Swego czasu wśród książkowych nowości natrafiłam na pozycję Mój współlokator jest wampirem. I nie zawiodłam się, ponieważ dostałam dokładnie to, czego mogłam spodziewać się po opisie, czyli uroczego romansu paranormalnego. Autorka postanowiła pobawić się konceptem wampira w sposób, który bardzo przypadł mi do gustu. Główny bohater, przebudzony z długiego snu, nie był w ogóle dostosowany do współczesnej technologii i obyczajowości, więc pod wieloma względami przypominał zgorzkniałego i marudnego dziadka. Musiał nadrobić nagle całą popkulturę i zmiany modowe, które w niezrozumiały dla niego sposób ewoluowały w coraz mniej materiału, a coraz więcej odkrytego ciała. To wszystko stało się wstępem do relacji z główną bohaterką, która miała go trochę oswoić z tymi nowościami. Dlaczego o tym wspominam? Po lekturze, zadowolona niczym Kubuś Puchatek po zjedzeniu słoiczka z miodkiem, chciałam dodać książkę do swojej biblioteczki na Goodreads. I jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam niską ocenę. Pomyślałam, że to naprawdę dziwne, ponieważ sporo przeciętnych tytułów bez trudu zdobywa te cztery gwiazdki, a przecież mamy tutaj do czynienia z debiutem, który zawsze nakłania czytelników do trochę większej łagodności i wyrozumiałości. W dodatku książka była dokładnie tym, co obiecywała okładka i opis. Nie było więc mowy o fałszywych obietnicach jakiegoś thrillera paranormalnego czy dramatu obyczajowego (zły marketing boli całe życie, wystarczy spojrzeć na klęskę Crimson Peak. Wzgórze krwi). W związku z tym postanowiłam udać się tam, gdzie słońce nie dociera, czyli w sekcję komentarzy na Goodreads. I przysięgam Wam, że nic mnie nie mogło przygotować na to, co nastąpiło. Okazuje się bowiem, że ludziom nie podobała się ta książka, ponieważ była zainspirowana Reylo. Kurtyna. 
Fot. Materiały prasowe

Reylo – co to? 

„Reylo” to nazwa popularnego shipu z Gwiezdnych Wojen, określającego relację romantyczną pomiędzy Rey (Daisy Ridley) i Kylo Renem (Adam Driver). To, co ta para zrobiła w fandomie, można porównać do wybuchu bomby w środek tłocznego festiwalu. Już po pierwszym filmie z trylogii, czyli Przebudzeniu Mocy, wielu ludzi zaczęło ich ze sobą shipować. Jednocześnie mniej więcej tyle samo osób zaczęło ich szczerze nienawidzić. Jedna strona uważała, że są idealnym przykładem tropu „enemies to lovers”, a druga, że takie uczucie nie ma żadnego sensu. Pomijając już sam fakt, że na tym etapie niektórzy widzowie – wciąż straumatyzowani tym, co zaserwował im Luke i Leia – obawiali się, że Rey i Kylo Ren prędzej czy później okażą się rodzeństwem/kuzynami/bliźniakami jednojajowymi. Finałem tej „świętej wojny” w fandomie Gwiezdnych Wojen była premiera filmu Skywalker. Odrodzenie, czyli ostatniej części nowej trylogii. Twórcy postanowili, że Kylo Ren poniesie bohaterską śmierć i odkupi swoje winy, oddając życie za Rey. Jednak zanim wyzionął ducha, bohaterowie zdążyli pocałować się po raz pierwszy i ostatni, co samo w sobie można uznać za szalenie tragiczne i romantyczne. Najważniejsze było to, że dzięki tej scenie Reylo przeszło do kanonu. Oczywiście, nie zakończyło to sporu, a raczej podsyciło ogień niczym wylanie kilku kropel wody na grilla. Wspomniana pierwsza połowa fandomu wypinała z dumą pierś, obwieszczając wszem wobec, że miała rację i ich „ship” miał rację bytu, a druga wściekała się na twórców za to, że – ich zdaniem – podjęli taką decyzję pod wpływem rozmarzonych fanek, a nie jakichkolwiek przesłanek fabularnych. To tło jest ważne, by zrozumieć, dlaczego inspiracje Reylo wzbudzają w ludziach tak skrajne uczucia. Z jednej strony jest mnóstwo kobiet, które oglądając nową trylogię, zakochały się w tej parze, a szczególnie w Adamie Driverze w roli Kylo Rena. Ba, okazuje się, że stało się to głównym paliwem twórczym, dzięki któremu udało im się wydać swoją pierwszą książkę (np. Mój współlokator jest wampirem Jenny Levine). Z drugiej strony jest mnóstwo ludzi, którzy szczerze nienawidzą tego shipu. Nie podoba im się też, że ktoś tak bardzo inspiruje się innym tekstem kultury. Bo choć to normalne, że człowiek stale przetwarza i modyfikuje już istniejące idee, to taka jawna inspiracja może przeszkadzać odbiorcy. 

Książki na podstawie Reylo

No dobrze, ale o jakich książkach mowa? We wstępie podałam Mój współlokator jest wampirem autorstwa Jenny Levine, ale to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Na platformie Goodreads można znaleźć zestawienie, zawierające fanfiki Reylo, które później zostały wydane jako książki. Na liście jest 45 tytułów, a warto zaznaczyć, że nie zostały na niej uwzględnione książki „zainspirowane Reylo” albo napisane przez ich fankę. Omówmy jednak kilka najważniejszych pozycji. The Love Hypothesis autorstwa Ali Hazelwood stało się hitem na booktoku (książkowej stronie TikToka, która potrafi nieźle podbić sprzedaż; księgarnie za granicą zaczynają robić wystawki tylko na podstawie tej kategorii) i kariera autorki bardzo szybko się rozpędziła. Dość popularnym żartem wśród czytelniczek i czytelników jest to, że każdy główny bohater jej książki to Adam Driver/Kylo Ren w peruce.  Na liście z popularnych książek są też między innymi Poważny i nieromantyczna Ashley Poston, Wojny Huraganowe They Guanzon, Forget Me Not Julie Soto i The Nanny Lany Ferguson. Na ten temat powstają też ciekawe artykuły – na przykład o tym, że wydawnictwa kochają Reylo. Przypomnę jeszcze tekst z portalu CinemaBlend z 2022 roku mówiący o tym, jak fanfik Reylo zamienił się w książkę, a potem dostał zielone światło na adaptację (chodzi oczywiście o The Love Hypothesis).
Fot. Materiały prasowe

Kylo Ren wojuje rynek wydawniczy

Jak wspomniałam, dla wielu osób inspiracja Reylo jest kłopotliwa. Albo pałają czystą nienawiścią do tego shipu, albo zarzucają autorkom brak oryginalności. Sama nigdy nie zwracałam na to uwagi. Opiszę ten problem na przykładach trzech książek z listy, które zostały wydane w Polsce.  Nie jestem fanką Gwiezdnych Wojen i po lekturze The Love Hypothesis czy Mój współlokator jest wampirem nie miałam pojęcia, jaki był origin powstania tych książek. Może wierne fanki i fani uniwersum domyśliliby się tego, ale trudno mi to sobie wyobrazić. Te historie nie były odbiciem wydarzeń z trylogii, a bohaterowie nie wydawali się kopiami Kylo Rena i Rey. Kulisy były dla mnie raczej zabawną ciekawostką, a nie powodem do otworzenia na nowej stronie X i rozpoczęcia rantu.  Nie mogę się też zgodzić z zarzutem braku oryginalności. Weźmy na warsztat The Love Hypothesis. Odsuwając na bok kwestię tego, czy była to dobra książka, trzeba przyznać autorce jedno – znalazła swoją niszę. I nie chodzi mi tu wcale o shiperów Reylo, bo sama do nich nie należę, a o romanse (jak twórczyni sama pisze na swoim profilu na Goodreads) opowiadające o kobietach w STEM i środowisku akademickim. To taka mała luka, którą do tej pory nikt się nie interesował i uważam, że właśnie to przesądziło o wielkim sukcesie Ali Hazelwood. To także ta oryginalna część, która wyróżniła ją na tle konkurencji. 
Fot. Materiały prasowe
Z kolei Mój współlokator jest wampirem to dość ciekawy przypadek, ponieważ bierze na tapet klasyczny wątek z romansów paranormalnych, czyli związek człowieka i wampira, ale próbuje go zdekonstruować. Główny bohater jest przystojny, ale także niezdarny i czasem wręcz śmieszny, ponieważ nie pasuje do współczesnej kultury. Autorka nie boi się trochę z niego ponabijać, dzięki czemu – pun intended – wydaje się bardziej ludzki i przystępny. Za to nasza heroina – choć miła, pomocna, urocza (takie uosobienie tropu sunshine) – ma instynkt samozachowawczy i dostrzega czerwone flagi. Słowem: Jenna Levine postanowiła pójść w nieco bardziej komediową stronę, wykorzystać absurdy typowego romansu paranormalnego z wampirem i intencjonalnie pobawić się gatunkowymi kliszami, by stworzyć coś świeżego.  They Guanzon od Wojen Huraganowych podkreśliła, że ważną częścią książki – która odróżnia ją od najpierw napisanego fanfika – są elementy zaczerpnięte z Azji Południowo-Wschodniej. Historia została zatem oparta na dziedzictwie kulturowym autorki. To zapewne także nadało jej uniwersum oryginalności i pewnej prawdziwości. Pamiętajmy, że dla wielu osób zaletą Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego była właśnie słowiańskość, tworząca niepowtarzalny klimat, szczególnie w dobie wielkich hollywoodzkich blockbusterów i globalizacji. Odbiorcy pragną różnorodności, Myślę, że Thea Guanzon mogła im to dać, a Reylo dawno już wtedy zeszło na drugi plan.  Na końcu warto wspomnieć, że takie inspiracje nie są ani czymś nowym, ani zaskakującym, o czym pisałam w tekście Fanfiction: dobre czy złe? jakiś czasu temu. Do pisarzy, którzy zaczynali od fanfików, a później przerobili je na książki, należą: Marissa Meyer, Meg Cabot, Cassandra Clare, E.L. James, Anna Todd, Rainbow Rowell. C.S. Lewis, autor Opowieści z Narnii, sam zachęcał swoich młodych fanów do pisania historii w własnym uniwersum, o czym wiemy z listu do czytelnika z 1961 roku. 

TOP 30: Najpopularniejsze książki w 2023 roku [Tumblr]

A jeśli interesują was książkowe tematy, może was zaciekawić ta lista: 
Fot. Seria butikowa
+24 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj