Czy anulowanie kogoś z życia publicznego za kilka wpisów w sieci jest moralnie uzasadnione? Czy każdy z dostępem do mediów społecznościowych powinien mieć prawo do wyrokowania na temat bardziej popularnych osób, które popełniają posty niekiedy kontrowersyjne? Kultura anulowania nie jest zjawiskiem nowym, ale wciąż trudno znaleźć odpowiedzi na powyższe pytania. Tym bardziej, że nie jest związana stricte z portalami społecznościowymi. Bo jeśli ktoś przed dekadami postanowił popełnić rasistowski lub homofobiczny wykład na uniwersytecie, też mógł spodziewać się żywej reakcji ze strony środowisk walczących o równość społeczną. Przez lata „anulowanie” tożsame było właśnie z debatami publicznymi. Reakcją na niesmaczne poglądy, było „wymazanie” kogoś z życia publicznego. Zanim nastała era portali społecznościowych, formą piętnowania niestosownych spojrzeń na świat w opinii grup walczących o sprawiedliwość było odbieranie szans na pracę na uniwersytetach lub stwarzanie trudności w publikowaniu książek. Nastał jednak czas social mediów, zatem kultura anulowania dostosowała się do warunków panujących na zupełnie nowym gruncie, dotykając częściej osoby z pierwszych stron gazet, aniżeli akademików. Obecnie utożsamiana jest z lewicowymi i liberalnymi przedstawicielami świata kultury i mediów oraz poprawnością polityczną. Nie jest to błędne założenie, ale kultura anulowania nie jest tożsama tylko dla lewicy, choć nie moim zadaniem będzie tutaj stawanie po jednej ze stron lub wyrokowanie na temat słuszności tego zjawiska. Skupmy się raczej na konkretnych przykładach i sami, indywidualnie będziecie mogli wyciągnąć wnioski o pewnych mechanizmach wpływających na naszą codzienność.
Źródło: materiały prasowe
Trudno jest znaleźć mocny przykład, który zapoczątkował nowoczesną formę ostracyzmu, ale wielu argumentów dostarcza J.K. Rowling, autorka Harry’ego Pottera. Mamy tu bowiem przykład autorki uwielbianej do czasu, kiedy pokusiła się o stwierdzenie, że miesiączka zarezerwowana jest tylko dla kobiet, a nie dla transpłciowych mężczyzn. Środowiska walczące o prawa transseksualistów głośno wyrażały swoją dezaprobatę na podejście pisarki, co związane jest m.in. z jej dużą popularnością. Musimy wiedzieć, że osoby znane i mające pogłos mogą stanowić w pewnym sensie niebezpieczeństwo. Jesteśmy ludźmi, więc lubimy kierować się zdaniem innych, zwłaszcza popularnych osób. Jeśli taką opinią podzieliłby się Janusz Kowalski, zapewne nikt nie poświęciłby minuty lub dwóch na krytyczny komentarz. Ale zrobiła to J.K. Rowling, poczytna autorka niezwykle popularnej serii, która wypowiedziała się szkodliwie na temat danej grupy społecznej. Pytaniem zasadnym jest więc, jakie powinno być nasze podejście do postawy zarówno autorki, jak i osób piętnujących w sieci jej zachowanie? Słuszność kultury anulowania upatruje się pilnowaniu bezpieczeństwa potencjalnych czytelników, więc także grup narażonych na stanie się elementem kontrowersyjnej wypowiedzi. Hashtagi takie jak #CancelJKRowling lub #JimmyFallonIsOverParty, wytworzyły przekonanie u wielu osób, że postępują właściwie, a celebrytów popełniających błędy lub wyrażających inne zdanie należy w ten sposób piętnować. Oczywiście zazwyczaj jest ku temu powód, ale trudno odrzucić od siebie wrażenie, że część osób ukrytych pod hahstagami próbuje wybielić samych siebie, postawić się w lepszej sytuacji. Kulturowe uwarunkowania i konsekwencje obu działań, są jednak tematem bardzo rozległym, więc przejdźmy do kolejnych przykładów. Wspomniany Jimmy Fallon, prowadzący popularny talk show, spotkał się w sieci z twierdzeniami, że jest rasistą. Fani Saturday Night Live odgrzebali bowiem skecz z przeszłości, w którym Jimmy Fallon przebrał się za osobę czarnoskórą, uprawiając mocno krytykowane w USA zjawisko nazwane Blackface. Pisaliśmy o tym szerzej w osobnym artykule. Sam Fallon odniósł się do zarzutów na swoim Twitterze:
W 2000 roku podjąłem bardzo złą decyzję, wcielając się w Chrisa Rocka, w programie Saturday Night Live. Nie ma usprawiedliwienia takiego działania. Bardzo przepraszam za podjęcie tej niewątpliwie obraźliwej decyzji i dziękuję wszystkim za pociągnięcie mnie do odpowiedzialności.
fot. materiały prasowe
Jest to więc inna sytuacja od tej z J.K. Rowling. Odkopano coś nieprzychylnego z przeszłości. Za swoje wpisy sprzed lat konsekwencje musiał ponieść też James Gunn, reżyser Strażników Galaktyki. Disney zwolnił go za niestosowne wpisy sprzed dekady, nawet pomimo jego przeprosin opublikowanych równie dawno, bo siedem lat temu i kolejnych już po wypłynięciu afery. Ta sytuacja była rozegrana przy chłodnej biznesowej kalkulacji ze strony Disneya i na szczęście dano Gunnowi szansę do zrehabilitowania się i ostatecznie stanie za kamerą Strażników Galaktyki 3. Wpisy reżysera faktycznie były poniżej krytyki, ale nie możemy odrzucać od siebie myśli, że każdy z nas może się zmienić. Wśród celebrytów zrodziło to strach przed wypowiadaniem się, bo również mogą stracić lukratywne kontrakty. Znowu istotna była kwestia zasięgów i rozpoznawalności. Pandemia koronawirusa dostarczyła nam przynajmniej kilku gwiazd, których postrzeganie rzeczywistości spotkało się z krytyką. Całkowicie nieodpowiedzialne wpisy Letiti Wright, odtwórczyni roli Shuri w Czarnej Panterze, doprowadziły do usunięcia przez aktorkę konta na Twitterze. Nikt nie odmawia jej dobrych intencji, ale osoby znane muszą mieć świadomość podejmowania odpowiedzialności za swoich widzów i fanów. W tym przypadku być może także zadziałał Marvel Studios i Disney, chcąc zachować się inaczej niż w przypadku Gunna i najpierw dać ostrzeżenie. Szybko zamilkła przecież także Evangeline Lilly, wcielająca się w MCU w Wasp. Tutaj także jej wpisy śmierdzące teoriami spiskowymi spotkały się z ostracyzmem. Być może jednak w tych przypadkach aktorki ugięły się pod naciskiem Disneya, inaczej od Giny Carano, do której jeszcze wrócimy. Dalej trudności w rozstrzyganiu przysparzają kategorie obrońców sprawiedliwości lub osób stojących na straży „normalności”. Złe zachowania należy krytykować i piętnować, ale może współczesna forma średniowiecznego rzucania kamieniami nie jest idealna? Sam szukam odpowiedzi na te pytania. Szkodliwie o skutkach Cancel Culture wypowiadał się nawet były prezydent USA, Barack Obama. Zauważył, że odbieranie ludziom możliwości zabierania głosu lub piętnowanie ich za odmienne zdanie może prowadzić do konformizmu i ograniczania swobody dyskursu, co zawsze jest cenione w zdrowej demokracji. Musielibyśmy zatem rozgraniczać, gdzie dana wypowiedź zawiera poglądy, a gdzie nacechowana jest szkodliwą ideologią. Niewskazane jest np. powielanie teorii spiskowych, bo w przypadku osoby o dużych zasięgach, może to mieć wymiar szkodliwy.
Disney+
Weźmy jeszcze przykład Vanessy Hudgens, która na swoim Instagramie powiedziała, że wszelkie próby powstrzymania epidemii są… nic nie warte. „Nawet jeśli wszyscy zachorują, ludzie umrą, co jest okropne, ale to jest jakby... nieuniknione?” – twierdziła aktorka. Trudno mówić w tym przypadku o próbach anulowania gwiazdy, ale część komentujących odbierała jej możliwość wypowiadania się w ten sposób. Powstaje problem słuszności oceny na temat kalibru danej wypowiedzi i jej szkodliwym wpływie. Nikt nie ma przecież monopolu na prawdę. Na koniec warto jeszcze wrócić do Giny Carano i jej zwolnienia z Lucasfilm. Z informacji mediów wiemy, że proszono ją kilka razy o zaprzestanie publikowania niestosownych tweetów. Nie było więc cenzury, nie było to też uciszanie innych poglądów. Były one kontrowersyjne i naruszały dobre imię firmy, której twarzą stała się Carano. Jeśli nie chciała iść na taki układ, musiała liczyć się z konsekwencjami. Korporacja nie chce być wiązana z pewnym rodzajem poglądów i nie ma sensu się na to obrażać. Tak działa świat, tak działa też biznes i to od dawna. Dyskusja nie powinna więc toczyć się na temat wolności słowa, ale na wpływie kultury anulowania na branżę. Czy zatem anulowanie kogoś jest formą sprawiedliwości społecznej, czy formą ostracyzmu? Kultura anulowania zachęciła do dyskusji na temat tego, co jest tolerowane, a co nie do zniesienia w zdrowej dyskusji. Moim zdaniem hahstagami nie da się - przynajmniej na razie - usunąć nikogo z życia publicznego. Gina Carano straciła pracę nie za popieranie Trumpa, ale za szkodliwe wpisy działające na niekorzyść grup społecznych oraz samej firmy. #OverParty pojawia się w trendach na Twitterze systematycznie, więc jest zasadne twierdzenie o nowoczesnej formie ostracyzmu, ale trudno na razie jednoznacznie stwierdzić, czy mamy do czynienia z chorobą toczącą obecnie społeczeństwo, a może jest to dobra forma zachowania wyciszania niestosownych zachowań? 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj