Te piękne proste tezy doskonale charakteryzują fenomen meczów jako widowiska o wręcz nieograniczonej dramaturgii. Wszystko się tu może zdarzyć, choć wiadomo, że nikt tu Ameryki nie odkryje i nie wyląduje na Marsie. Mimo to cykliczność transmisji meczów uzależnia - w pozytywny sposób, podobnie jak ciekawe sezony seriali. Nie ma to jak emocjonujący event, podczas którego można odetchnąć od szarej rzeczywistości. Na kolejny sezon czekamy nieraz wiele miesięcy. Będzie on długi, wyczerpujący i cholernie wciągający. Gdy się zaczyna, wszyscy aktorzy są na swoich miejscach, gotowi odegrać przydzielone im role, a widzowie na kanapach przed telewizorami starają się nie obgryzać paznokci. Rozpoczyna się festiwal wielkich emocji, który będzie trwał przez najbliższe dni, tygodnie i miesiące… Cyklicznie, aż do wielkiego finału, kiedy to poznamy zakończenie śledzonych przez nas wydarzeń. W międzyczasie nastąpi wiele zwrotów akcji, trzymających w napięciu zajść i kontrowersyjnych incydentów. Część aktorów odejdzie z obsady, inni z drugiego planu wskoczą na pierwszy. Cały sezon dostarczy widzom emocji, po których trudno będzie spokojnie zasnąć. Gdy już się zakończy, będziemy chcieć więcej i więcej.
fot. UEFA
To nie opis kolejnej serii Game of Thrones, House of Cards czy Narcos. Tak wyglądają cykliczne rozgrywki piłkarskie z perspektywy widza śledzącego mecze przed telewizorem. Wbrew pozorom serialomaniacy i miłośnicy piłki nożnej mają ze sobą wiele wspólnego i nie mówimy tu o wlepionym w ekran wzroku czy grymasach na twarzy przedstawiających emocje od ekscytacji po zniechęcenie i oburzenie. Przedmioty ich fascynacji są przecież do siebie bliźniaczo podobne w swojej formie. Mimo że jedna strona ogląda krwawe wesela czy zombie apokalipsy, a druga 22 spoconych facetów latających za piłką, to tak naprawdę obie grupy poddają się temu samemu zjawisku. Pamiętajcie jeszcze wielkie emocje z finału Ligi Mistrzów z 1999 roku? Piękny stadion na Camp Nou, Manchester United kontra Bayern Monachium, wielki spektakl i piorunująca końcówka. Gdy niemiecka drużyna miała zwycięstwo już praktycznie w kieszeni, a pewny swego trener Ottmar Hitzfeld zdjął z boiska dwóch kluczowych graczy, nadeszły dwa śmiertelne angielskie ciosy, w tym jeden zadany przez mordercę o twarzy dziecka - Ole Gunnara Solksjaera. Wystarczyła minuta, aby zaszokować cały piłkarski świat. Chwila jak z finału dobrego serialu... Minuty, sekundy, ujęcia, zmieniają świat bohaterów i pozostawiają widza ze szczęką na podłodze. Pamiętacie spotkanie rodziny Soprano w końcówce szóstego sezonu, kiedy to familijna sielanka (prawdopodobnie) przemienia się w masakrę? Przypominacie sobie zakończenie trzeciego sezonu Lost, gdy widz zostaje znokautowany informacją, że oglądane przez niego retrospekcje są w zasadzie… futurospekcjami? Kojarzycie ostatnie chwile Gusa Fringa z Breaking Bad czy morderczy szał Piper w zakończeniu pierwszego sezonu Orange Is the New Black? Finał Ligi Mistrzów z 1999 roku idealnie się wpisuje w takie emocje. Na czym polega fenomen piłki i tego, że miliony kibiców na całym świecie fascynuje się nią nieprzerwanie? Każdy, kto obejrzał w swoim życiu trochę meczów wie, że spektakl piłkarski potrafi być widowiskiem pełnym nagłych zwrotów akcji, nieprzewidzianych wydarzeń czy dramatycznych incydentów – całkiem jak serial. Mecz potrafi trzymać za gardło, nie luzując uścisku aż do dziewięćdziesiątej minuty. Dramatyzm na boisku momentami sięga zenitu, a widz zastanawia się, czy ogląda widowisko sportowe na żywo czy jakiś hollywoodzki blockbuster. Idealnym przykładem fabularnej dramaturgii meczu piłkarskiego jest pamiętny finał Ligi Mistrzów z 2005 roku, kiedy to Liverpool zdobył trofeum, pokonując A. C. Milan. Pierwsza połowa dla włoskiej drużyny i aż trzy gole. Druga, dla angielskiej ekipy i ponownie potrójne trafienie. To jednak nie koniec niesamowitych wydarzeń. Gdy rozpoczynają się rzuty karne, czyli najbardziej emocjonujący segment meczowy, na scenę wchodzi „bohater ostatniej akcji”. Bramkarz Jerzy Dudek odstawia swój słynny „Dudek Dance” i daje zwycięstwo Liverpoolowi. To właśnie w takich chwilach zwykli sportowcy stają się herosami rodem z seriali przygodowych. Pamiętacie jak Robert Lewandowski rozbił bank, strzelając 4 gole Realowi Madryt? Znokautował rywala tak jak Frank Underwood swoich przeciwników politycznych w House of Cards czy niczym Matt Murdock podczas jednej z widowiskach widowiskowych bijatyk w serialu Daredevil. Najwięksi boiskowi herosi są przecież jak serialowi protagoniści. Nie trzeba wiele się nagimnastykować, aby odnaleźć podobieństwa między poszczególnymi postaciami. Skuteczny jak Ronaldo, inteligentny niczym Messi. Spryt Neymara, szybkość Lewandowskiego, siła Harry’ego Keane’a. Wypisz wymaluj marvelowscy Defenders lub superbohaterowie z Arrowverse. Przyjrzyjmy się może bliżej sezonowi piłkarskiemu. Nieważne, czy mówimy o niemieckiej Bundeslidze, hiszpańskiej Primera Division czy włoskiej Serii A. Co tydzień, analogicznie jak w serialu, dostajemy odcinek z udziałem naszych ulubionych bohaterów (drużyna, której kibicujemy) mierzących się z różnej maści przeciwnikami (piłkarze przeciwnych klubów). Zakończenie sezonu skwitowane jest niedługą przerwą, po której festiwal atrakcji rozpoczyna się od nowa. W międzyczasie emocje podgrzewają nam różne crossovery i eventy, podczas których mamy okazję zobaczyć naszych bohaterów w nietypowych konfiguracjach. Liga Mistrzów jako międzygalaktyczny crossover, w którym nasi bohaterowie stają w szranki z przedstawicielami innych seriali (innych lig piłkarskich)? Dlaczego nie? Współcześnie, gdy jeden mecz można oglądać na odbiorniku TV, a drugi na telefonie, przyciągnęłoby to wielbicieli seriali, którzy są otwarci na nowinki technologiczne i preferują różnorodne formy oglądania. Rozwiązań jeśli chodzi o sposób oglądania Ligi Mistrzów jest tu do wyboru do koloru. Ot, choćby oferta rodzimej IPLI, która nie ma sobie równych w Polsce, jeśli chodzi o transmitowanie wydarzeń sportowych w internecie. IPLA pokazuje wszystkie mecze Ligi Mistrzów i Ligi Europy UEFA na żywo, które można oglądać w wysokiej rozdzielczości na smartfonie, tablecie, komputerze czy smart TV.
fot. UEFA
Podobieństw jest wiele, ale czy istnieją jakieś fundamentalne różnice między przedmiotem fascynacji serialomaniaków i miłośników sportu? Z pewnością: miłośnicy sportu nie muszą przecież oglądać, jak ich idole umierają w męczarniach lub poddawani są brutalnym torturom, jak to bohaterowie wielu seriali mają w zwyczaju. Nie oznacza to oczywiście, że piłkarze nie przeżywają dramatycznych chwil na boisku. Jako przykład wystarczy wymienić jedną z najbardziej emocjonalnych chwil ostatniej Ligi Mistrzów, kiedy to ikona Liverpoolu Mohamed Salah, opuszcza boisko z powodu kontuzji, w trakcie finałowego meczu z Realem Madryt. Gwiazda, mająca świecić najjaśniej podczas tego ultraważnego meczu, niespodziewanie gaśnie. Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić ból i cierpienie psychiczne tego młodego zawodnika? Takie emocje tylko w Lidze Mistrzów. Podczas gdy w serialach telewizyjnych nawet najbardziej ekscytujące wydarzenia są tylko wymysłem scenarzystów, w piłce nożnej wszystko dzieje się naprawdę. I to jest jedyna, ale jakże znacząca przewaga widowiska sportowego nad telewizyjną fabularną rozrywką.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj