Nowym rozdziałem Transformersów na dużym ekranie będzie film Transformers: Przebudzenie bestii, który zadebiutuje w kinach 9 czerwca i tradycyjnie pokaże nam starcie Autobotów z Decepticonami. Tym razem jednak pojawią się też inne frakcje – Maximale, Predacony oraz Terracony. Nie umiem sobie wyobrazić lepszej okazji do wspomnienia animowanego serialu Kosmiczne wojny z 1996 roku niż  zbliżająca się premiera nowego widowiska z tej franczyzy. Uruchamia się oczywiście moc wspomnień z czasów, gdy zasiadało się w sobotnie poranki przed telewizorem, oglądało Hugo i czekało na kolejne starcie Maximali z Terraconami. Serial emitowany był przez trzy sezony. Jego akcja osadzona została 300 lat w przyszłości w stosunku do oryginalnej linii zabawek Transformers. Maximale są zatem potomkami Autobotów, co automatycznie czyni ich tymi dobrymi, natomiast Predacony pochodzą od Decepticonów, więc tych lubić nie wypada. Podczas wielkiej bitwy członkowie obu frakcji rozbili się na nieznanej planecie. Kosmiczne wojny przedstawiają ich próby przetrwania na tym terytorium. Przyjdzie im także stoczyć walkę o dominację jednego gatunku nad drugim.
materiały prasowe
Maximalom przewodzi Optimus Primal, wielkich rozmiarów goryl, który pod wieloma względami przypomina swojego przodka, Optimusa Prime'a. Prócz tego jego ekipę współtworzą Rhinox, Dinobot, Cheetor, Rattrap, Tigatron czy Airazor. Po stronie ich przeciwników jest sam Megatron, Scorponok, Terrorsaur, Tarantulas, czy Inferon. Postaci jest tu jednak jeszcze więcej, co stanowi cechę wspólną produkcji powstających we współpracy z firmą zabawkarską.  Dziś – nawet mimo sentymentu! – trudno patrzy się na stworzoną komputerowo animację. Jednak w dniu swojej premiery nie było to oczywiście żadną przeszkodą. Wręcz przeciwnie, był to powiew świeżości i nowoczesności. Początkowo najbardziej zagorzali fani Trasnformersów nie byli przekonani do tej produkcji, bo jednak obawiali się, że ich ulubione Autoboty pójdą w odstawkę lub zwyczajnie ich wartość zostanie umniejszona przez pojawienie się doskonalszych form. Z czasem jednak wielu przekonało się, że Kosmiczne wojny są ucieleśnieniem najlepszych opowieści o istotach zmieniających się w maszyny. Serial zawierał mnóstwo humoru, akcji i ciekawie prowadzonych historii. Planeta, na której znaleźli się bohaterowie, skrywała bowiem wiele tajemnic, a odkrywanie ich było atrakcyjnym dodatkiem do licznych starć między zwaśnionymi grupami.
Planeta, na której znaleźli się bohaterowie, skrywała bowiem wiele tajemnic, a odkrywanie ich było atrakcyjnym dodatkiem do licznych starć między zwaśnionymi grupami.
Chociaż początkowo serial unikał odniesień do klasycznych serii, pozwolił sobie pod koniec pierwszego sezonu na nawiązania do Transformerów – wspomniano Unicrona, a także pojawił się Starscreama, widziany wcześniej jako duch w trzecim sezonie oryginalnej kreskówki o Autobotach. Z czasem dowiedzieliśmy się, że nienazwana planeta to po prostu Ziemia z czasów prehistorycznych, a bohaterowie zostali cofnięci w czasie. Kosmiczne wojny miały określony schemat w każdym odcinku, ale jednocześnie zawsze rozwijały większą fabułę. Tym samym trzeci sezon został w całości skupiony na Maximalach, broniących swoich uśpionych przodków Autobotów na pokładzie rozbitej starożytnej Arki.
materiały prasowe
Nie da się dziś uciec od tego, jak mocno zestarzała się ta produkcja wizualnie, ale musicie uwierzyć na słowo, że po jej premierze doceniano starania twórców. Za jakość odpowiadało studio Mainframe, które wiele pracy włożyło w to, żeby bohaterowie gestykulowali i mieli jakąś mimikę. Dzięki temu mogli wyrażać szczerze swoje emocje. Pisano nawet, że Kosmiczne wojny zawstydzają konkurencję, a efekty komputerowe były na najwyższym poziomie. Do tego dochodzi świetne aktorstwo głosowe i naprawdę ciekawie napisani bohaterowie. Każdy miał swojego ulubieńca – ja szczególnie miło wspominam szczura zmieniającego się w potężną maszynę. Kosmiczne wojny okazały się niezwykle istotną produkcją dla franczyzy. Do dziś toczy się wiele debat na temat zawartych w serialu wątków czy spraw, które nie otrzymały odpowiedzi. W 1999 roku, zaraz po zakończeniu serialu, pojawiła się kontynuacja zatytułowana Transformers: Niszczycielskie maszyny. Przy niej jednak dominowały negatywne reakcje. Środki na realizację były dużo mniejsze, a generowanie każdej postaci wymagało nie tylko pracy, ale też dużych pieniędzy. Zamiast rozwoju, był raczej regres, bo na ekranie ograniczano ilość postaci. Niby kontynuowano walkę o utrzymanie przy życiu Autobotów śpiących w Arce, ale brakowało już tej świeżości i pomysłowości z pierwszej serii. Powróćmy jednak jeszcze do Kosmicznych wojen – największą siłą produkcji, przynajmniej dla dzieciaka, było obserwowanie zmieniających się zwierząt w mechy, które stawały do zaciekłych bojów. Starsi widzowie mogli docenić wszystkie fabularne niuanse, ale liczył się tak naprawdę moment, kiedy postacie zmieniały swoje formy i ruszały do walki. Słownych przepychanek i przemocy tam nie brakowało, ale to w końcu serial z lat 90., więc trudno, żeby było inaczej. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj