżerały i po 20-30 minutach zszedłem do loży vipów, tam gdzie siedział m.in. prezydent i… usłyszałem, że niewiele słychać. Nie chcąc się już jeszcze bardziej katować, wyszedłem z pokazu. Nawet pomijając kwestię dźwięku na stadionie, ja po prostu znam już ten film na pamięć, każdą jego klatkę. Nie musiałem go oglądać ponownie. Jedyne, co widziałem to nie to, co już udało mi się zrobić i co jest skończone, ale właśnie to, czego jeszcze brakuje i co trzeba dopracować. Przeczekałem seans za kulisami w spokoju i wróciłem dopiero jak zobaczyłem pierwsze opuszczające miejsca osoby.

Jakie były ich reakcje?

Znów nie widziałem wiele, bo nie byłem w stanie na nie patrzeć. Widziałem jedną – powstaniec i jego rodzina wstawali z krzeseł i nie mogli przestać płakać. Już to okazało się ponad moje siły i wróciłem za kulisy. Ten pokaz  był tak silnym doznaniem, że i tak wiem, że będzie się to śniło mnie i całej mojej rodzinie do końca życia. Nie wiem czy jakikolwiek reżyser zdaje sobie sprawę, że w ramach jego zawodu będzie musiał – albo inaczej – że przyjdzie mu coś takiego przeżyć.

Film w wersji pokazanej na stadionie spotkał się z krytyką ze strony dziennikarzy… co nie zostało bez twojej odpowiedzi.

Nigdy nie polemizowałem z krytycznymi recenzjami i zawsze się dziwiałem artystom, którzy to robią. Uważam, że to nie jest nasze zadanie, to nie jest rzecz, którą powinniśmy robić. Natomiast jest coś takiego jak szacunek i pewna niepisana dżentelmeńska umowa, którą obowiązywała podczas pokazu na Stadionie.

To nie była wersja do recenzji?

Dokładnie. Chciałbym być oceniony i – jeśli taka będzie wola krytyków – zmieszany z błotem za gotowy film. Tymczasem to nie był pokaz dla dziennikarzy, to był pokaz dla Powstańców. Ci pierwsi mieli zresztą szansę zobaczyć film jeszcze przed tym wydarzeniem na Stadionie i wtedy również uzgodniliśmy, że nie zostaną opublikowane żadne recenzje, a jedynie rozmowy z twórcami. Każdy dziennikarz czy krytyk wiedział, że to, co pokazuję na Stadionie wciąż nie jest wersją ostateczną i dlatego ta cała sytuacja mnie zabolała. Oczywiście, to nie jest tak, że do 19 września zmieni się tyle rzeczy i w gruncie rzeczy pokażemy zupełnie inny film. Tak rzecz jasna nie będzie. Niemniej uważam, że jego wyraz artystyczny będzię inny. Będzie nowy dźwięk, nowa muzyka, nowe zakończenie. To tak jakby w Drive zamiast electro użyć muzyki symfonicznej. To odmieniłoby kompletnie film i tak też będzie w przypadku Miasta 44. Dlatego też napisałem tego posta na Facebooku do swoich znajomych – nieco ironicznie – że "współczuję" tym, którzy musieli recenzować film po seansie na Stadionie. Nie robiliśmy tego pokazu dla pieniędzy, czy dla dziennikarzy, którzy potem swoimi artykułami wypromują film. Robiliśmy go dla Powstańców. To był nasz rodzaj hołdu złożonego dla nich.

Może nie trzeba było więc w ogóle pokazywać nikomu nieskończonej wersji?

Każdej decyzji, jaką mogliśmy podjąć towarzyszyły plusy i minusy. Oczywiście średnio podobała mi się wizja pokazywania komukolwiek roboczej wersji filmu. Pokazywanie nieskończonego dzieła widowni to tak jakby się przed nimi rozebrać. I tak się właśnie czułem.

Nawet jednak w tej osławionej "wersji stadionowej" było widać, że to film zrobiony z pomysłem. Słychać w nim echa "Kanału" Andrzeja Wajdy, ale jednocześnie widać też naznaczonego estetyką komiksu Szeregowca Ryana.

Jest tam wszystko, co mnie jako filmowca zainspirowało. Mając pod ręką odpowiedni budżet mogłem  zrealizować wiele swoich – mniej lub bardziej szalonych – pomysłów. W przeciwieństwie do wielu innych reżyserów, ja o takim budżecie marzyłem od zawsze. Przy czym ważne też było dla mnie, żeby to nie stało się zbyt efekciarskie i żeby za warstwą wizualną szła też głębia psychologiczna.

Jesteś przygotowany na reakcję Polaków po premierze filmu? Na głosy krytyki wobec filmu, jak i kolejną dyskusję na temat słuszności Powstania?

Wiadomo, że mi i filmowi się dostanie, czy to z jednej strony, czy z drugiej. Musiałem się z tym liczyć, kiedy podejmowałem decyzję o zaangażowaniu się w ten projekt. Niemniej przygotowywałem się do tego filmu prawie 10 lat. Bardziej gotowy już nie będę.


[image-browser playlist="582018" suggest=""] Powieść Miasto 44 już w sprzedaży.






To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj