Upływ czasu znany był ludzkości od zarania dziejów. Zarówno Egipcjanie, Babilończycy, jak i cywilizacje hellenistyczne stosowały podział dnia dla ułatwienia życia społecznego. Wybijane godziny dotyczyły początku lub końca pracy, segregowały domowe obowiązki oraz wieściły czas rozpoczęcia mszy świętej. Życie cały czas toczyło się swoim torem. W XVII wieku Galileusz zdefiniował prędkość jako konkretną odległość pokonaną w konkretnym czasie, choć pojęcie to było znane już wcześniej. Dopóki jednak ludzkości służyły jedynie konie, by pokonywać dystanse odrobinę szybciej, ani na czas, ani tym bardziej na szybkość nie zwracało się większej uwagi. Gdy od 1830 roku najpierw w Wielkiej Brytanii, a później także w USA zaczęła rozwijać się kolej, nastąpiło coś, co nazywamy anihilacją miejsca i czasu – odległość została oderwana od czasu – ten drugi czynnik stał się zaś bardziej istotny. Powstawały rozkłady jazdy i ujednolicano czas na każdym przystanku. Trzeba było umawiać się na konkretną godzinę, spóźnianie się było oznaką braku wychowania lub nonszalancji, zaś miasta będące kolejnymi przystankami stawały się ważnymi ośrodkami kulturalnymi i przemysłowymi. Czas i miejsce zaczęły znaczyć coś innego, a coraz większe znaczenie zyskiwała prędkość. Od czasów Rocket, pierwszej lokomotywy parowej, która potrafiła osiągać zawrotną prędkość 48 km/h, ludzkość cały czas dążyła do tego, by być coraz szybsza. Inspiracją stawała się natura – w końcu najszybsze zwierzęta przeżywają najdłużej, potrafią dorwać ofiarę oraz uciec przed niebezpieczeństwem. Sokół wędrowny potrafi osiągać prędkość 350 km/h, choć niewiele ustępuje mu orzeł przedni. Najszybszym zwierzęciem lądowym jest zaś gepard. Nie osiąga co prawda takiej prędkości jak wspomniane ptaki, jednak przed jego 120 km/h żaden człowiek nie byłby zdolny uciec, chyba że miałby odpowiedni sprzęt. Jeden z pierwszych samochodów, Benz Velo, nie osiągał może takiej prędkości jak kolej w tych czasach, aczkolwiek 24 km/h robiły wrażenie. Jednak dopiero po Wielkiej Wojnie zaczęto budować samochody dla bicia rekordów. W 1949 zaprezentowano Jaugara XK120, który rozpędzał się do 201 km/h. Później z roku na rok rekordy te były bite. Od 1950 roku odbywają się wyścigi Formuły 1, a technologia rozwijała się coraz szybciej. W 1987 roku Ferrari pobiło magiczną granicę 201 mil na godzinę (323 km/h), jednak od ponad dekady tron należy do Bugatti, którego najnowszy Veyron Super Sport osiąga niesamowite 431 km/h. Wraz z rozwojem technologii, szczególnie po II wojnie światowej, zaczęto skupiać się także na innych aspektach prędkości – nie tylko tej mierzonej za pomocą odległości i czasu. Zaczęto brać pod uwagę także informacje. Przesyłanie danych – najpierw przez pocztę, później przez prymitywne urządzenia nadające komunikaty na widoczność ludzkiego oka lub lornetki aż do zastosowania telegrafu – zaczęło mieć ogromne znaczenie przy zatonięciu Titanica, podczas przekazywania depesz wojskowych. Gdy internet stał się obecny w każdym domu, firmy zaczęły prześcigać się w prędkościach – najlepszy jest ten, który jest najszybszy. [video-browser playlist="756541" suggest=""] Nic więc dziwnego, że tak samo zaczęto traktować ludzi. Zwycięzcy biegów na Igrzyskach Olimpijskich nazywani są najszybszymi ludźmi na świecie, a rekordy bite są we wszelkich dziedzinach – jak Kanał La Manche przepłynięty wpław w mniej niż 7 godzin. Niedawno ludzkość podjęła się niezwykłego zadania: przekroczenia przez człowieka bariery dźwięku. Felix Baumgarnter skoczył z wysokości 39 kilometrów i osiągnął prędkość 1357 km/h. Jakże oczywiste jest to, że kino również zachwycało się kwestią szybkości. Naturalnie najpopularniejszym motywem stała się prędkość samochodów. Ma być lepiej i szybciej – ważne staje się wyciskanie z silników więcej, niż planowano, tylko po to, by wyprzedzić przeciwników. Tak było w początkach serii „The Fast and the Furious”, m.in. na tym skupiał się „Rush” Rona Howarda. Kim byłby Han Solo, gdyby nie dysponował najszybszym (choć często się psującym) statkiem kosmicznym, Sokołem Millenium? Czy zatem sam człowiek bez maszyny jest bezużyteczny? Bynajmniej! Popkultura zdążyła też stworzyć swoich herosów, którzy błyskawicznie mogą pokonywać spore odległości. Od 1959 roku wydawany jest przez DC Comics „The Flash”, czyli historia najszybszego człowieka na świecie, który zyskuje swoje zdolności po przeżyciu katastrofy w laboratorium. Nawet najpotężniejszy bohater w tym uniwersum, czyli Superman, nie potrafi mu dorównać. Jego postać w kinie nie pojawiła się ani razu, lecz film z nim w roli głównej jest w trakcie preprodukcji. Natomiast Flash na małym ekranie pojawił się dwukrotnie. Po raz pierwszy w serialu z 1990 roku, który próbował naśladować styl Batmanów Tima Burtona. To tam Mark Hamill zagrał Trickstera, co przysporzyło mu sporo fanów oraz zapewniło mu rolę Jokera w serialu animowanym. Kolejne podejście do historii Barry’ego Allena (który jest zresztą drugą interpretacją postaci Flasha) rozpoczęło się w 2014 roku wraz z premierą „The Flash” na stacji CW, który stał się drugim serialem należącym do serialowego uniwersum DC. [video-browser playlist="756543" suggest=""] Konkurencja długo czekała z odpowiedzą. Dopiero w 1964 roku na kartach komiksów Marvela pojawił się Quicksilver, który początkowo był antagonistą w komiksach o X-Men, jednak szybko przeszedł na ich stronę i stał się jednym z ulubionych superbohaterów. W kinie za to Quicksilver pojawił się niedawno, za to w podwójnej dawce. W 2014 roku zaliczył mały, choć niezwykle zabawny występ w filmie „X-Men: Days of Future Past”, zaś rok później pojawił się w „Avengers: Age of Ultron”. Co ciekawe, postacie te nie mają ze sobą nic wspólnego – mają inną historię, należą do innych uniwersów i grane są przez innych aktorów, co wynika ze skomplikowanych zależności dotyczących tego, która wytwórnia ma prawa do jakiej komiksowej postaci. Samo kino zdaje się żyć jakimś sposobem prędkością – kto najszybciej zgarnie 100, 200, 300 milionów w box office, jaki zwiastun pokona magiczną granicę kilkudziesięciu milionów wyświetleń. Także i my chcemy coś natychmiast, już, teraz! Najszybsze telefony, najszybsze samochody, mikrofale i szybko chłodzące się napoje. Chcemy się szybciej uczyć, szybciej dojeżdżać na miejsce, szybciej dorastać jako dzieci. Paradoksalne jest jednak to, że im więcej rzeczy przychodzi nam łatwiej, im szybciej sprawdzamy maila, obejrzymy film, dojedziemy do pracy, tym mniej czasu pozostaje nam na zrobienie innych rzeczy. Gdzie ten czas ucieka? Nie wiadomo.  
Źródło: materiały prasowe
Już 2 listopada o godzinie 17:00 w Polsce na kanale TV Puls debiutuje serial "The Flash". Emisja od poniedziałku do piątku o 17:00.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj