DAWID MUSZYŃSKI: Dorastając, miałeś styczność ze Star Trekiem? Jason Isaacs: Tak, ale nie tym z Williamem Shatnerem, choć byłem świadom, że taki istnieje. Oglądałem za to przygody statku dowodzonego przez Picarda. Ale to też nie z miłości do tego gatunku, a raczej jako fan Patricka Stewarta, którego zawsze podziwiałem. Rozumiem, że jak dostałeś propozycję zagrania Kapitana Lorca, to nadrobiłeś zaległości? Żartujesz? (śmiech) Wiesz, ile tego wszystkiego jest? I nie mówię tylko o filmach i serialach, ale również o powieściach. Życia by mi nie starczyło. Postanowiłem zbudować postać samodzielnie. Nie chciałem być odtwórczy. Zależało mi na wprowadzeniu świeżości i na tym, aby widz nie miał wrażenia, że już to wszystko gdzieś widział. Mam wrażenie, że Lorca się męczy na mostku Discovery. Bo tak jest. To jest żołnierz stworzony do działania. Chciałby być się na pierwszej linii frontu. Walczyć z nieprzyjacielem. Ale nie może, ponieważ przydzielono mu statek badawczy pełen naukowców. I to go frustruje. Nie podoba mu się ta sytuacja i dlatego dąży do jej najszybszej zmiany. A on jest w stanie dowodzić statkiem na polu walki? A dlaczego miałby nie być w stanie? Patrząc na jego zachowanie, jak choćby spanie z bronią pod poduszką i nerwowe ruchy, można mieć wątpliwości. Lorca cierpi na zespół stresu pourazowego i widzowie na razie nie wiedzą dokładnie, z czego to wynika. Dostali jakieś strzępy informacji, ale myślę, że nasi scenarzyści w przyszłości rozwiążą tę zagadkę. Ale oprócz tego, że ma koszmary i źle sypia, to nie widzę powodów, by mu odbierać możliwość kierowania statkiem. No a ja widzę. By utrzymać swój stołek, jest w stanie  sabotować federację, co widzimy w jednym odcinku, gdy wysyła swojego dowódcę w ewidentną pułapkę tylko dlatego, że zagroził mu odebraniem statku. Ściąga też na Discovery osobę, o której niczego nie wiemy i która może być szpiegiem. No to po kolei. Moim zdaniem nie był świadomy pułapki czekającej na dowódcę. Być może jego zmysły były przytępione obawą o to, że może stracić statek. W jego przekonaniu bez niego jest nikim. Nie wróci przecież do domu, nie będzie kosić trawy i popijać herbatę. To człowiek, który swój koniec wyobraża sobie jako śmierć na polu bitwy, a nie w bujanym fotelu. Co do drugiej tezy, że wprowadził na pokład szpiega, to na pewno niedługo wszystko się wyjaśni.
fot. CBS
Jeszcze w tym sezonie? Nie mogę i nawet nie chcę odpowiedzieć na to pytanie. (śmiech) Rozumiem. To porozmawiajmy o pracy na planie… The Patriot? Bardzo chętnie. Więc... Akurat miałem na myśli Harry’ego Pottera, ale jak chcesz zacząć od Patrioty, to proszę bardzo. Miałem sporo frajdy, grając pułkownika Wiliama Tavingtona. Bestię, prawdziwy czarny charakter. Gdy po drugiej stronie konfliktu stoi taki człowiek jak Mel Gibson, mam z tego jeszcze większą frajdę. Choć, korzystając z okazji, chciałbym stanowczo zaznaczyć - jakbyś mógł napisać to dużymi literami - TEN FILM NIE JEST KINEM HISTORYCZNYM. TO FIKCJA. Dziękuję. Najdziwniejszy moment na planie tego filmu? Teraz ci tak z pamięci nie powiem, ale mogę opowiedzieć pewną anegdotę z czasu, gdy  film z Melem promowaliśmy. Pojechaliśmy na premierę do Włoch. Siedzimy w kinie, Mel z  winem w ręku. Robi się ciemno. Lecą napisy początkowe. Pojawia się postać Mela na ekranie i… zaczyna mówić w języku włoskim. Nagle mój kolega odwraca się do mnie i mówi: „Ty, ja nic nie rozumem. Wychodzimy”. Na co odpowiedziałem: „Czekaj, ja też chcę usłyszeć, jak brzmi głos mojej postaci w tej wersji”. No więc siedzimy... i wiesz co? Byłem mocno rozczarowany. Mel dostał taki męski, głęboki głos, a ja jakiś taki niski. Kompletnie do mnie niepasujący. Granda! Ale i tak ciekawie było usłyszeć siebie w innym języku. Dobrze, to przejdźmy jeszcze do Harry’ego Pottera, bo czas nam się już kończy. Słyszałem, że sprawiałeś na początku nie lada problemy działowi charakteryzacji. Od razu problemy. Doszło do pewnego kreatywnego starcia. Nie podobało mi się, jak postać Lucjusza została narysowana na szkicach koncepcyjnych. Zarządziłem pewne zmiany, które faktycznie na początku nie zostały przyjęte z entuzjazmem, ale ostatecznie zostały przyjęte i zaakceptowane przez wszystkich. Jakie na przykład? Malfoy na szkicach miał krótkie włosy. Ja widziałem go raczej jako długowłosego blondyna. Gdy to powiedziałem, pani w charakteryzatorni dziwnie na mnie spojrzała. Chwyciłem jakąś tanią blond perukę, która wisiała na jakimś wieszaku, i ją na siebie założyłem. Następnie spojrzałem na jego ubiór i też go zanegowałem. Widziałem go jako arystokratę w futrze, a nie takiego zwykłego czarownika. No i na koniec chciałem, by chodził z laską w ręku, w której będzie ukrywał swoją różdżkę. Tylko po to, by zrobić ten fajny ruch z jej wyciąganiem. Tak ubrany wybrałem się na plan, gdzie czekał na mnie Chris Columbus, reżyser Harry Potter i Komnata Tajemnic. Spojrzał na mnie i spytał: „Jak ty wyglądasz? Noga cię boli?”. Opowiedziałem mu o mojej wizji. Popatrzył na mnie ze skrzywioną miną i powiedział: „No dobrze. Spróbujmy”. I tak narodził się Malfoy, jakiego wszyscy znamy.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj