Berserk

Tytuł, którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Jeśli mówimy o mandze z gatunku dark fantasy, to automatycznie myślimy "Berserk". Wychodzące od 1989 roku dzieło Kentaro Miury to nie tylko mokry sen fanów gatunku, ale też uczta dla oczu, w której piękne średniowieczne krajobrazy przeplatają się z mitycznymi stworzeniami i groteską. Mogą wywoływać w nas uczucie odrazy, zdumienia lub podziwu, ale nie jesteśmy w stanie zaprzeczyć ich walorom artystycznym i nie oddać hołdu niesamowitym detalom, które tworzą świat Miury. Cóż można powiedzieć o anime "Berserk" z 1997 roku? Niewiele poza tym, że obdarła serię z całej jej magicznej otoczki. Studio Oriental Light and Magic zdecydowało się z jednej strony położyć większy nacisk na interakcje między bohaterami, motyw przyjaźni i pomocy oraz zmniejszenie brutalności niektórych scen, a z drugiej usunęło ważne dla fabuły postacie, takie jak Puck czy Skull Knight, które mogły w znaczącym stopniu wspomniane cechy uwydatnić. Rzekomo twórcy nie chcieli pozostawiać widzów z uczuciem pustki po zakończeniu planowanych 25 odcinków i zdecydowali się na wymazanie jakichkolwiek wątków, które mogłyby skłaniać do myślenia o jakiejkolwiek kontynuacji. Anime jednak ma wielu fanów wśród widzów nie znających mangi. Nie przeszkodził w tym nawet fakt, że akcja ucina się w momencie przełomowym dla historii, co pozostawia nas z uczuciem podobnym do patrzenia na smakowitego homara za szybą, kiedy właśnie skończyliśmy 40-dniowy post. Od strony wizualnej także nie jest najlepiej - kreska, jaką zastosowano, była prosta i toporna, a wśród kolorów zdecydowanie dominowały barwy ciemne i wyblakłe, co może miało na celu oddać atmosferę z mangi, ale mi bardziej kojarzyło się ze stylem ze starych hentai. Warto się na chwilę zatrzymać przy muzyce. O ile wcześniejsze składowe nie napawały optymizmem, to Susumu Hirasawa odwalił kawał dobrej roboty i niektóre momenty mimo słabego wykonania znacznie zyskują dzięki klimatowi, jaki wprowadza użycie szerokiej gamy instrumentów orkiestrowych. Jest podniośle, patetycznie, czasem melancholijnie i smutno, ale taka jest właśnie ta historia.
źródło: materiały prasowe
  Tych, których animowana seria "Berserk" nie zachwyciła, na pewno ucieszyła informacja z 2010 roku o planowanym wypuszczeniu trylogii bazującej na materiale ze Złotej Ery, ukazującej historię Gutsa od momentu przyłączenia do Drużyny Jastrzębia do Zaćmienia włącznie, co w końcu dało szansę na ujrzenie przełomowych momentów historii w wersji animowanej. Są to filmy wykonane poprawnie, rzekłbym, że lepiej od serialu, ale wciąż daleko im do ideału. Animacja jest płynna, chociaż CGI rzuca się w oczy od pierwszego momentu i użyte w połączeniu z tradycyjną animacją tworzy uczucie sztuczności, która - mimo że schodzi na dalszy plan - wciąż jest zauważalna i nie pozwala rozkoszować się historią w spokoju. Na pochwałę zasługuje wykonanie teł i krajobrazów, które mimo bycia częściami świata dark fantasy potrafią cieszyć oczy i są miłą odskocznią od licznych scen rzezi, masakr i mordobicia. Warto również wspomnieć, że wykonanie różni się w każdym z filmów i o ile CGI razi w pierwszej oraz drugiej części, to w trzeciej jest już użyte z umiarem i wygląda o niebo lepiej, czego dużą zasługą jest animacja twarzy bohaterów w 2D. Niestety, jak już wspomniałem, nie są to filmy idealne. O ile historia Gutsa jest obecna w znamienitej większości, o tyle epizody, które w przyszłości miałyby duże znaczenie i dotyczyły postaci pobocznych, zostały całkowicie wycięte, co raczej uniemożliwia kontynuowanie serii na dużym ekranie. Mimo wszystko każda cześć oferuje sporo radości, ale mnie szczególnie przypadła do gustu ostatnia odsłona, dla której warto się przemęczyć z poprzedniczkami, ponieważ otrzymujemy spełnienie marzeń każdego fana serii. Historia wreszcie kończy z nudnawymi, politycznymi wątkami, aby wprowadzić na dobre siły nadprzyrodzone, potwory i różnorakie monstra; między postaciami tworzą się na pozór nierozerwalne więzi, co pozwala nam utożsamić się z nimi chociaż na chwilę. Małym problemem, który razi w adaptacji tej mangi, jest czas. W każdej części wyraźnie możemy odczuć przyspieszanie akcji i pomijanie pomniejszych wątków, czego najlepszym dowodem jest Casca, która w trzeciej części zmienia swoje zachowanie o 180 stopni kilkukrotnie w czasie mniejszym niż 5 minut. Wygląda na to, że na razie nie jest nam dane obejrzeć wiernej ekranizacji mangi "Berserk", która pewnie leży gdzieś między wersją telewizyjną i kinową, ale i tak zapraszam do obejrzenia tej ostatniej, najlepszej.
źródło: materiały prasowe
 

Pretty Guardian Sailor Moon Crystal

Czas na łyżkę dziegciu w tej beczce miodu, bo o ile powyższe produkcje można uznać za udane, to odświeżona wersja "Czarodziejki z Księżyca" zawodzi na całej linii. Kiedy byłem małym chłopcem, tak jak większość osób oglądałem tę bajkę dla dziewczyn - i nie wstydzę się tego napisać. W tamtym czasie była to nowość i nie było wielkiego wyboru, a nadnaturalne zdolności były przedmiotem pożądań zarówno chłopców, jak i dziewczynek. Teraz raczej nie wpadłbym na obejrzenie całej tej serii, ale wciąż dostrzegam, jaki wpływ na rozwój gatunku miała manga autorstwa Noko Takeuchi zakończona w 1997 roku. Nie oszukujmy się, oryginalny serial emitowana w latach 1992-97 nie był doskonały. Przez małą przerwę między startem mangi i anime twórcy wersji animowanej musieli porzucić zdarzenia kanoniczne i lokować coraz więcej zapychaczy. Także od strony wizualnej nie był to wielki rarytas, chociaż można by pomyśleć, że kto jak kto, ale Japończycy będą wiedzieli, jak dobrze przedstawić nieletnie panienki w szkolnych mundurkach. To, czego serii nie można odmówić, to czar, urok i nowatorskie podejście do kobiet ratujących świat, bo mimo iż sama mechanika tych mocy nie była najwyższych lotów, to któż z nas nie kibicował Usagi i spółce w czasie ich potyczek z siłami Chaosu? Co więc by było, gdyby zachować urok starej serii i wzbogacić ją o oryginalną historię z mangi oraz o wiele lepszą oprawę audiowizualną rodem z XXI wieku? Brzmi to jak recepta na sukces - i z takim zamiarem w 2012 roku wyszło Toei Animation, ogłaszając, że już niedługo dostaniemy nową wersję ulubionej bajki z dzieciństwa, pod tytułem "Pretty Guardian Sailor Moon Crystal". A jak to wyszło w praktyce? Owszem, widać poprawę graficzną, ale wszystkiemu brak głębi i wygląda to, jakby producenci całą kasę wywalili na momenty transformacji czarodziejek, bo reszta wydaje się po prostu płytka, a odcinki - wyraźnie przeciągane. Muzyka jest zwyczajnie monotonna i trudno o jakiś utwór, który zapada w pamięć, a historia na razie ta sama, więc za wcześnie na stwierdzenie jakichkolwiek zmian. Reboot z całą pewnością nieudany.
źródło: materiały prasowe
 

Ushio to Tora

Na zakończenie coś, co może stać się hitem sezonu letniego, czyli najnowszy staroć, tym razem w wersji animowanej. "Ushio to Tora" autorstwa Kazuhiro Fujity zakończyła się blisko 20 lat temu i opowiada o przygodach chłopca imieniem Ushio, który pewnego dnia w piwnicy świątyni, którą zamieszkuje, odkrywa wielką, tygrysopodobną bestię przyszpiloną do ściany włócznią. Jak się później dowiadujemy, potwór został pokonany 500 lat temu przez samuraja dzierżącego ową przeklętą włócznię, służącą do pokonywania złych demonów nazywanych youkai. Poprzez otwarcie piwnicy Ushio zapoczątkowuje rozwój wydarzeń, którego nikt nie był w stanie przewidzieć. Manga zdobyła olbrzymią popularność w Japonii i zapoczątkowała boom na historie o chłopcach przemierzających świat z nadnaturalnymi towarzyszami, jak na przykład "Król szamanów". Tym bardziej dziwił brak decyzji o stworzeniu serii anime, jednak w końcu doczekaliśmy się i tego lata wystartowała animowana adaptacja mangi. Trudno opisać ją inaczej niż w samych superlatywach, być może z tego względu, że sam jestem wielkim fanem tej mangi, ale ta produkcja jest niejakim powrotem do korzeni gatunku. Już oglądając czołówkę, ma się to znajome uczucie, że akcja będzie wartka, walki - satysfakcjonujące, a świat - pełen różnorakich stworzeń cieszących oczy. I w rzeczywistości tak jest, bo "Ushio to Tora" to seria w zgrabny sposób łącząca mitologię japońską ze światem wymyślonym przez autora, w której nie ma czasu na nudę, bo kolejne zagrożenia czyhają za każdym rogiem. Od strony wizualnej także jest wspaniale - kreska jest surowa, w starym stylu, a jednocześnie bardzo plastyczna i każdy ruch postaci jest gładki oraz naturalny, co jest szczególnie ważne w przejściach w trakcie scen walk. Brak jakichkolwiek cięć i po prostu czuć dynamikę zarówno skoków, jak i uderzeń czy uników. Jeśli nie do końca wiecie, o czym mówię, to wystarczy, że wrócicie pamięcią do starć w "Dragon Ballu" i przypomnicie sobie, jak podczas uderzenia pięścią w brzuch postacie objawiały tak zwany "elastyczny kręgosłup", co pozwalało na zaakcentowanie siły ciosu. Nie zdaje mi się, aby coś takiego miało mieć miejsce w "Ushio to Tora". Start jest bardzo obiecujący.
źródło: materiały prasowe
  Tytułów pasujących do wybranych przez nas kryteriów jest o wiele więcej, ale skupiliśmy się na tych najbardziej ikonicznych lub wartych poznaniach. Macie jakichś swoich faworytów lub może ulubione mangi, które zasługują na ekranizację, a jej jeszcze nie otrzymały?
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj