Frank "The Fixer" Tagliano (Steve Van Zandt), prominentny członek nowojorskiej rodziny mafijnej, popada w niełaskę nowego bossa organizacji. Po nieudanym zamachu na swoje życie Frank postanawia podkablować FBI o dawnych towarzyszach i dołączyć do programu ochrony świadków. Tagliano na swój nowy dom wybiera… norweskie Lillehammer. Zdumionym (jego decyzją) agentom FBI wyjaśnia, że był pod wielkim wrażeniem Zimowej Olimpiady w 1994 r., a przede wszystkim, że będzie to ostatnie miejsce, w którym ktokolwiek by go szukał. W ten oto sposób Frank trafia do Lillehammer. Od tej pory senne miasteczko musi sobie radzić z gangsterem, który nie zamierza grać według lokalnych reguł.
Oaza Szczęścia?
Pomysłodawcami serialu jest norweskie małżeństwo – Anne Bjørnstadt i Eilif Skodvin. W pisaniu scenariusza wspomógł ich sam Van Zandt. Twórcy Lilyhammer wcale nie ukrywają, że serial jest jedną wielką satyrą wymierzoną w norweskie społeczeństwo i jego styl życia. Począwszy od reperkusji związanych z bezstresowym wychowaniem dzieci, a zakończywszy na palącym problemie asymilacji imigrantów spoza europejskiego kręgu kulturowego – Norwegowie chętnie się szczycą przyjmowaniem azylantów z Afryki czy też świata arabskiego, ale już niechętnie widzą ich w swoim bezpośrednim sąsiedztwie.
W anglojęzycznej prasie można się spotkać z opiniami, że Lilyhammer to "opowieść o gangsterze, który przyjechał korumpować norweskie społeczeństwo". Jest w tym sporo prawdy, lecz należy też dodać, że Norwegowie ukazani w serialu nad wyraz chętnie ulegają przekupstwom i dodatkowym profitom wypłacanym "pod stołem". Zaś ci mieszkańcy Lillehammer (i okolic), którzy wydają się z pozoru całkowicie uczciwi, kryją oczywiście grzechy znacznie większego kalibru aniżeli przyjęcie zwykłej łapówki.
Norwegowie – podobnie jak Amerykanie – często skandują głośno hasła o tym, że ich ojczyzna jest "najwspanialszym państwem na świecie". W Lilyhammer dostajemy z kolei obraz kraju, w którym obywatele są już nieco zmęczeni poprawnością polityczną, lubują się w pędzeniu bimbru, a policja najbardziej interesuje się świętami i lokalnymi imprezami, faktyczną pracę traktując niczym uciążliwy dodatek do festynów.
Norweską biurokrację (i tamtejszą specyfikę) odczuła nawet ekipa realizująca serial. Podczas kręcenia trzeciego sezonu producenci zapragnęli sprowadzić na plan żywego tygrysa, jednakże ogrom papierkowej roboty oraz (lub przede wszystkim) groźby lokalnych aktywistów walczących o prawa zwierząt, zapowiadających paraliż planu zdjęciowego, sprawiły, że zaniechano tego pomysłu. Skończyło się na tygrysie wygenerowanym za pomocą komputerów.
Konwencja
Lilyhammer jest udanym kolażem kilku gatunków. Najbardziej zaakcentowano chyba czarną komedię, niemniej jednak mamy tu również sporą dozę dramatu obyczajowego i kryminalnej intrygi. W serialu znajdziemy liczne odniesienia do wybitnych dzieł popkultury, z trylogią "Ojciec chrzestny" na czele. Wielbiciele Rodziny Soprano też nie będą w tym względzie zawiedzeni. Wykorzystane w serialu rozwiązania fabularne nie są może zawsze szczytem wyrafinowania, jednakże już samo umiejscowienie historii daje spory powiew świeżości w zalewie anglosaskich tasiemców.
Bjørnstadt i Skodvin zaczynali pod koniec lat 90., pisząc dowcipy do radiowych i telewizyjnych programów satyrycznych. Da się to odczuć, bowiem serial często zmusza widza do szczerego śmiechu. Para potrafi w niewymuszony sposób naigrywać się z przywar swoich rodaków i swojego kraju. Trond Fausa Aurvåg, wcielający się w Togeira Liena – prawą rękę Tagliano, stwierdził z kolei, że serial zawsze stara się uchwycić jak najwięcej norweskiego ducha i tamtejszej kultury widzianej okiem obcokrajowca.
Frank Tagliano aka Giovanni Henriksen
Przybywając na norweską ziemię, Frank Tagliano nie spodziewał się zapewne, że zamieszka w drewnianym baraku, dostanie do użytku elektryczne auto i przemianowany zostanie na Giovanniego Henriksena. Na domiar złego urzędnik z lokalnego NAV (norweski urząd ds. pracy i opieki społecznej) zaproponuje mu co najwyżej pracę pizza-boya. Frank od razu postanawia więc wziąć sprawy w swoje ręce. Przejmuje miejscowy bar i zmienia go w modny lokal "Flamingo"; zaprzęga do współpracy kilku lokalnych wykolejeńców oraz wchodzi w układ z gangiem motocyklistów. Z kolei obskurne lokum zamienia na wygodny apartament.
Frank ma niewątpliwą charyzmę i talent do robienia interesów, nawet gdy niektórych trzeba przekonać do swoich racji odrobiną przemocy. Jego zawadiackiemu urokowi ulegają oczywiście miejscowe kobiety. Tagliano szybko daje wszystkim do zrozumienia, że wchodzenie mu w drogę nie jest zbyt rozsądne. To wszystko dostajemy niemalże na samym początku serialu. Należy przyznać twórcom, że akcja Lilyhammer jest wartka i nie można narzekać na nudę.
Steve Van Zandt
Tagliano stanowi niemalże kopię Silvio Dante – zarówno jeżeli chodzi o fizyczny wygląd (podobny ubiór, fryzura), jak i przymioty charakteru (przedsiębiorczość, spryt i – zważywszy na wykonywaną profesję – daleko idący zdrowy rozsądek). Steve Van Zandt na co dzień nie jest aktorem. To zawodowy muzyk, który od dziesięcioleci gra w kapeli Bruce’a Springsteena zwanej E Street Band, a role Dantego i Tagliano są jedynymi w jego filmografii. Obie też są zagrane w sposób praktycznie identyczny – ta sama mimika, gestykulacja, chód. Nie jest to bynajmniej zarzut – w tym konkretnym przypadku sprawdza się to znakomicie. Wbrew pozorom na barkach Steve’a nie spoczywa też cały ciężar serialu, ponieważ wspiera go plejada utalentowanych norweskich aktorów, kreujących cały szereg intrygujących osobowości.
Warto nadmienić, iż Van Zandt – na muzycznej scenie znany jako Little Steven lub Miami Steve – prywatnie jest wielkim miłośnikiem Norwegii. W wywiadzie dla norweskiej telewizji stwierdził: "Norwegowie są bardzo skomplikowani. W norweskiej kulturze jest sporo paradoksów i sprzeczności, które uważam za fascynujące: to społeczeństwo silnie obywatelskie, o dużym poczuciu wspólnoty, wyznające socjaldemokratyczną koncepcję państwa, a z drugiej strony, jeżeli pozna się bliżej Norwegów, to są oni bardzo, ale to bardzo dużymi indywidualistami". Według niego jedną z największych zalet Norwegów jest to, że w przeciwieństwie do Amerykanów "nie żyją tylko po to, by pracować, ale pracują, by żyć".
Steve odwiedza ten kraj regularnie od lat 80. Bywał w nim zarówno z zespołem E Street Band, jak i samemu – występował wtenczas w akompaniamencie norweskich muzyków. Niektórzy z nich gościnnie wystąpili później w Lilyhammer. I właśnie muzyka to kolejny wielki atut serialu. Nad tym elementem produkcji w znacznej mierze sprawuje nadzór właśnie Little Steve. Widzowie raczeni są świetnymi piosenkami, m.in. klasyką rocka, popu, bluesa, jazzu oraz mniej znanymi (ale równie znakomitymi) utworami przynależącymi do tych gatunków. Motywem przewodnim Lilyhammer uczyniono zaś utwór składający się z miksu norweskiego folku i nowojorskiego jazzu.
Prekursorzy
The Sopranos była niewątpliwym przełomem w telewizyjnej rozrywce, wznosząc seriale na zupełnie nowym poziom jakości i łamiąc przy tym wiele tabu małego ekranu. To właśnie ten tytuł sprawił, że seks, przemoc i dosadny język przestały być domeną kina. Choć Lilyhammer nie może poszczycić się aż tak wielkim wpływem na popkulturę, to jednak można nazwać tę produkcję swoistym novum. Lilyhammer było pierwszym serialem zamówionym przez platformę Netflix i właśnie jej dedykowanym. Bez sukcesu Lilyhammer najprawdopodobniej nie powstałoby House of Cards lub Orange Is the New Black. Sukcesu, który jest niepodważalny – w Norwegii Lilyhammer obejrzała niemalże 1/5 wszystkich obywateli, a sam serial sprzedano do 150 krajów. Pierwszy sezon miał premierę 25 stycznia 2012 roku w norweskiej telewizji NRK. Wszystkie osiem odcinków dziewiczej serii pojawiło się 6 stycznia tego samego roku na platformie Netflix. Obecnie fani oczekują na premierę sezonu nr 3 – kręconego od początku 2014 roku.
Wszyscy ci, którzy mają ochotę odpocząć od zalewu czysto anglosaskich produkcji, szukają pewnej dozy oryginalnego poczucia humoru, niezłej intrygi i nieopatrzonych plenerów – wszystko to (a nawet więcej) znajdą właśnie w Lilyhammer. Steve Van Zandt – główna gwiazda, współscenarzysta, ale także producent wykonawczy – nazwał Lilyhammer "projektem wynikającym z pasji". "Nikt nie stanie się bogaty, robiąc norweski serial. Mam jednak szczęście być na tym etapie życia, gdy nie muszę robić już nic dla pieniędzy" – stwierdził aktor. I to jest chyba najlepsza możliwa rekomendacja Lilyhammer.