Lotte Verbeek to aktorka znana najbardziej z serialu Outlander. Podczas 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni porozmawiałem z nią o jej roli w filmie Ukryta gra.
Lotte Verbeek w filmie Ukryta gra wciela się w agentkę amerykańskiego wywiadu, więc staje się jedną z kluczowych postaci w tytułowej rozgrywce. Podczas spotkania wypytałem ją o pracę na planie polskiego filmu.
ADAM SIENNICA: Pamiętam, że bardzo lubiłem twoją rolę w Outlanderze. Nigdy nie sądziłem, że będę mieć okazję porozmawiać z tobą o polskim filmie.
LOTTE VERBEEK: A tu proszę! [śmiech]
Jak do tego doszło?
Przez Outlandera! [śmiech] A tak poważnie, dostałam scenariusz, który przeczytałam i bardzo mi się podobał. Thriller polityczny to gatunek, którego jeszcze nie robiłam, więc to było dla mnie interesujące. Fabuła przenosi nas w czasie do lat 60., które lubię ze względu na styl, ale nie miałam zbyt dużej wiedzy o politycznym i społecznym aspekcie tego okresu. Chciałam więcej się o tym dowiedzieć i to wydaje mi się jedną z zalet bycia aktorką. Jedna sprawa to stanąć na planie przed kamerą, a druga jest taka, by dojść do tego etapu, trzeba zrozumieć rzeczywistość okresu, zwłaszcza, jeśli sam w nim nie żyłeś. To interesująca szansa, by poznać historię w zupełnie inny sposób niż w szkole.
Praca z Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie też miała interesujący wpływ na kreację.
Dla mnie Pałac Kultury jest niezwykłą postacią Ukrytej gry. Rozumiem, że przez pryzmat historii Polacy mają różne odczucia wobec tego budynku. Postrzegam to jednak jako piękny symbol Warszawy. Czułam się zaszczycona, że mogłam tam kręcić i nazwać ten budynek moim miejscem pracy. To było piękne.
Allan Starski to jeden z najlepszych scenografów na świecie. Musiało to ci pomóc w wejściu w rolę.
Zdecydowanie. Allan jest fantastyczny. W filmie widać, że bardzo podobała mu się praca przy Ukrytej grze, gdzie odtwarzał lata 60. Szczególnie, że jest tam też troszkę Nowego Jorku, nie tylko Polska. Interesujące dla mnie były rozmowy o tym, jak w tych latach wizualnie Polska różniła się do Stanów Zjednoczonych czy Rosji. To była dla mnie szansa, by nauczyć się czegoś nowego. Zdradzę ci, że tak naprawdę jestem nerdem. [śmiech]
Wiele osób mówi, że Ukryta gra wygląda jak film amerykański, nie polski. Czy na planie dostrzegłaś jakąś różnicę?
Miałam szczęście, pracując w USA i w Europie. Wiem, że w Polsce mówicie z dumą: to wygląda prawie jak amerykański film! Rozumiem to, bo pochodzę z Holandii. Gdy jakiś film wygląda jak amerykański, to również u nas powstaje wrażenie, że to wzrost jakości. Powstają lepsze filmy. W Hollywood produkuje się największe filmy, ale w Europie uwielbiam to, że podczas pracy czuć bogactwo tutejszej kultury. W warstwie wizualnej i fabularnej. Jako Europejczycy chyba nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo jesteśmy wyjątkowi w tym aspekcie. Mamy naprawdę niesamowitą kulturę i historię. Musisz wiedzieć, jak to nakręcić i pokazać na ekranie, a sądzę, że Pawel Edelman niesamowicie filmował nasze sceny i scenografię. Wówczas, gdy wiesz, jak uchwycić tę europejską kulturę, to masz szczęście. Mam nadzieję, że Ukryta gra to ma, bo jeszcze nie widziałam jej [śmiech].
Na pewno elementy kultury polskiej są istotne, bo widz na zachodzie może dowiedzieć się czegoś nowego.
Tak, uczenie się czegoś na podstawie filmu jest dobre, ale tak naprawdę chodzi też o korzystanie z tego. W historii Europy było tak wiele kulturowych i politycznych wydarzeń, które możemy postrzegać jako bolesne, tragiczne, ale jednocześnie one uformowały nas wszystkich jako Europejczyków. Indywidualny charakter krajów, ale też w większym kontekście regionalnym. Nawet też po prostu jako ludzi. Dlatego oglądanie takich rzeczy na ekranie nie polega tylko na ich poznawaniu, ale na docenienie historii i dumie z bycia Europejczykami.
Jak postrzegasz swoją postać? To dla mnie taka trochę realistyczna kobieca wersja Jamesa Bonda. Superszpieg.
[śmiech] Dzięki! Przyjmuję ten komplement! [śmiech] Świetnie mi się grało tę postać. To ciekawy pomysł, by w latach 60., które nie przeszły jeszcze społecznych przemian związanych z emancypacją kobiet, agentka podejmowała się tak niebezpiecznego zadania. Dużo rozmawiałam z Łukaszem Kośmickim o tym, dlaczego na przykład nie zajmuje się gotowaniem w kuchni, jak inne kobiety. Dlaczego ona zajmuje się właśnie tym w latach 60.? Dlatego granie takiej postaci było szalenie interesujące. Czy jest kobiecą wersją Jamesa Bonda? Zdecydowanie ma asy w rękawie!
Jaką jest osobą agentka Stone?
Jej motywacje do końca nie są wyjawione w filmie, ale można wypatrzyć określone tropy. Cieszy mnie, że nie jest to w szczegółach wyjaśnione, ponieważ pozwala widzom na interpretacje. Rozmawialiśmy o tym, jak wyglądało życie kobiety w latach 50. i 60. w USA, bo oczywiście ona nie zmieniła go z dnia na dzień i od razu nie osiągnęła takiej pozycji. Może życie amerykańskiej kobiety nie było tak dobre, skoro zawężało się do pracy w kuchni. Jeśli rozmawiamy o kobiecie z ambicją i perspektywą na świat, która chce w tym aktywnie uczestniczyć, jej motywacje mogą stać się klarowne.
Twarda, nieugięta agentka. Czy takich ról chciałabyś więcej?
Nie wiem, czy ona jest po prostu twarda. Chyba powinniśmy ostrożnie patrzeć na kobiece role w filmach, ponieważ wiele osób chce twarde kobiety, superbohaterki, a ja szczerze mówiąc, nieszczególnie jestem tym zainteresowana. Nie powinniśmy usilnie dążyć do grania postaci, które przez lata były postrzegane jako role męskie, ponieważ nie chodzi o to, by udowadniać, że jesteśmy tacy sami, bo nie jesteśmy. Oczywiście wszyscy jesteśmy ludźmi, ale zarazem bardzo się różnimy. Kobieta ma inną perspektywę na życie, więc mówiąc: jest twarda może w jakimś stopniu oddawać to, kim jest ta bohaterka, Jednocześnie jednak jest w niej wrażliwość i inne niuanse, które mam nadzieję są dostrzegalne w Ukrytej grze. Nie byłabym zainteresowana, jeśli byłaby to po prostu zabójcza kobieta.
Przyznam, że Ukryta gra zaskoczyła mnie piosenką w stylu Jamesa Bonda śpiewaną przez Annę Karwan.
Zgadza się, wczoraj słyszeliśmy jej występ. To samo pomyślałam. Od razu powiedziała do Billa: Brzmi, jakbyśmy zrobili film o Bondzie! Czy tak było? [śmiech] To było piękne! Kapitalnie to zaśpiewała. To chyba buduje wrażenie hollywoodzkiego filmu, bo każdy z moich ulubionych ma świetną muzykę, która nie tylko wspiera obraz, a także idzie w sprzeczności z nim lub wznosi go na wyższy poziom. Staje się odrębnym dziełem sztuki. Gdy muzyka i obraz zgrywają się, to dla mnie jest magia kina.