Prezydent studia, Kevin Feige, od teraz nie odpowiada już przed CEO Marvel Entertainment, Issakiem Permutterem. Zamiast tego jego bezpośrednim przełożonym stał się Alan Horn, prezes studia Disney. Skrócenie "łańcucha dowodzenia" niesie za sobą wiele istotnych zmian i możliwości, jednak nie wszystkie są, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, pozytywne. Zacznijmy jednak właśnie od pozytywów. Po pierwsze, może być to sprytna zagrywka ze strony Disneya, by niejako awansować szefa swojej dywizji będącej maszynką do robienia pieniędzy, bez faktycznego awansu. Wszyscy widzimy, jak zaangażowany jest Feige w tworzenie Kinowego Uniwersum Marvela i jak dobrze mu to wychodzi. Na pewno widzą to także inne studia i kto wie, czy któreś w końcu nie wyszłoby z propozycją, którą trudno byłoby Feige'owi odrzucić. Dlatego być może Disney stara się upewnić, że zostanie on z nimi jeszcze na długie lata. Aby zrozumieć kolejną zaletę tej zmiany, trzeba najpierw przybliżyć nieco osobę CEO Marvel Entertainment, Issaca Permuttera. Zdecydowanie nie jest to człowiek, który cieszy się najlepszą opinią w branży. Generalnie to właśnie jemu przypisuje się mocne oziębienie relacji ze studiem 20th Century Fox. Prawdopodobnie to głównie Permutter odpowiada za kompletne zrezygnowanie z wszelkich zabawek czy innych gadżetów z postaciami, do których prawa ma właśnie FOX. Mówi się nawet, że chciał on anulować takie serie komiksowe jak "Deadpool" czy "X-Men", jednak cieszą się one zbyt dużą popularnością. Sama relacja pomiędzy Kevinem Feige'em a Issakiem Permutterm również do najlepszych nie należy. The Hollywood Reporter podaje, że sam Feige nazwał tę współpracę „wieloma latami frustracji”. Permutter był prawdopodobnie również przeciwny tworzeniu filmu opartego na historii „Civil War”. Dowodził także tzw. creative committee, które analizowało scenariusze i miało duży wpływ na jakość filmów. Wraz ze zmianą łańcucha dowodzenia pozbyto się tej grupy osób dowodzonych przez Permuttera. Zarzucano im oziębłość, czepianie się szczegółów i olewanie istotnych kwestii, takich jak generalny ton scenariusza. To też wpływało negatywnie na pracę filmowców, dla których współpraca z tą grupą była koszmarem.
Isaac Perlmutter / Źródło: jewishbusinessnews.com
Wygląda więc na to, że Feige będzie miał teraz większą swobodę, a filmy studia Marvel dzięki temu mają szansę zyskać na jakości. Kevin Feige już stał się ikoną sukcesu w kwestii budowania spójnego uniwersum kinowego i ulubieńcem fanów. Mając wolną rękę i mniejszy stres, który wynikał z częstych przepychanek z przełożonym, być może zabierze się za ambitniejsze produkcje w uniwersum. Dzięki odcięciu się od Marvel Entertainment nie musi się np. tak bardzo starać o to, aby na podstawie każdego filmu powstała przynajmniej jedna linia zabawek. Kolejna zaletą wynikającą z odsunięcia Permuttera od filmów może być ewentualne wznowienie rozmów ze studiem 20th Century Fox. Wszystko to wygląda na papierze rewelacyjnie i chyba każdy fan MCU trzyma kciuki za ten nowy układ, jednak warto zwrócić uwagę na pewne ryzyko. Co by nie mówić o Issacu Permutterze i jego trudnej współpracy z Kevinem Feige'em, do tej pory ten zespół działał. Zdarzały się studiu Marvela filmy słabsze, ale nawet one nie spadały poniżej pewnego poziomu i generalnie bawiły przy jednorazowej wizycie w kinie. Feige wydaje się osobą bardzo zdyscyplinowaną, ale kto wie, być może to właśnie kontrola i nadzór Permuttera przełożyły się na tworzenie tak dobrych filmów. Nie raz już w historii branży filmowej, kiedy dany reżyser czy producent dostawał zbyt dużo swobody, okazywało się, że jakość jego produkcji znacznie spadała. Patrząc oczywiście na to, co do tej pory reprezentował sobą Kevin Feige, nie jest to jednak wielka obawa. Dużo gorsza wiadomość czeka zwolenników łączenia uniwersum telewizyjnego i kinowego. Co jakiś czas pojawiają się pytania od fanów: „Czy Daredevil wystąpi u boku Kapitana Ameryki?”, „Czy agenci SHIELD odegrają jakąś rolę w filmie?”. Szanse na jedno i drugie właśnie mocno spadły. Issac Permutter nie jest już szefem Kevina Feige'a, ale w dalszym ciągu odpowiadać przed nim musi Jeph Loeb, szef telewizyjnego oddziału Marvela. Znając charakter CEO Marvel Entertainment, trudno sobie wyobrazić, że teraz, kiedy pozbawiono go władzy nad najbardziej dochodową gałęzią marki, nagle otworzy się na rozmowy o współpracy obu dywizji. Dlatego niestety fani czekający na walkę serialowych Defenders u boku Avengers raczej będą musieli jeszcze trochę poczekać. Pisząc o większej swobodzie, warto dodać, że zaraz po awansie Feige rozwiązał również kreatywny komitet Marvela, czyli zespół osób udzielających porad i wskazówek przy fabułach filmów. W skład owego zespołu wchodziły takie osoby jak Alan Fine, Brian Michael Bendis, Dan Buckley czy Joe Quesada, czyli panowie mocno związani ze środowiskiem Marvela. Strona Birth.Movies.Death podaje, że wg Feige'a obniżali oni kreatywność, byli generalnie utrapieniem, a ich pomysły i poprawki do scenariuszy często bardzo mieszały w efektach końcowych. Wszystko wskazuje więc na to, że czeka nas nowy rodzaj filmów Marvela - trzymamy kciuki, że będą to zmiany na lepsze.

[komiksomaniak 616 - kanał youtube]

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj