Pierwszy dzień Festiwalu Filmowego w Gdyni jest zawsze najspokojniejszy, najmniej się dzieje, ponieważ wszyscy dopiero się zjeżdżają i po prostu całość musi się rozkręcić. Oto kilka przemyśleń po otwarciu.
Festiwalowe atrakcje dla dziennikarzy tak naprawdę rozpoczynają się dopiero o 9:00 rano, kiedy odbywa się pierwszy pokaz prasowy filmów z Konkursu Głównego w Gdyni. Nie przypadkiem na poniedziałek zaplanowano filmy, które po prostu większość osób już oglądała, czyli Planeta singli oraz kryminalny thriller Sługi boże. Przedstawiciele kina gatunkowego i zarazem bardziej komercyjnego oraz przystępnego dla przeciętnego widza to dobre wyjątki w tegorocznym programie, który pokazuje swoją wszechstronność, starając się docenić coś na polu takiego gatunku, co po prostu jest dobre. I jak przy komediowym hicie z Maciejem Stuhrem mogę śmiało się zgodzić co do tej decyzji, bo jest to zaskakująco zabawny i przyjemny film, tak Sługi boże wywołują mieszane odczucia. Są z jednej strony świetnie nakręcone, z fenomenalnymi zdjęciami budującymi mroczny, ciężki klimat Wrocławia pasujący do z założenia mocnego thrillera kryminalnego, ale z drugiej bardzo przewidywalne, z oczywistą, mało interesującą fabułą, która nie jest w stanie wciągnąć czy zbudować napięcia, co w tym gatunku jest wręcz niedopuszczalne. Mogło być świetnie, a wyszło przeciętnie - i to głównie dzięki aktorom (świetna Julia Kijowska), którzy podnoszą ocenę.
Na przeciwległym gatunkowym biegunie znajdują się filmy autorskie, bardziej artystyczne, skierowane do wymagającego widza szukającego czegoś niejednoznacznego i nietypowego. Szczęście świata Michała Rosy to film rozgrywający się tak naprawdę w jednej kamienicy w 1939 roku oraz jakiś czas po zakończeniu II wojny światowej; skupia się na międzyludzkich relacjach na Śląsku, gdzie mieszkają Żydzi, Polacy, Niemcy i Ślązacy. Mamy świetną i interesującą gamę różnorodnych postaci, których historie są w stanie zaciekawić, a ich wzajemne relacje - napędzić rozwój fabuły. Film ten potrafi wywołać emocje w momencie, gdy widzimy, jak przez II wojnę światową wspomniane relacje zostają zerwane - chociaż ci ludzie mieszkali ze sobą, znali się latami, to w tamtym momencie przestało mieć znaczenie. Jest w tym coś uniwersalnego, prawdziwego i na swój sposób nieźle opowiedzianego. Film jednak nie prezentuje tejże historii w sposób przystępny, prosty - wymaga skupienia się na detalach, niuansach i emocjach, by móc zrozumieć przesłanie reżysera. Chwilami tempo jest zbyt senne, a niektóre momenty wydają się po prostu niepotrzebne. Pozycja zdecydowanie nie dla wszystkich. Więcej w recenzji, która zostanie opublikowana jutro.
Pierwszy dzień festiwalu to też gala otwarcia z pokazem konkursowym. Uroczystość w tym roku wydała się skromniejsza, bez fety i głośnego celebrowania polskiego kina. Czuć to było na czerwonym dywanie, który znajdował się tylko przy samym wejściu do Teatru Muzycznego, a wokół zebrała się bardzo niewielka grupka ludzi. Sama gala to raczej standard, bez fajerwerków, czyli czysta formalność, by oficjalnie otworzyć uroczystość. Filmem, który to zrobił, był The Erlprince Kuby Czekaja. Jest to jeden z takich autorskich filmów, które muszą trafić w odpowiednią wrażliwość odbiorcy. Historia dorastania nastolatka o genialnym umyśle jest bardzo specyficzna i mało przystępna dla przeciętnego odbiorcy. Nie jest to film, który przyciągnie do kin rzesze widzów, bo po prostu jest zbyt trudny w odbiorze i wymaga pełnego skupienia się na symbolice, dialogach oraz niuansach. Do mnie to kino nie trafiło, bo wydaje się trochę zbyt autorskie i oryginalne, nie mogę jednak odmówić reżyserowi wizji i pomysłu, które konsekwentnie realizował. Nie brak tutaj ciekawych rozwiązań, interesujących zabiegów i scen wywołujących zaciekawienie. Chwilami można odnieść wrażenie, że jest to rzecz trochę zbyt przekombinowana, jakby forma przerastała treść, ale gdy się nad tym zastanowić, ta treść tam jest. Film zdecydowanie podzielił publiczność, nie było opinii pośrednich - albo Królewicz Olch trafił i się spodobał, albo nie.
Na bieżąco relacjonowałem Wam wydarzenia na naszych profilach w mediach społecznościowych. Na miejscu dostrzec można było wiele postaci polskiego kina, które albo prezentowały swoje filmy, albo pojawiły się w charakterze gości. Tak naprawdę po seansie wszyscy pogrążyli się w rozmowach na temat polskiego kina, co było naprawdę ciekawym doświadczeniem. To samo można było dostrzec po uroczystości na oficjalnym bankiecie, który odbył się naprzeciwko teatru w hotelu Mercure. Wszyscy stali, jedli, pili i rozmawiali o różności. A jedzenia było co nie miara, co dusza zapragnie - od przystawek, przez wszelkie rodzaje wędlin, ciepłe potrawy, a na grillowanych pysznościach skończywszy. Polskie gwiazdy bawiły się dość spokojnie w takt muzyki wprowadzającej luźny i lekki klimat. Nie było też problemu z podejściem do któregokolwiek aktora i przywitaniem się. Przyjemne, smaczne i spokojnie zakończenie pierwszego dnia.