John Wick miał być kolejnym z wielu średniobudżetowych filmów akcji, które swoje zarobią i przejdą bez echa. Debiut reżyserski uznanych kaskaderów, Davida Leitcha i Chada Stahelskiego, pokazał jednak światu coś, czego w mainstreamowym kinie akcji nigdy nie widziano. Okazuje się, że sceny walk mogą być efektowne i szalenie kreatywne, a przede wszystkim... widoczne na ekranie.

To jednak tylko jeden z wielu czynników, który wpłynął na popularność marki. Ten fenomen już od 10 lat zmienia Hollywood na lepsze. Jak do tego doszło?

Co było nie tak z kinem akcji przed Johnem Wickiem?

Mainstreamowe kino akcji z Hollywood zawsze miało problem, bo producenci chcieli przede wszystkim chronić swoją inwestycję: aktorów. W większości przypadków nie pozwalano im na nic choćby odrobinę ryzykownego, więc do różnych scen wynajmowano dublerów-kaskaderów oraz korzystano z trików z oświetleniem i kamerą, by ukryć fakt, że danej gwiazdy tam po prostu nie było. Zawsze zdarzały się wyjątki, ale nie każdy mógł być Tomem Cruisem czy Jackiem Chanem.

To owocowało tym, że sceny akcji/walk były zwyczajnie "do bani": kiepska praca kamery, bo filmowano tak, by ukryć twarz dublera; montaż tak szybki, że widza mogła rozboleć głowa (Uprowadzona 3 – cięcia co 2 sekundy!). A wszystko po to, by uwaga  odbiorcy była na tyle rozbita, by nie zastanawiał się, kogo właściwie widzi na ekranie.

Jasne, zdarzały się wyjątki, gdy pozwalano aktorom na wykonywanie prostych choreografii w scenach walk czy popisach kaskaderskich. W tym celu trenowano ich kilka tygodni, a potem, jak wspomina Stahelski, kończyło się to fatalnie. Czemu? Na planie aktor nie pracował z kaskaderami, z którymi wcześniej trenował, więc tym samym cały wypracowany rytm przestawał istnieć. A do tego – co okazuje się kluczem w filmowaniu fantastycznych scen akcji – operator kamery nie brał udziału w żadnych przygotowaniach, więc nie wiedział, co będzie kręcił. Przekonywał się o tym dopiero na planie i starał się coś wymyślić na szybko. Jak w takiej sytuacji można było liczyć na efekt choćby poprawny?

John Wick zmienił to na etapie preprodukcji, czyli przygotowań i szkolenia. Operator kamery pracował przez miesiące z kaskaderami i aktorem – wspólnie opracowywali najlepszy sposób na to, jak nakręcić daną scenę, a reżyser brał w tym czynny udział. Cel był pozornie prosty: widzowie mieli widzieć, co dzieje się na ekranie, więc ujęcia były przeważnie dłuższe, a montaż wolniejszy. Często było to obrazowane przez iluzję jednego długiego ujęcia, trwającego kilka minut. Przykładem może być walka na schodach w Atomic Blonde. To tylko pozory, bo takie sceny są zawsze złożone z kilku sekwencji. Po prostu oko widza nie wychwytuje mikrocięć. Efekt jest jednak dobry, bo widzimy w trakcie długiej walki, że to Charlize Theron kopie tyłki wrogom.

- Zatrudniają kaskaderów i wydają miliony dolarów na to, by szkolili obsadę. Gdy jednak przychodziło do kręcenia, zatrudniali grupę lokalnych kaskaderów i dawali im półtora dnia na próby. Operatorzy kamery nie brał w niczym udziału – co więcej: oni nie widzieli tego, co przygotowano aż do dnia kręcenia na planie. Kaskaderzy trenujący z aktorem przez dwa miesiąca nie byli tymi, z którymi miał walczyć przed kamerą. A potem zastanawiasz się, dlaczego jest tak dużo słabych scen walk na ekranie – powiedział Chad Stahelski w rozmowie z IndieWire.
fot. materiały prasowe

Jak John Wick zmienił kino akcji?

Chad Stahelski oraz David Leitch za sprawą Johna Wicka z 2014 roku zmienili kino akcji. Nagle wszyscy decyzyjni producenci oraz osoby finansujące kino zobaczyli coś na niespotykanym poziomie. A może wcześniej nie chcieli tego widzieć, bo tak było łatwiej?

Jason Statham został gwiazdą kina, zanim jeszcze Stahelski i Leitch zaczęli zmieniać Hollywood. Wiedział więc, że sceny akcji często wyglądały źle. Dostrzegł jednak szansę na zmianę. Wnioski wyciągnął podczas pracy z Davidem Leitchem.

- Ma on jedną ważną zaletę. Podczas pracy jego ekipa tworzy prewizualizacje. Wszystko kręcą, zanim wejdziemy na plan. Znają każde ujęcie i wiedzą, jaki jest najlepszy kąt kamery, by stworzyć pi***loną symfonię genialnej akcji. Kocham to. Większość ludzi, z którymi pracowałem, ponosi kompletną porażkę, gdy chce osiągnąć coś dobrego. Kończy im się czas. Nie wiedzą, co robią. Nie wiedzą, jakie są ujęcia. Operator nie ma pojęcia, jak kręcić sceny akcji, więc nie robi ujęć tak, jak trzeba - mówi Jason Statham o podejściu Leitcha i problemach ze scenami akcji w Hollywood.
materiały prasowe

Hollywood o całe dekady w tyle za Azją

Co ciekawe, praca Stahelskiego i Leitcha nie jest niczym nowatorskim ani też szalenie pomysłowym. W Azji działa to od dekad (najlepszym przykładem jest kino akcji z Hongkongu). To właśnie dzięki inspiracjom wschodnią twórczością, ale przede wszystkim dzięki pracy z najlepszym choreografem walk w historii, Yuen Woo Pingiem przy serii Matrix, stwórcy Wicka wiedzieli, jak to, co zachwyca, kręcić w praktyce. John Wick to był pierwszy krok – jakże ważny! To od tego momentu producenci zaczęli mówić: chcemy sceny akcji jak w Johnie Wicku.

Dlatego też pomimo obecności Jackiego Chana w Hollywood czy wspomnianej serii Matrix dopiero Stahelskiemu i Leitchowi udało się zmienić mainstream. To kwestia zwykłego szczęścia i odpowiedniego momentu. Być może branża w końcu dorosła do tej zmiany i zdała sobie sprawę, że można lepiej, bo... to się sprzedaje. W takich sytuacjach widzowie decydują o tym, co staje się nowym trendem. Oczywiście nie odmawiam Stahelskiemu i Leitchowi jakości czy oryginalności. Panowie po prostu czerpią z najlepszych możliwych wzorców, ale i tak dodają do tego ogrom rzeczy od siebie.

W 2018 roku ekipa kaskaderów 87Eleven tworzyła widowiskowe sekwencje w Deadpoolu 2 oraz Aquamanie, czyli jednych z największych hitów roku. Tym samym pokazali widzom nową jakość, a producentom, jak można wykorzystywać ich umiejętności w napakowanym efektami komputerowymi widowisku. Mający debiut rok później film Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw postawił kropkę nad i. Pod tym kątem wszystkie trzy tytuły zebrały świetne oceny, ostatecznie wprowadzając nowy trend na salony.

Najlepsze filmy akcji wg fanów - ranking

fot. materiały prasowe
+94 więcej

Sceny walki jako narzędzie do opowiadania historii

To bynajmniej nie oznacza, że zmiana została zapisana w kamieniu, bo wielu doświadczonych dyrektorów i producentów wciąż musi zmienić swoje wypracowane przez lata podejście. Tak Stahelski wyjaśnił to w 2023 roku:

- Dla mnie to dziwne, kiedy studio wydaje miliony dolarów na trenowanie obsady, ale nie wydadzą dodatkowych kilku tysięcy, aby sprowadzić ekipę operatorów kamery. Trzeba zadać im pytanie: "Kto według ciebie będzie kręcić tę scenę?" Płacisz za wybuchy, płacisz za efekty specjalne, ale nie zapłacisz za to, by kaskaderzy przyjechali wcześniej i poćwiczyli scenę na parkingu? To metodologia, o którą ciągle walczymy przy każdej produkcji.

Ważna jest świadomość tego, co sprawia, że walka i akcja na ekranie są po prostu dobre. To nie ma być jedynie efektowne. Chodzi przede wszystkim o wagę fabularną – scena walki jest narzędziem opowiadania historii. Ma powiedzieć coś o bohaterze, jego rozterkach i znaczeniu jego decyzji.

U Stahelskiego oraz Leitcha czuć, że takie momenty zawsze są "po coś". Hollywood tego nie rozumiało i wciąż uczy się, że każdy element tworzenia danej produkcji jest istotny dla jej jakości. Współtwórca Johna Wicka wspominał też w 2023 roku, że aby scena była dobra, musi być dograna na każdym poziomie (nie tylko aktorów, kaskaderów i operatorów). Jeśli tak nie jest, łatwo się w tym pogubić. Rozwałka na ekranie dla samej rozwałki jest po prostu nudna i bezcelowa, co doskonale widać w serii Transformers. Michael Bay wyraźnie zatracił tę ideę w trakcie rozwoju kolejnych odcinków. Ważne są generowane emocje i znaczenie.

- Sceny akcji mają określony przebieg wydarzeń. Na ich końcu jako widz musisz wiedzieć więcej o postaci lub historii, która rozwinęła się w dobry sposób. Myślę, że widzowie nie zdają sobie sprawy, jak dużo można nauczyć się o bohaterze ze sceny akcji i jak bardzo ona go definiuje - mówił reżyser David Leitch podczas wywiadu dla portalu Complex w 2017 roku.
fot. Lionsgate

Jak stworzyć dobre sceny walk?

Twórcy Johna Wicka pokazali, jak ważne jest eksponowanie, że w danych scenach występuje gwiazda. Tworzenie choreografii zawsze musi być dopasowane pod umiejętności aktora lub aktorki. To im dodaje wiarygodności. Brad Pitt w Bullet Train, Bob Odenkirk w Nikt, David Harbour w Dzikiej nocy i oczywiście Charlize Theron w Atomic Blonde to kilka przykładów.

Teraz w wymagających scenach akcji widzimy aktorów z wyższej półki Hollywood. I nikt nie boi się, że coś im się stanie. Kwestie bezpieczeństwa są oczywiście zachowane. Mimo tego Charlize Theron, podczas przygotowań do walk w Atomic Blonde, wczuła się tak bardzo, że... ukruszyła sobie dwa zęby. Jednak spodobało jej się to tak bardzo, że teraz kojarzy się z gatunkiem kina akcji i ma już przynajmniej kilka takich udanych filmów na koncie. 

Ciekawie wypada w tej kwestii Denzel Washington, którego film Bez litości miał premierę kilka miesięcy przed Johnem Wickiem. Choć wyraźnie widać świetną choreografię, w której aktor wykorzystuje umiejętności nabyte na treningu z Danem Inosanto (słynny uczeń Bruce'a Lee), to praca kamery jest fatalna, a montaż za szybki. Nadal można dostrzec artystę, ale cóż z tego, skoro efekty są poniżej poziomu? Dzięki podejściu Stahelskiego i Leitcha to mogło wyglądać o niebo lepiej!

Stare podejście powinno zostać zapomniane, bo zwyczajnie wygląda źle. Jeśli nie widzimy aktora w danej scenie, to można poczuć niesmak (ukrywanie braku Marka Wahlberga w Planie wycieczki z 2023 roku to sztandarowy przykład, dlaczego jest to najgorsze). Hollywood nadal jednak się uczy – te 10 lat od pojawienia się Johna Wicka pokazały, że zmiana ciągle postępuje, ale jeszcze potrzebna jest praca nad tym, by to utrwalić. Przyzwyczajenie do czegoś prostego i zwyczajnego jest zbyt silne, a takie szkaradne tytuły jak Plan wycieczki udowadniają, że proces jeszcze się nie zakończył. Twórcy Wicka pokazali też, że kino akcji nie musi być tylko pretekstowe i zwyczajne.

Akcja w Hollywood to proces ciągłego rozwoju. Stahelski najlepiej to podsumował w rozmowie z IndieWire.

- Nasz sposób tworzenia filmów nie był intuicyjny, musieliśmy się go nauczyć. Sam nauczyłem się tego od Jackiego Chana: wygeneruj tak dużo problemów, ile tylko możesz. Jackie przykuje się do kogoś kajdankami, nie wiedząc, jak z tego wyjść – to jest właśnie genialne w choreografii, ponieważ takie podejście pozwalało mu wymyślać rzeczy, których nigdy przedtem nie było na ekranie. To wówczas zaczyna się prawdziwa zabawa i wpływ na widza – nie w unikaniu problemów przy tworzeniu, ale znajdywaniu sposobów, jak je rozwiązać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj